niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 2


Diego mimo danego słowa, nadal nie był pewien swojej decyzji. Wiedział, że postępuje słusznie, mimo tego niepewność gościła w jego serca. Czasami postępujemy pod wpływem chwili, nie zastanawiając się nad ogólniejszymi skutkami czy też nie zważając na opinie innych. Nie, wcale nie chodzi tu o podejście do celu po trupach. W końcu nie na tym powinno to polegać, mimo tego wielu ludzi właśnie tak postępuje. Moje dobro jest najważniejsze, a to, że zniszczę wiele osób po drodze wcale się nie liczy. Po co mam na to zważać? Wszyscy jego podopieczni byli z bardzo bogatych domów, albo po prostu w stopniu znaczącym zamożniejszy niż standardowo. Prawie wszyscy robili to, by zemścić się na rodzicach, by udowodnić coś komuś, bądź po prostu, po ludzku na złość mamie odmrozić sobie uszy. Chcieli mieć pieniądze na ciuchy i duperele, które i tak przecież mieli. Ale ciągle było im mało. Jednak żaden z nich nie robił tego bo musiał. I to była ta jedna, mała różnica. Która jednak zmieniała wszystko. Oni wszyscy robili to, bo chcieli. Lubili seks, zazwyczaj mieli kilku stałych klientów. Do godziny dziewiętnastej cały czas miał wątpliwości. Dopiero wtedy ktoś, a dokładniej Araliel postanowił mu przerwać. A młodszy z mężczyzn po prostu zapukał do drzwi, by przekazać rudzielcowi pewną informację.
            - Nasza jedynka, chce się u ciebie dzisiaj pojawić. Będzie o dwudziestej trzydzieści. Podobno chce zrezygnować z usług naszych chłopców. Na razie nie wiem dlaczego i zapewne wyjawi to dopiero tobie. Farid się jeszcze nie odzywał. – Araliel przekazywał Diego tylko najważniejsze informacje. Zresztą w tej firmie zajmował się wszystkim. Wolał działać niż ciągle siedzieć w miejscu. A z tym właśnie wiązało się siedzenie przed monitorami. Od ich ostatniej rozmowy widzieli się tylko dziesięć minut. Przekazując sobie właśnie najważniejsze informacje, jednak Araliela wcale to nie martwiło. Znał swojego byłego partnera na tyle, że wiedział iż ten przeżywał sprawę pewnego nastolatka. Diego odbierał to wszystko bardziej osobiście niż można się było tego spodziewać. Sam w końcu przeżył kiedyś coś podobnego. Z tym, że wtedy był zupełnie sam i nie miał mu kto pomóc. Oddawał się obleśnym, starym mężczyznom, po to by dali mu coś do jedzenia czy dali jakiekolwiek pieniądze na nie. Zresztą i tak dawali mu skrajnie małe racje żywności by mieć do jego ciała częstszy dostęp. Jednym plusem tej całej sytuacji było to, że wiedział o tym by się zabezpieczać. Wolał głodować cały dzień niż się nie zabezpieczać. Skąd jako dwunastolatek wiedział o zabezpieczaniu się? Nie mając dostępu do żadnych mass mediów? Posiadanie matki prostytutki ma pewne skutki, czasami pozytywne. Mimo tego, długo się nią nie nacieszył. Zginęła od postrzału na pustej ulicy. Oficjalna wersja jest taka, że ktoś ją napadł i zabił. W rzeczywistości zastrzelił ją alfons, któremu odmówiła płacenia. Dlatego też pożegnała się z życiem. W końcu jednak trafił na człowieka, który dał mu szanse. Podniósł się z dna. A on w pewnej podzięce dla swojego przybranego ojca, stworzył ten burdel. Pozwolił działać osobom, które chciały się sprzedawać. Była to dziwna idea pomocy, ale lepsza taka niż żadna. Dlatego właśnie Diego miał zasadę, że to pracownik jest ważniejszy, a nie klient. Kto wie jak jego życie mogło się potoczyć, gdyby nie człowiek, który dał mu dom, miłość i opiekę oraz poczucie bezpieczeństwa. Nie wiele brakowało, a oprócz sprzedawania narkotyków, sam by je brał. O ile stany fizyczne leczą się dość szybko, o tyle psychikę można komuś zniszczyć w bardzo łatwy sposób. Jest ona tak zagmatwana, że nikt nie może dać gwarancji, co się w niej zmieniło. Araliel wiedział o wszystkich doświadczeniach Diego, dlatego był dla niego wyrozumiały. Również z tego powodu dał mu zajęcie. Mężczyzna w takich okresach wolał działać niż siedzieć bezczynnie i się użalać. Pozwalał sobie tak robić przez jeden dzień. Jeden jedyny, następnie zmuszał się do pracy. Araliel był człowiekiem, który potrafił wiele rzeczy wybaczyć. Czasem za dużo. Pewnie też dlatego dawał pewnemu upartemu mężczyźnie szanse. Nie jedna osoba, nie potrafiłaby się już do niego zbliżyć, ale nie on. Mimo tego wszystkiego, nadal go kochał. Tak po prostu. Wiedział jak jego „szef” działa, gdy jest zestresowany, dlatego przypuszczał, że któryś chłopiec pojawi się w jego gabinecie. Czuł się mile zaskoczony, gdy ten tego nie zrobił. Wolał nie wysuwać myśli naprzód, nie chciał się później zawieść. Mimo tego miał w sobie, gdzieś głęboko, zakopaną nadzieję, że jego rudy się zmieni. Powoli, ale jednak. Jeżeli tylko sam będzie tego chciał. Starał się nie robić żadnych planów, bo doskonale wiedział czym się one zazwyczaj kończą. Był typem człowieka, którego nadzieja spala, a zawód pogrąża. Dlatego też starał się niczego nie planować, wiedział, że nie ma to sensu. Z jego planów zresztą mało wychodziło. Czasem nie mógł się oprzeć jasnemu płomykowi nadziei, dlatego też często się parzył. Był zbyt wrażliwy. Miało to swoje plusy i minusy. Ogólny rachunek wychodził na minusie, ale on regularnie, z uporem szaleńca, poprawiał go na plus. Araliel potrafił bardzo szybko zaufać, przez co bardzo wiele tracił, mimo to uważał, że dobrze, iż jest jaki jest.
            - Nie myśl tyle. – Uśmiechnął się do Diego. – Dobrze robisz. Pomożesz mu, a dzieciak akurat tego najbardziej potrzebuje. Znam cię. Dlatego też przypuszczam, że jeżeli wcześniej uda mu się znaleźć pracę, nie każesz mu oddawać swego ciała. Będziesz brał od niego jakieś grosze, po czym nagle stwierdzisz, że już się spłacił. Wiesz jakie mamy procedury. Cała sytuacja wygląda tak jak ją opisał. Nic nie ukrył i nie skłamał. Aktualnie uczy się przez Internet. Dla twojej informacji, zmieniłbym psychologa jego sióstr. Delikatnie mówiąc, facet nie jest czysty. Daj mu namiary na naszego człowieka. – Przysunął do niego wizytówkę, którą chwilę wcześniej umieścił na biurku. Wtedy dopiero zielone oczy, podniosły się na niego. – Nie będzie wiedział, że to ktoś z naszych. Po prostu wysuń przypuszczenie, że ten człowiek może mu pomóc. I że jest za darmo. Zapłacę za to z własnej kieszeni. – Westchnął lekko po czym na jego twarz wpłynął uśmiech. – Wolę zapłacić, niż mieć na sumieniu dwie dziewczynki, skrzywdzone przez jakiegoś debila, tylko tego względu, że nie chciało mi się odpowiednio zareagować. Czasem się za bardzo przejmuję. Wiem o tym. Ale skoro mam taką możliwość, to wolę z niej skorzystać. Jeżeli młody pojawi się, gdy będzie u ciebie Josh, to go czymś zajmę. Nie będziesz musiał się tym martwić. – Przymrużył lekko oczy, przez co w ich kącikach pojawiły się drobne zmarszczki. Pochylił się nad nadal milczącym rudzielcem po czym pocałował go w czoło. – Wiesz, że nienawidzę prowadzić monologów. Idę ogarnąć wszystko na dole. Nasi podopieczni mają dzisiaj wzięcie. – Ponownie się uśmiechnął i wyszedł. Będąc już za zamkniętymi drzwiami roześmiał się cicho. Diego zrobił doprawdy komiczną minę, gdy pocałował go w czoło. Oboje wiedzieli co to oznacza. Opiekę. I przez to im obu było lżej na sercu. Kiedyś wykonywali pewne czynności, które miały dla nich jawne znaczenie. Tak zwana jedynka była ich najważniejszym klientem. Nie chodziło tu o sam fakt zostawiania pieniędzy, co o to, że są przyjaciółmi od kilku lat. Bywał u nich od czterech do dwunastu razy w ciągu miesiąca, za każdym razem płacił więcej niż wymagali. Często też dawał coś w prezencie, swoim jedno nocnym kochankom. Mogli tylko przypuszczać ile ten człowiek zarabia, będąc prezesem jednej z najlepszych firm na rynku, można wręcz powiedzieć potentata branży. Nieoficjalnie wiadome było, że ma pod sobą kilka zadłużonych firm, chociaż o oficjalnym przejęciu nie było mowy. Dokładniej ujmując. Owe źle prosperujące instytucje, jakimś cudem, finanse mają na dość dużym plusie. Zastanawiał go jednak powód odejścia. Czy była to jego samodzielna decyzja, czy coś go do niej przymusiło. A może ktoś. Musiał się tego dowiedzieć od pracowników. Wybadać czy któryś ostatnio nie zrobił czegoś nagannego. Ale zrobi to dużo później. Najpierw muszą usłyszeć to z ust Josha. Jeżeli będzie taka potrzeba, dopiero później zajmie się wszystkim dokładnie. Pan prezes miał zaledwie dwadzieścia siedem lat. Był chyba najszczerszym człowiekiem jakiego znali razem z Diego. Jego ojciec zmarł nie cały rok temu. Jednak dwudziesto sześciu letniemu wówczas mężczyźnie, nie sprawiło problemu przejęcie jego firmy. I nie chodzi tu o pazerność. Od małego był szkolny by nią odpowiednio zarządzać. Wszystko było przystosowane do wieku, często uczony był rzeczy trudnych poprzez zabawę, jednak odniosło to najlepsze skutki. Nigdy nie był zmuszany do nauki czy też do objęcia fotela prezesa. Był do tego przygotowywany, jednak miał możliwość wyboru. I właśnie przez to postanowił przejąć to, co jego ojciec tak szanował. Najdziwniejsze było to, że w ciągu tak krótkiego czasu zyskał bardzo duży szacunek. Od początku zaczął wprowadzać zmiany w firmach, unowocześniać je. Jednak nie robił tego szybko. Miał obmyślaną cała strategię, skonsultowaną z nie jednym ekspertem. I chyba to było w tym najważniejsze. Jeżeli czegoś nie wiedział bądź wolał się upewnić, pytał osoby, bardziej się na tym znające. Nie był wszechwiedzący, a umiejętność pytania przysporzyła mu wiele osób przychylnych. Nie raz zdarzało się tak, że spółka upadała przez nowego prezesa, który robił wszystko szybko, byleby pokazać, że to on jest najmądrzejszy i najlepszy. Wtedy to zazwyczaj konkurencja wykupywało prawie wszystkie akcje spółki, by mieć ją pod kontrolą. Od tej pory była od nich zależna i nic nie dało się ukryć. Oprócz tego Josh  doskonale wiedział jak pozbyć się najgorszych osób w swojej korporacji. Oczywiście, nie wyrzucił ich. Załatwił im przeniesienie do innych siedzib czy instytucji, często do zupełnie innej branży. Starał się jednak, by owe miejsce przeniesienia było pod jego działalność. Najzabawniejsza w tym wszystkim była jego doskonała wręcz taktyka. Umiał podejść ludzi, powiedzieć im, że szanuje ich wybory i decyzje, zasługę w działaniu firmy, jednak doskonale widzi, że nie są szczęśliwi na swoim stanowisku. Początkowa reakcja ludzi wzywanych do jego gabinetu i słyszących owe słowa, była prawie identyczna. Jednak u każdej z tych osób, pojawiała się ta sama myśl: Cholera, on mnie zwolnić. Bali się wypowiedzieć chociażby słowo, by nie stracić pracy, dzięki której mają z czego opłacić kredyt czy studia dzieci. Jednak dalsze słowa szefa wprawiały ich dosłownie w osłupienie. Phillip, nie zamierzam cię zwolnić. Chcę po prostu wiedzieć, co cię naprawdę interesuje, by przenieść cię na inne stanowisko. Niekoniecznie związane z tym czym się teraz zajmujesz. Widzę, że nie jesteś zadowolony z tego co robisz, a gdybyś robił to co lubił, działabyś sprawniej, lepiej i z chęcią przychodziłbyś do pracy. Prawdą jest też, że lepiej przysłużyłbyś się wtedy do rozwoju firmy. Prosta informacja, wywołująca zdziwienie, szok, ale zarazem szczęście, gdy okazuje się, że to nie jest żadne kłamstwo. Oczywiście na początku każdy myślał, że zwariował i pukali się w czoło z niedowierzaniem co też ten człowiek wyczynia. Pierwsza piątka wezwanych pracowników, była tak niepewna swojej sytuacji, że nie wiedzieli jak się mają zachować. Powiedzieć prawdę czy skłamać. Uwierzyli dopiero wtedy, w prawdziwość tych słów, gdy już sfrustrowany Josh powiedział im, że napisze im dokument, że nie zamierza ich zwolnić. Co wywoływało śmiech, zaprzeczenie całej sytuacji i prawdziwą odpowiedź. Ludzie stawali się bardziej rozluźnieni i rozmowni. Faktem jest, że nie zawsze miał możliwości niektórych osób przenieść od razu, jednak zlecał swojej sekretarce o tym by poinformowała owych pracowników o owej sytuacji.  Nie musiał tego robić, ale mimo bogactwa, był uczciwym człowiekiem. Szanującym innych. Ich zdrowie i nerwy. Podobną politykę miał jego ojciec, tylko, że on dostosował ją do swojej wizji. To co zrobił okazało się rewelacyjnym rozwiązaniem. Ludzie rzeczywiście zaczęli pracować sprawniej, lepiej i szybciej, jednak zarazem dokładniej. Od czasu do czasu zostawali po godzinach, ale nie sprawiało im to problemu, ze względu na ich częstotliwość. A mianowicie zdarzało się to raz czasem dwa razy w miesiącu. A widząc jak pracują ich znajomi, nie mieli na co narzekać. Oprócz tego, że wykonywali ciężką pracę, zaczęli ją kochać i wkładać w nią serce. Przez to też zyskali stabilizacje emocjonalną oraz zwiększyły się ich możliwości czy zainteresowanie i inicjatywa. Diego i Araliel wiedzieli jak prosperuje jego firma, z tego względu, że się z nim zaprzyjaźnili. Josh zaczął korzystać z ich usług, jak tylko pojawili się na rynku. Usłyszał kilka opinii i postanowił zaryzykować, nie mając czasu na szukanie jednonocnych kochanków. Chodzenie na imprezy go nie kręciło, a skoro mógł zapłacić, to zaczął to robić. To właśnie on zasugerował im stałych klientów, i właśnie dlatego był numerem jeden. Oficjalnie nikt nie wie, że zamiast nocnego klubu istniej u nich luksusowy burdel. Przecież osoby na wysokich stanowiskach także mają swoje potrzeby. Przecież nie będą zamykać źródeł swoich przyjemności. A skoro każda kontrola nie wykazuje żadnych nieprawidłowości, to nie ma z tym problemu. Nie raz przychodził do nich człowiek na stołku wmurowanym w pośladki. Dosłownie i w przenośni. Mimo tego, nie mieli oporów przed wyrzuceniem takiego człowieka, jeżeli tylko próbował krzywdzić ich pracowników. Zresztą wielu z nich nie zgadzało się na badania. A to był już czynnik wykluczający z ich usług. Wiedzieli, że trzymając się swojego stanowiska wiele zyskują. Nikt nie wszczyna im burd, a to, że mają mniej pieniędzy nie było takie ważne. Mieli i tak bardzo duże zyski, a pieniądze nie były najważniejsze. Sam fakt, że nie wszyscy mieli wstęp do klubu, powodowało to, że każdy chciał do niego należeć. Być elitarnym. Korzystanie z ich usług stało się renomą. I chyba to było w tym wszystkim najlepsze.

*
Godziny wieczorne były dla Farida najgorszą porą dnia. Cisza w domu go przerażała tak samo jak jego siostry. Dopiero wtedy nie mogli znaleźć dla siebie miejsca. Anne i Bianka szły szybciej spać, ale dość często budziły się w nocy z płaczem. Była to chyba najbardziej uciążliwa część dnia. Pora wypoczynku, przerodziła się w porę zmęczenia jeszcze większego niż po całym dniu intensywnego funkcjonowania. Wieczór był dla nich przykrą konfrontacją z rzeczywistością. Nie raz zdarzało się, że rodziców nie było cały dzień i wracali dopiero w nocy. W ten sposób właśnie, noc ukazywała całą prawdę. Ich rodzice nie żyją. Łudzenie się, nie ma sensu. A mimo tego robili to cały czas. Łudzili się od rana do nocy. A noc stawała się przykrym rozczarowaniem. W dzień każde miało stos zajęć. Siostry chodziły do szkoły, później musiały odrabiać lekcje i sprzątać łazienkę dwa razy w tygodniu. Farid natomiast zajmował się całym domem, gotowaniem, nauką. Było mu ciężko, ale musiał sobie z tym poradzić. Do tego teraz dochodziła praca. Nie wiedział czy da sobie z tym wszystkim radę. Niektórzy przygotowywali się do tego pół życia, a on musiał dać sobie radę sam, nie mając żadnego wsparcia. Ale miał dla kogo walczyć. I to dawało mu nadzieję i siłę. Od godziny dwudziestej czas dłużył im się ponad miarę. Sekunda trwała tyle co minuta. Minuta tyle ile godzina. I to było w tym najgorsze. Na szczęście najgorszy kryzys minął. Jego siostry wieczorem ponownie zaczęły opowiadać sobie historię. Zawsze miały bogatą wyobraźnię. Od małego tworzyły opowiadania o księżniczkach, które z czasem przerodziły się w co raz bardziej skomplikowane historie miłosne. W wyobraźni nastolatek było to łatwe i do przejścia. Każda co wieczór opowiadała swoją część historii. Do czasu wypadku. Zaczęły do tego wracać, a to był najlepszy znak. Farid nie raz słyszał jak to robią. Wywietrznik z ich pokoju, łączył się z jego. Nie raz dolatywały do niego owe historie i nie tylko to. Nigdy nie zdradzał tego co słyszał, uważał, że to nie jego sprawa. Teraz jego pogląd trochę się zmienił, właśnie ze względu na obowiązek dbania o siostry. Wiedział, że nie powinien podsłuchiwać, ale dzięki temu wiedział czy są bezpieczne i co się u nich dzieje. Fakt, mówiły mu to także na co dzień, ale wiele rzeczy, które słyszał w nocy, pomijały. Dobrze, że on nie miał z kim o sobie rozmawiać. Słuchając ich chcąc nie chcąc od dłuższego czasu, potrafił rozróżnić, która kiedy kłamie, a kiedy tylko nagina troszkę przeszłość. Przecież nikt nie kazał im być idealnym. A tym bardziej nie okłamywać siebie nawzajem. Czasami sprawiało mu frajdę pokopać którąś z nich w sposób tak perfekcyjny, że nie jednemu by mina zrzedła. A wtedy przy okazji same się wkopywały. Przynajmniej miał się z czego pośmiać. Tak, oczywiście był złośliwy. Czasem za bardzo. Gdy leżał u siebie na łóżku, słyszał jak jego siostry mówią co raz wolniej, dlatego też postanowił zadzwonić do swojego przyszłego szefa. Wiedział, że nie ma innego wyjścia i chyba to było w tym wszystkim najgorsze. Po krótkiej rozmowie z Aralielem okazało się, że Diego jest zajęty przez najbliższe półtorej godziny i najlepiej jakby zjawił się dopiero wtedy. Tak też postanowił zrobić. Mógł jeszcze na spokojnie pomyśleć i zaplanować co musiał zrobić przez cały tydzień. Miał też czas na kąpiel. A tego potrzebował najbardziej. Gdy przyjdzie może wziąć szybki prysznic. Ale teraz musiał wiedzieć na czym się skupić. A od zawsze pomagała mu w tym właśnie kąpiel. Ciepło go relaksowało i pozwalało na ogarnięcie chaosu informacji.
            W czasie, gdy Farid miał w końcu czas by zająć się sobą, Diego przeprowadzał rozmowę z Joshem o powodach jego decyzji. Na razie zresztą mu się do tego nie spieszyło. Chciał po prostu, najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Zresztą musieli uzgodnić plan wspólnego biznesu. Na szczęście nie tyczyło się to ów szanowanego przybytku. Diego zastanawiał się czy nie zainwestować pewnych funduszy w salon odnowy biologicznej czy też salon kosmetyki estetycznej. Co raz więcej osób z nich korzystało i byłoby to całkiem dobre rozwiązanie. Nie chciał cały czas zarządzać burdelem. Była to praca wygodna, mało stresująca, ale często po prostu nudna. A on po prostu nie lubił nudy, stagnacji. Wolał ryzyko i niepewność, chociaż starał się tego wyzbyć i żyć tak jak każdy inny. Ale jego temperament dawał o sobie znać i szukał czegoś co pozwoli mu się do końca obudzić. Diego z kolei namawiał go do zainwestowania w jego firmę, co szybko mu się zwróci. Dość prężnie się rozwijali, a dział elektroniki działał teraz najsprawniej. Większa część naszego dnia codziennego opierała się na elektronice. Laptop, komórka, radio, telewizor, jedne i te same podzespoły, skonstruowane w trochę inny sposób, z innymi podpięciami, ekranami, a jednak wszystko opierało się tylko na tym.
            Josh doskonale wiedział, że Diego nie lubi być powiązany umowami z kimś, kto jest jego klientem. I wcale mu się nie dziwił. Ludzie potrafili taką znajomość biznesową wykorzystać do różnych celów, także do korzystania z usług prostytutek. Jednak za  darmo. A mimo wszystko, wiedział, że rudowłosy nie może sobie na to pozwolić. Nie chodziło tu o finanse, tylko o zwykłą ludzką uczciwość. Starszy mężczyzna uważał, że jeżeli ktoś pracuje, należy mu się wynagrodzenie. To, że miałby z kimś umowę, wcale nie świadczy o tym, że owa osoba może za darmo korzystać z usług innej firmy współwłaściciela. Jednak Josh wiedział co chce osiągnąć i w jaki sposób.
            - Wiesz, że rezygnuje z waszych usług, więc możesz na spokojnie zainwestować w moją firmę. Nie chcę już korzystać z waszych usług. – Lekko ironicznym uśmiech wpłynął na jego twarz, gdy Diego w końcu zorientował się o czym mówi.
            - Czyli chcesz zrezygnować, żebym się dołożył do twojej działalności? Czy twój powód jest inny? – Gdyby ktoś zobaczył ich w innej sytuacji, stwierdziłby, że ów mężczyzn coś do siebie ciągnie. A zarazem, że mają w sobie to coś, co przyciąga do nich przedstawicielki płci pięknej. Obaj mieli niestandardowe rysy twarzy, specyficzne, dodające im uroku. Nie jednej osobie mogli  by się wydawać brzydcy, jednak po pewnej chwili ich twarz nabierała uroku, seksapilu, drapieżności. Kolor włosów Diego tylko podkreślał jego charakter i urodę. Nie można było o nim powiedzieć, że jest delikatny. Był dobrze wysportowany, sylwetkę miał prostą, ale mięśnie dobrze ubite. Oglądanie go w śnieżno białej koszuli i spodniach od garnituru było doznaniem dość dwuznacznym. Z jednej strony odczuwało się niechęć do jego biznesu i w pewnym sensie do jego urody. Z drugiej strony był pełen jakiejś ukrytej energii, która ludzi przyciągała i jednoczyła. Josh natomiast miał w sobie urok i drapieżność. Kontrast, który trzeba było samemu zdefiniować. Potrafił być miły i kulturalny, a zarazem człowiek cofał się z jakimś niepokojem. W innej sytuacji potrafił być wzburzony w sposób agresywny. Lepiej by było dla wszystkich, gdyby do niego nie podchodzili, a mimo tego przyciągał ich. Czymś. Diego chciał kiedyś się spotykać z młodszym kolegą, jednak Josh miał bardziej trwałe zasady niż rudzielec. To on postawił jasną granicę. Nie lubił okłamywać najbliższych mu osób, więc nie potrafiłby spojrzeć wtedy Aralielowi w oczy. A wiedział, że kto jak kto, ale on nie zasłużył sobie niczym na zdradę. Zresztą i tak Diego próbował go uwieść, jednak dość silny cios w szczękę wybił mu ten pomysł doszczętnie z głowy.
            - Dobrze wiesz, że inny. Więc nie wiem po co się głupio pytasz. Zmieniłem większą część firmy. Teraz czas na zmiany we mnie. Za dużo u was zostawiam. Może inaczej. Stać mnie na to, jednak od seksu można się uzależnić. A ostatnimi czasy za często ciągnie mnie do waszych chłopców. To co wydaje u was, mógłbym przeznaczyć na jakieś stypendia, dofinansowanie szkolnictwa czy po prostu kupno książek dla całej szkoły. Było by to z większym pożytkiem dla wszystkich. No może prócz was. Po za tym… - Wziął głębszy oddech, tak jakby sam jeszcze nie był pewien tego co mówi. – Chcę się z kimś związać na stałe. – Zaśmiał się na widok miny przyjaciela. – Nie patrz tak na mnie. Jeszcze nikogo nie mam, ale wolałbym mieć od razu czystą kartę. Zresztą ty też powinieneś sobie kogoś znaleźć. Nawet ów ktoś jest dość blisko. Piętro wyżej, to chyba nie tak daleko.
            Diego popatrzył na niego z irytacją. Wiedział, że powinien walczyć, ale na razie nie miał do tego głowy. Zastanawiał się jak rozwiązać całą sprawę z Faridem. Wiedział czy dobrze robi, ale myślał nad tym jak jeszcze mu pomóc. Zdawał sobie spraw, że Araliel to rozumie i akceptuje. Skoro tyle czasu żyli bez siebie, wytrwają jeszcze ten krótki okres. Najważniejsze było to, że walczył. Nie poddawał się. I będzie to robił. Bo wiedział, że warto. O Araliela zawsze było warto walczyć, a to że popadli w stagnację, nie było ważne. Postara się.
            - Fakt, piętro wyżej to nie tak daleko. Ale pozwól, że zostawię to między nami. Dobrze wiesz, że zamierzam się o niego starać, skoro dał znak. Nie czepiaj się mnie. – Uśmiechnął się. Josh już dawno nie widział go takim promiennym i roześmianym. Mimo zmęczenia na twarzy, po błysku w oku, wiedział, że ten coś knuje. Zamilkli na dość długą chwilę, jednak nie było to niekomfortowe. Znali się już jakiś czas więc wiedzieli, że mogą sobie dać czas na zebranie myśli. Obydwaj uważali, że cisza jest lepszym sprzymierzeńcem niż rozmowa bez sensu.
            - Będę się zbierał. Zresztą słyszałem jak Araliel mówił ci, o której przyjdzie wasz nowy pracownik. Będziesz miał chwile dla siebie. – Diego pierwszy podniósł się, żeby podziękować przyjacielowi. Ta krótka rozmowa dała mu dużo do myślenia. Nie dziwił mu się, że chciał stabilizacji. Każdy jej potrzebuje. Nawet on. Z czasem posiadanie licznych kochanków męczy. Zaczynasz spotykać się z nimi bez zobowiązań, ale z czasem i one się pojawiają. Nie jesteście parą, ale macie wobec siebie wymagania. To, że czemuś nie nadano oficjalnej nazwy, nie oznacza, że to nie istniej. Każda sytuacja z czasem jest męcząca, jeżeli powtarza się zbyt często. Po wyjściu z gabinetu, Josh stwierdził, że powinien jeszcze porozmawiać z Aralielem. To z Diego zawsze załatwiał sprawy biznesowe, ale z Aralielem rozmawiał bardziej po przyjacielsku. Na luzie i bez krępacji. Wiedział, że on także jest szefem przybytku, ale nie wtrącającym się za bardzo, bo nie lubił pracy biurowej, a Diego uwielbiał kontrolować wiele rzeczy, więc miał możliwość wykazania się.  Po trwającej jakiś czas rozmowie, młody mężczyzna postanowił w końcu zapytać srebrnowłosego o to co go trapi.
            - Arali, czy ty w ogóle zamierzasz rozmawiać z tym głąbem o tym co was łączy? Przecież to widać jak na dłoni, a obaj zabieracie się za siebie jakby was coś do jasnej cholery bolało. Widać, że się kochacie. Mimo tych pierdolonych zdrad tego debila, mimo rozstania, cały czas coś was łączy. Zastanawia mnie tylko kiedy wy się ogarniecie ze sobą, bo coś wam to wolno idzie. Stanowczo za wolno. Jeszcze trochę a się tak zestarzejecie, że stracicie wzrok, a wtedy będzie źle z wami. Wtedy będziecie walczyć?
Mężczyzna popatrzył na niego w szoku. Tak byli uparci, nieustępliwi i źli na siebie. Ale już teraz zaczynali walczyć. Czemu Josh mu to wypomina? Czyżby wiedział, że nadal kocha Diego. Cholera. Nie tak to miało wyglądać. Ale może to dobrze. I tak każdy czytał z niego jak z otwartej karty. W tym samym momencie Josh zaczął się śmiać z jego miny. Zresztą po chwili sam zainteresowany wybuchł gromkim śmiechem. Sytuacja była dziwna, w pewnym sensie patowa, ale zabawna. Szanowny Pan Prezes miał racje i w tym tkwiła cała ironia.  Ale po chwili to on śmiał się z niego, gdy oznajmił mu, że pierwszy ruch mają za sobą. Czasem żałował, że nie ma przy sobie kamery, bo z niektórych sytuacji wyszłyby całkiem interesujące filmy. A czasem jakieś haki na ludzi się przydają. Cóż. Może i był człowiekiem przewidywalnym, z którego można było czytać jak z książki, ale zarazem umiał wiele rzeczy ukryć. I to było najlepsze. Mało kto potrafi czytać między wierszami. Nie mogli opanować śmiechu przez co doskonale było ich słychać na korytarzu. W tym samym momencie Farid przyszedł podpisać umowę. Jednak tak jak obiecywał najpierw poszedł na pierwsze piętro, tam gdzie spodziewał się go Araliel. Po chwili przystanął zaskoczony, śmiech był naprawdę donośny, jednak słychać po nim było, że jest rozluźniający, kojący. Była to najzwyklejsza w świecie głupawa, która zdarza się również poważnym biznesmenom. Po chwili, nastolatek postanowił zapukać i wejść, chcąc nie chcąc, nie czekając na zaproszenie. I dobrze zrobił, ponieważ mężczyźni w ogóle go nie słyszeli.
            - Dzień dobry. – Uśmiechnął się delikatnie. Nie wiedział, że gdy to zrobił, w jego policzku pojawił się mały dołeczek. Josh w momencie przestał się śmiać i popatrzył na obcego. Jego źrenice rozszerzyły się delikatnie, ale kiwnął chłopakowi głową, nie spuszczając z niego spojrzenia. Farid doskonale zdawał sobie sprawę, z tego, że mężczyzna pilnie obserwuje każdy jego ruch. Przez to też zarumienił się intensywnie. Było to dla niego nowe doświadczenie. Dość krępujące, niekomfortowe. W tym momencie przyszła mu do głowy myśl, jak się będzie czuł, gdy będzie musiał rozebrać się przed klientami? Serce przyspieszyło mu gwałtownie, a w uszach zaczęła szumieć krew. Cholera! Właśnie w tym momencie się przestraszył. Nie mógł tego zrobić do kurwy nędzy? Podpisać tą pieprzoną umowę i dopiero wtedy mogły go dopaść tak okropne wątpliwości. Niech to szlag. Przełknął nie chcianą gulę w gardle. Araliel powiedział nastolatkowi jak dokładnie dojść do gabinetu Diego. Wiedział, że w plątaninie korytarzy, łatwo można się było zgubić, a on znał najprostszą drogę. Młody słuchał uważnie instrukcji, po czym pożegnał się i wyszedł.
            - Josh, przynajmniej ukrywałbyś, że się na niego patrzysz. – Powiedział ze śmiechem. – Czy mi się wydaje czy jednak będziesz nadal naszym klientem, właśnie ze względu na tego chłopca. – Ponownie wybuchł śmiechem, gdy zobaczył morderczą minę przyjaciela. Czasem trzeba zachowywać się jak dziecko.

            W momencie, gdy Araliel śmiał się z przyjaciela, Diego witał nastolatka z zamyśloną miną. Po upewnieniu się, że ten jest zdecydowany na ich umowę, wyciągnął dokumenty z teczki.
            - Po ich podpisaniu, nie będzie odwrotu. Wcześniej czy później znajdziesz się u nas, by świadczyć usługi swoim ciałem. Wiesz o czym mówię? – Musiał być poważny. Sprzedawanie swojego ciała nie jest zabawą. Po potwierdzeniu nastolatka, kontynuował. – Jeżeli uciekniesz przed spłatą długu, bądź uciekniesz nie zaczynając pracy, znajdę cię wszędzie. A wtedy oskarżę cię o kradzież. Twoje siostry trafią do domu dziecka. Rozumiesz to? – Nastolatek tym razem tylko kiwnął głową. – Jeżeli chcesz to dam ci jeszcze trochę czasu do namysłu. – Farid popatrzył na niego uważnie. Miał gule w gardle, która nie chciała zniknąć. Wiedział, że gdy wypowie jakiekolwiek słowa, jego głos będzie zachrypnięty.
            - Jestem zdecydowany. Wolałbym tego nie przeciągać. Jest mi ciężko, nie ukrywam tego, ale mam dla kogo walczyć. Nawet sprzedając swoje ciało. – Wypowiadając ostatnie słowa zarumienił się, ale nie opuszczał wzroku. – Potrzebuję jednak chwili by przeczytać cały dokument.
            Diego uśmiechnął się na to stwierdzenie. Już po tym mógł stwierdzić, że chłopak jest rzetelny w tym czego się podejmuje. Odprężył się, siedząc w fotelu. Miał tu już nie jedną osobę. Większość jednak zaczynała pracę od razu. Nikomu jeszcze nie udzielił pożyczki w takiej formie. Ale znał się na ludziach, więc wiedział, że nastolatek nie zamierzał go oszukać. Wydawało mu się wręcz, że jest on aż za bardzo szczery. Ale miało to swoje plusy. Przynajmniej nie będzie nic ukrywał. Farid zdziwił się czytając wszystkie formuły prawne. Były napisane bardzo przejrzyście i konkretnie. Działało to na jego korzyść, ponieważ wszystko miał jasno wytłumaczone. W umowie nie było żadnych kruczków, jednak dostał możliwość znalezienia innej pracy, o ile tylko będzie w stanie to zrobić i spłacenia długu przez dłuższy okres czasu. Umowa była skonstruowana tak, że wszystko było na jego korzyść. Co miesiąc miał dostawać dwa i pół tysiąca na życie. Gdy zacznie pracować u Diego,  dostanie osiem tysięcy na rękę, z czego dwa i pół co miesiąc będzie oddawał. W zależności ile będzie wydawał, może oddawać więcej, bez oprocentowania. Oprócz tego mógł dostawać dodatki od klientów z czego nie będzie się rozliczał. Miał zapewniony dobry start z siostrami. Mały płomyk nadziei zapłonął w jego sercu. Miał szanse na to, by się nie sprzedawać. Jednak jeżeli uzyska wcześniej sądownie możliwość decydowania o sobie, wtedy szybciej zacznie prace. Jego adwokat powiedział mu, że w takich sytuacjach jak jego, jasnych i klarownych oraz prostych, wszystko odbywa się na jednym posiedzeniu. A jak tak dalej pójdzie to za dwa dni będzie wiedział, kiedy ma rozprawę. Dzisiaj jego adwokat złożył dokumenty w sądzie o wyznaczenie rozprawy.
            Po przeczytaniu wszystkiego Farid złożył staranny podpis pod dokumentami. Jeden egzemplarz był dla niego, drugi dla właściciela przybytku. Jednak tylko jeden podał szefowi. Oba były już przez niego podpisane, więc nie było sensu przekazywać mu swojej kopii. Odetchnął głęboko.
            - Miło cię widzieć w naszych skromnych progach. Mam nadzieję, że za jakiś czas, będzie ci się tu dobrze pracowało i, że nigdy nie zrazisz się do naszych klientów. Oczywiście zapewniamy najwyższej jakości usługi, ale także ochronę, więc nie musisz się bać, że ktoś może ci zrobi krzywdę. To mamy pod całkowitą kontrolą. – Uśmiechnął się do niego sympatycznie, po czym podał mu rękę. Nastolatek uścisnął ją niepewnie, po czym delikatnie wygiął wargi w uśmiechu. Był niepewny. Ale to nie było ważne. Jego siostry są bezpieczne, mają za co żyć. W trakcie krótkiej rozmowy z Diego, Farid dostał od niego numer do dobrego psychologa. Zdziwił się tym, jednak mężczyzna wyjaśnił mu to dość szybko.
            - Wydawało mi się, że po takich zdarzeniach, najbliższa rodzina powinna być przez kogoś wspierana. A tym bardziej, że twoje siostry są nastolatkami. Po za tym jest on darmowy, dlatego wydawało mi się… Jeżeli poczułeś się urażony to przepraszam. – Na szczęście starszy mężczyzna umiał wybrnąć z sytuacji, więc nie wzbudził żadnych podejrzeń. Po dość krótkiej rozmowie młody pożegnał się z szefem i powolnym tempem ruszył w stronę domu. Wiedział, że dość długo go nie było, jednak podskórnie czuł, że jego siostry całkowicie by to zrozumiały, jeżeli nawet by się obudziły. Każde z nich inaczej reagowało na tą sytuację. Anne zaczęła namiętnie pisać coś w zeszycie. Bianka natomiast częściej niż zazwyczaj grała na gitarze. On wychodził wieczorami na spacery, ale też więcej czytał. Każde z nich musiało poradzić sobie samemu, a zarazem wspólnie. Było to dobre wyjście, gdy każdy zajmował się sobą, ale siedzieli w jednym pokoju. Nastolatek zastanawiał się także jak rozegrać całą sytuację z pracą, w końcu nie może powiedzieć siostrom, że będzie pracował w burdelu. Tym bardziej nie teraz. Wszystko się uda, jeżeli tylko będzie uznany przez prawo jako pełnoprawny, dorosły obywatel. Wtedy, będzie mógł wymyślić pracę na stacji benzynowej czy coś podobnego. Na szczęście. Albo pracę w nocnym klubie na zmywaku. Przynajmniej siostry nie będą miały jak do niego przyjść.

            Araliel śmiał się dość długo ze swojego przyjaciela. Jednak obaj rozmawiali ze sobą przez kolejną godzinę co pozwoliło im obu się odstresować. Jednak po tym czasie musieli się rozstać. Starszy z mężczyzn musiał wrócić do pracy i monitorowania czy ich pracownikom nic się nie dzieje. Roztrzepał włosy, przez co wyglądały jakby go prąd poraził. Nigdy nie miał siły do ich układania. I tak nic to nie dawało, więc każdy odstawał w inną stronę. A to, że przeczesywał co jakiś czas włosy czy też targał je w roztargnieniu czy złości, wcale nie pomagało. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ich przyjaciel nie wziął żadnych dokumentów od rudowłosego. Zostawił sobie uchyloną furtkę mimo teoretycznej rezygnacji. Jednak widząc jak patrzył dzisiaj na Farida, mógł śmiało przypuszczać, że za jakiś czas zgłosi się do nich ponownie. Jeżeli nie poprosił Diego o zniszczenie dokumentów, korzystanie z ich usług za jakiś czas ponownie stanie się dla niego codziennością. Jeżeli nawet nastolatek nie będzie oddawał swojego ciała, Josh zapewne zechce się z nim spotkać. Widział to w jego spojrzeniu. Jakąś cichą obietnicę, której jeszcze nie potrafił zidentyfikować. Być może nigdy nie będzie tego potrafił, ale pewne sygnały były dość jednoznaczne. Patrząc na nastolatka, Josh emanował tym czymś co przyciąga do niego ludzi, jednak w powietrzu czuć było też pożądanie. Przynajmniej tak mu się wydawało. Wątpił jednak by przyjaciel potrafił być z kimś na stałe. Mieli pewną zasadę. To na co zgadza się pracownik, to nie ich sprawa. Jednak jeżeli zgodzi się na coś, co nie jest uwzględnione w jego preferencjach, powinien im to zgłosić, by nie wszczynali nie potrzebnego alarmu. Mieli pewien system, dość skuteczny. Jednak będą musieli powiedzieć o tym Faridowi na początkowym szkoleniu. Nigdy nie mówili swoim pracownikom co im wolno czego nie. Były określone zasady bezpieczeństwa i higieny. Jednak tak naprawdę mogli robić to co uważali za słuszne. Jeżeli istniało ryzyko, że czymś się zarazili, także o tym informowali. Nie raz ich klienci przychodzili po prostu z kimś porozmawiać. Na co dzień musieli sobie ze wszystkim radzić, nikomu nie mogli się zwierzyć, ponieważ każdy mógł im wbić sztylet w plecy. Natomiast tutaj mieli możliwość rozmowy o swoich pasjach czy zmartwieniach. Biznesmeni mieli jeden problem w relacjach z ludźmi. Nikomu nie mogli ufać. Obracali się w kręgach towarzyskich, mieli w około siebie ogrom doradców, jednak żadnego przyjaciela. Byli ludźmi samotnymi. Mimo posiadania żon i dzieci. Nie jedna z tych kobiet czekała tylko by jej mąż umarł, zginął śmiercią tragiczną czy też szukała dowodów jego zdrady, by uzyskać połowę majątku. Jednak istniały też kobiety ostoje. Pomagały one mężom w problemach, wysłuchiwały ich, doradzały lub wspierały samą obecnością. A wtedy rzadko kiedy, ów mężczyzna pojawiał się u męskiej dziwki. Prostytutki jednak, miały niepisaną tajemnicę zawodową.


sobota, 16 lutego 2013

Rozdział 1


Nastoletni chłopiec szedł szybko ulicą. Chciało mu się płakać. A dokładniej wyć z rozpaczy. Jego świat się zawalił, ale nie mógł, a nawet nie miał jak tego pokazać. Niecałe dwa tygodnie temu, jego rodzice zginęli w wypadku. Szczęściem było to, że akurat jego siostry nie pojechały z nimi do znajomych. Zdarzenie losowe jak każde inne. Jednak on nie był w stanie tak o tym myśleć. Anne i Bianka zostały w domu tylko dlatego, że miały mieć kartkówkę. Gdyby nie to, zostałby sam na świecie. A tego by nie chciał. Oprócz tego, aktualnie miał inne zmartwienie na głowie. Komuś mogłoby się wydawać, że jest nie czuły na śmierć swoich rodziców, jednak on teraz musiał zawalczyć o to by móc pozostać z siostrami. Według prawa, nie był pełnoletni, więc nie mógł się nimi opiekować. Cudem ich nie rozdzielili, tylko dlatego, że ciocia zaoferowała się nimi opiekować. Ciocia… Teoretycznie nią nie była. Bliska przyjaźń z jego matką, dała jej ten tytuł. Na szczęście nikt ich do tej pory nie sprawdzał, więc siostry dalej mieszkały z nim.
Największym problemem było jednak to, że nie miał żadnych zarobków. Dopóki nie ukończy osiemnastu lat, nikt nie może go przyjąć do pracy. A nawet posiadając ową magiczną  liczbę lat, mógł pracować tylko na pół etatu. Od dwudziestego pierwszego roku życia mógł dostać pracę na cały etat. Aktualnie nie miał żadnej pracy i nie mógł jej zdobyć przez najbliższy rok. A do tego czasu zabraknie mu jakichkolwiek pieniędzy na życie. Jeżeli dobrze zaoszczędzi, starczy mu pieniędzy na dwa miesiące, ale nie więcej. Nie wiadomi czy dostaną odszkodowanie za śmierć rodziców. A nawet jeśli to najpierw musi spłacić kredyt mieszkaniowy do końca. Rodzice nie mieli takich oszczędności. Poza tym procedury się zawsze przedłużają, byleby komuś nie dać pieniędzy. Szlag by to trafił.
Musiał wyjść z domu bo wariował, a park powinien go w jakiś sposób uspokoić. Zawsze tak się działo. To tam mógł pozbierać myśl. Po zajęciu ławki pojedyncze łzy skapały z jego oczu, a on sam zakrył dłońmi twarz. Nie wstydził się tego, że płacze. Starał się wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Rodzice przygotowywali go do różnych sytuacji życiowych. Wiedział gdzie się po co udać, żeby uzyskać tego czego oczekiwał. Jednak aktualnie, przytłoczył go ten ogrom nieszczęścia. Wiedział, że siostry mają same wrócić do domu. W końcu miały trzynaście lat. Chociaż ostatnie tygodnie były dla nich ciężkie. Wieczorami siadał z siostrami i czytał im ich ulubioną bajkę, jak gdyby miały osiem, a nie trzynaście lat. On na razie musiał zrezygnować z nauki, jednak planował uczyć się zaocznie lub poprzez kursy dostępne w Internecie. Otrzyma takie same kwalifikacje, do matury podejdzie normalnie, ale dużo będzie musiał zrobić sam w domu. Po dość długim rozmyślaniu, zebrał się w końcu do domu.
Gdy spojrzał na zegarek postanowił skrócić sobie drogę, przechodząc przez kilka ulic, których nie znał. Fakt, mogło okazać się, że wydłużył sobie czas dotarcia do celu, jednak wolał zaryzykować i po chwili mijał wąskie i niebezpieczne w porze wieczornej domy i lokale. Przechodząc przez jedną z pierwszych zauważył duży, wygasły o tej porze neon, zapraszający do nocnego klubu. W tym momencie stwierdził, że musi przyjść w to miejsce wieczorem. Może znalazłaby się dla niego jakaś praca na zmywaku. Każdy klub nocny musi mieć przecież tak czy tak umyte jakieś kieliszki, naczynia. Cokolwiek. Przyjdzie tu, gdy tylko jego siostry pójdą spać. Nie mógł ich stracić. To, że starał się o usamodzielnienie nie wystarczało. Nie wyżyją w trójkę za taką kwotę. A w takich lokalach często przecież zatrudniają na czarno. Może mu się uda?
*
Wieczorem, gdy Anne i Bianka już zasnęły, po wieczornym płaczu za rodzicami, młody chłopak odetchnął spokojnie. Miał chwilę czasu by pomyśleć co jeszcze trzeba zrobić. Jutro musiał iść do jeszcze dwóch urzędów, a za trzy dni musiał iść na rozprawę do sądu. Jeszcze ten adwokat… Na szczęście nie żądał od niego wielkich pieniędzy. Fakt, że była to „tylko” połowa miesięcznej wypłaty matki, ale dla niego to było i tak bardzo dużo. A wiedział, że nie ma co liczyć na zniżkę. Tym bardziej, że ów mężczyzna, był jednym z tańszych prawników. Chłopak wiedział, że jeżeli nie wygra on sprawy, nie będzie mu musiał nic płacić. Ale wtedy nie wie co zrobi dalej. I tak już obszedł trzy czwarte miasta w poszukiwaniu pracy i nikt go nie chciał przyjąć. A gdzie to cholerne miłosierdzie? W dupie. Jak wszystko. Jeżeli ludzi czegoś nie dotyczy, to ci nie pomogą. I to jest w tym wszystkim najokropniejsze.
Farid podliczył wszystkie koszty. Kremacja, wspólna płyta nagrobna, spłata mieszkania, adwokat, sprawa w sądzie o usamodzielnienie, jedzenie, opłaty. A pieniądze bardzo szybko wychodzą z portfela. Jego rodzice mieli dość spore oszczędności na czarną godzinę. Ale to co się teraz działo, przerastało siedemnastolatka. Nie jednego dorosłego by to przeraziło, a co dopiero jego. Wiedział, że przez najbliższe miesiące nie będzie spał spokojnie. To on musiał zidentyfikować zwłoki. Dziadkowie nie żyją. Może to i dobrze, że nie dożyli śmierci własnych dzieci. Rodzice byli jedynakami, a ich kuzynostwo i wujkowie się nimi nie interesowali. Jego byli opiekunowie mieli przyjaciół, ale ci nie mogli im pomóc. Sami ledwo ciągnęli koniec z końcem, wychowując czwórkę dzieci. Chociaż przyjaciółka jego matki podrzucała mu co mogła i pomagała kiedy tylko miała chwilę czasu. Nie chciał ich obciążać. Po chwili stwierdził, że nie potrzebują domu, w którym jest tyle wspomnieć. Gdy go sprzedać, akurat powinno mu starczyć na małe dwupokojowe mieszkanko. Bardzo małe. Ale wolał mieć małe mieszkanie, którego nie musiał by spłacać niż duży dom, z wieloma wspomnieniami, który by im odebrali i wylądowali by w trójkę na bruku, bez grosza. Nie mógł nic poradzić na to, że w jego głowie pojawiały się takie czarne scenariusze.
Pod wpływem nieznanego impulsu, ubrał się i wyszedł do nocnego klubu, który dzisiaj widział w trakcie powrotu do domu. Po piętnastu minutach wszedł do środka. Był delikatnie mówiąc zszokowany. Po pierwsze nocny klub był zmyłką. Była to po prostu „agencja” prostytutek i było to widoczne na pierwszy rzut oka. Ściany na korytarzach miały kolor czerwony, w głównym pomieszczeniu znajdowały się pojedyncze fotele, obite czarną skórą. Na ścianach wisiały plakaty męskich modeli, którzy więcej odkrywali niż zasłaniali. Jednak w pewien sposób, zdjęcia te były subtelne. Po tym już można było wywnioskować, że była to agencja MĘSKICH prostytutek. Faridowi serce prawie stanęło na sam widok. Miał jakieś cholerne szczęście w życiu. Z takim popierdolonym pechem, to trzeba się po prostu urodzić. Co jeszcze mu się w życiu przydarzy? Nie miał siły, by ciągle zbierać kłody spod nóg. Co miał sobie z niej tratwę wybudować? Cholera, z tego to statek już może zbudować. Fakt, był gejem, ale chciał pracować na cholernym zmywaku. Już wolałbym obsługiwać kobiety, niż obleśnych typów z wielkimi brzuchami, którzy na dodatek się nie myli i śmierdzieli. Cholera jasna. Chociaż kobiety też się często tak zachowują. Jego najważniejsza zasada. Codzienna kąpiel. Nie rozumiał jak ktoś może przepocić ubranie i nosić je jeszcze przez kilka dni. Nie dobrze się od takiego zapachu robi.
- Hej mały. Nie jesteś za młody by przebywać w takim miejscu? Dokumenty proszę. – Przed nim jak spod ziemi, wyrósł ochroniarz. Wiedział, że jeżeli się zdenerwuje i ucieknie, to nie ma tu po co wracać.
- Chciałbym się spotkać z pańskim szefem. Jeżeli oczywiście byłaby taka możliwość. W dogodnym dla niego terminie, chociaż wolałbym od razu, ta sprawa jest dla mnie bardzo ważna. Zajmie mi góra pięć minut. – Powiedział to na jednym oddechu, mówiąc tak jakby ktoś strzelał z karabinu maszynowego, więc nie był pewien czy mężczyzna go zrozumiał.
Araliel zdziwił się, gdy zobaczył chłopaka nie pewnie rozglądającego się przy wejściu. Zmierzył go wzrokiem. Coś mu nie pasowało w tym chłopaku. A raczej… Widział już różnych osobników w ich progach. Większość z nich chciała zarobić na nowe ciuchy, bo tysiące kieszonkowe od tatusiów mieli za małe i chcieli zrobić na złość rodzicom. W końcu spotykali ich znajomych w tym miejscu. Było to żałosne podejście, bo chyba nie mieli pojęcia czym to może skutkować, w przyszłości, jednak wolał się tym nie interesować. Po chwili doszedł do wniosku, że to co mu nie pasuje, to wzrok tego dzieciaka. Jakiś taki… Inny, smutny i zmęczony. Sam swoje w życiu wycierpiał, więc umiał to doskonale rozpoznać.
- Poczekaj tutaj. Wrócę do Ciebie za jakiś czas. Jeżeli wyjdziesz, nie wrócisz tu więcej i nie będziesz miał szansy porozmawiania, z nikim. Zrozumiałeś? – Wiedział, że brzmiał surowo, ale takie były zasady. Przynajmniej dla tych potencjalnie zatrudnionych. Niektóre motywy są widoczne, na pierwszy rzut oka. Po uzyskaniu potwierdzenia, poszedł w jeden z bocznych korytarzy.
Mogłoby się wydawać, że ich lokal jest mały, jednak złudzenie to było mylne. Mieli wykupione trzy boczne kamieniczki. W sumie ich cały lokal był wielkości bloku, tylko mieli uprawnienia na modyfikacje, pewnych rzeczy, dlatego się tego tak nie zauważało idąc korytarzami. Gabinet „szefa” znajdował się na końcu korytarza. Araliel zawsze tytuł Diego wymawiał z ironią i miał do tego całkowite prawo. Jakby nie patrzeć on też był szefem, ponieważ biznes zakładali razem. Tylko on wybrał ochronę z jednego względu. Nienawidził papierkowej roboty. A, że jego były kochanek był na tyle głupi, żeby to lubić, to nie jego wina. Zapukał kulturalnie do drzwi, po czym bez uzyskania zaproszenia, otworzył je prawie na oścież. Mężczyzna siedzący na fotelu, wykrzywiał z rozkoszy twarz, a wystające spod biurka, prawie gołe pośladki, doskonale ukazywały całe przedstawienie. Co lepsze, Araliel przypuszczał, kto tak dogadza swojemu szefowi i za co.
- Kurwa, Araliel, nie terazzzz. – Po gabinecie rozszedł się przeciągły jęk. Młodszy mężczyzna wiedząc, że tak się stanie, kulturalnie zamknął drzwi, jednak nadal stał w pomieszczeniu.
- Diego, ogarnął byś się w końcu i zamykał te cholerne drzwi. – Ironiczny uśmiech wpłynął na usta mężczyzny. Mimo, że nie byli ze sobą już od dawna, nadal go kochał. Pieprzony dupek. Każdy broni swego serca jak może. Aralielowi pomagała ironia i każdy kto go znał, doskonale o tym wiedział. Zawsze się tak zachowywał, gdy przyłapał starszego mężczyznę na zdradzie. A robił to nawet, będąc z nim w związku. Jak mógł go dalej kochać?
            Niczym nie skrępowany nastolatek, pardon mężczyzna krzyknął także siedząc nadal pod biurkiem, jednak jego pośladki, okryte tylko kusymi stringami, podtrzymującymi wibrator w chętnej dziurce, były doskonale widoczne. Diego poklepał swojego pupila po głowie, dając mu odpowiednią marże, po czym kulturalnie wyprosił go za drzwi. Asmodeusz* wyszedł z gracją spod biurka i popatrzył z wyższością na Araliela. Co za gówniarz... Zawsze się sprzedaj szefowi, gdy potrzebuje szybkiej gotówki i chce obsłużyć minimum trzech facetów jednej nocy, by mieć na alkohol z najwyższej półki, czy też chcąc zaimponować swoim znajomym i robiąc imprezę w lokalu. Kiedyś może się zdziwić, jak spotka jednego z tych bogatych gówniarzy w swoim łóżku.
            - Nie mogłeś lepszego momentu wybrać? – Rudowłosy mężczyzna warknął na swojego byłego partnera, zapinając rozporek w spodniach. – Jeżeli chciałeś się dołączyć to trzeba było powiedzieć.
            - Dobrze wiesz, że nie robi to na mnie wrażenia. A po za tym jest sprawa. Przyszedł tutaj pewien nastolatek, wiem, że nie przyjmujemy nieletnich, ale… - nie dane było mu dokończyć, ponieważ rozdrażniony szef mu przerwał.
            - Skoro wiesz, że nie przyjmujemy nie pełnoletnich, to po co mi przeszkadzasz? – Wiedział, że nie powinien się na niego wściekać, ale doprawdy, z nikim się od dawnego czasu nie pieprzył. Asmodeusz nie mógł go dzisiaj dokładnie obsłużyć, bo Araliel łaskawie musiał im przerwać. Kurwa, nie kochał się z nikim od miesięcy. Co było aż dziwne.
            - To, że nie zaspokoiłeś swojej chuci, nie oznacza, że będziesz się na mnie wyżywał. Doskonale wiesz, że na to nie pozwolę. Albo porozmawiasz z tym chłopakiem w mojej obecności, albo sam to zrobię i sam go przyjmę, bo doskonale wiesz, że mogę to zrobić. Wybieraj. – Młodszy mężczyzna także był zdenerwowany. Tym bardziej, że w jego żyłach krążyło już powoli pożądanie. Nie raz zdarzało się tak, że w jednej chwili kłócili się zaciekle, a w drugiej kochali z całą namiętnością na jaką ich było stać. Obaj doskonale to pamiętali, przez co jakieś dziwne napięcie unosiło się w powietrzu. Diego westchnął zrezygnowany.
            - Przyprowadź go. Wole go poznać, niż nagle się dowiedzieć z trzeciej ręki, że mamy jakiegoś nowego pracownika. – Uśmiechnął się do mężczyzny przekornie. Mimo wszystko byli dobrymi przyjaciółmi. To, że czasem zachowywali się jak zaciekli wrogowie, wcale nie oznaczało, że nimi są. Ale wspólna rywalizacja i docinanie sobie, utrzymywało ich w ciągłej formie. Po za tym Araliel rzadko go o coś prosił. Zazwyczaj albo wyprowadzał takich osobników od razu za drzwi, albo bez słowa przyprowadzał ich do gabinetu doskonale wiedząc, czy jest zajęty, czy też nie. Po dość krótkim oczekiwaniu, zobaczył w swoich drzwiach młodego chłopaka. Nie mógł go jeszcze nazwać mężczyzną, chociaż oczy miał udręczone. Ale zarazem nie mógł go nazwać dzieckiem, bo do tego mu jednak brakowało odcięcia trzech lat. Dałby mu szesnaście lat, góra siedemnaście, ale jakoś zaraz po urodzinach.
            -Jak się nazywasz i ile masz lat? Czego u mnie szukasz. – Diego przybrał maskę zimnego drania. Cały czas bardzo uważnie obserwował nastolatka, tak samo jak Araliel. Chłopak skulił delikatnie ramiona. Czuł się nie pewnie. Wiedział, że nie ma żadnych szans na pracę.
- Mam na imię Farid. – Wolał nie zdradzać swojego nazwiska, do czasu, gdy nie będzie to konieczne. W końcu nie wiedział z kim tak naprawdę miał do czynienia. Może ten facet był gangsterem? Czemu mu to wcześniej nie przyszło do głowy. – Nie dawno skończyłem siedemnaście lat. Chciałbym… Chciałbym podjąć u pana pracę. – Mówiąc to, głos mu się łamał, a oczy miał lekko wilgotne. Nie miał na to wpływu. Jego rodzice zginęli dzień przed jego urodzinami. Wszystkie uczucia były świeże, żadna rana nie miała jeszcze czasu się zagoić, więc cieszył się przynajmniej z tego, ze się nie rozpłakał. Zamrugał szybko oczami kilka razy, co nie uszło uwadze mężczyzn. Zresztą twarz nastolatka dość gwałtownie pobladła, jakby mierzył się z czymś jeszcze niż tylko tą prośbą.
            Rudowłosy nie wiele namyślał się przed zadaniem kolejnego pytania. Musiał poznać drugie dno. Nie mógłby bez tego spokojnie zasnąć. Taki już był.
            - Dlaczego chcesz podjąć u mnie pracę? – Przymrużone oczy, wcale nie ułatwiały Faridowi myślenia, czuł się jakby chciał popełnić największą zbrodnię na świecie. W sumie, coś w tym stwierdzeniu jest prawdą. Musiał zaryzykować i powiedzieć całą prawdę.
            - Nie dawno straciłem rodziców. Muszę utrzymać siostry. Bliźniaczki, a szukałem pracy już w całym mieście i okolicach, ale przez to, że nie mam ukończonych osiemnastu lat, nikt mnie nie chce przyjąć. – Ostatnie zdanie, wypowiedział z goryczą. Nie rozumiał ludzi. Jak można komuś nie pomóc w potrzebie. Przecież nie chodziło mu o pieniądze za darmo. Chciał je zarobić. – Nie stać mnie na to, by nie pracować przez najbliższy rok. Nie wiem kiedy i czy w ogóle dostanę jakiekolwiek ubezpieczenie po rodzicach. Muszę spłacić kredyt na mieszkanie, żeby pod tym względem mieć z siostrami stabilną przyszłość, a wtedy nie zostanie mi nic na życie. A wtedy stracę wszystkich, których kocham. – Ostatnie zdanie wyszeptał, łamiącym się głosem. Mimo to, mężczyźni, doskonale je usłyszeli. Nie byli tyranami bez serca, którzy tylko żerują na ludziach, sprzedając ich ciała. Po prostu pozwolili, tym co chcieli, robić to w sposób legalny i nie upokarzający. Nie oddawali swoich chłopców byle komu. Zawsze sprawdzali swoich klientów, a samym czynnikiem wykluczającym wielu mężczyzn, było dość pokaźne wpisowe. Po za tym dodatkowym odsiewem były badania lekarskie, a nie każdy z mężczyzn chciał się na nie zgodzić. Na dodatek każdy z pracowników miał możliwość odmówienia danego zlecenia, jeżeli nie preferował określonych zabaw. Idylliczne? Być może. Ale najważniejsze dla Diego było dobro pracowników. I właśnie przez to także, zyskał renomę. Zresztą nawet do tego byli szczegółowo wybierani. Klient mówił im jakiego chce mieć chłopaka, a oni znając preferencje swoich pracowników, potrafili dostosować ofertę. Mężczyźni spojrzeli po sobie, jednak to Araliel odezwał się pierwszy.
            -Przykro nam, że przytrafiło ci się tanie nieszczęście. Spadła na ciebie bardzo duża odpowiedzialność. Radzisz sobie z nią jak możesz. – Jego uśmiech był pocieszający, a zarazem uspakajający. Nastolatek wiedział co to oznacza. Jednak tym razem to Diego postanowił przejąć piłeczkę. W słowach Araliela wyczytał co ma zrobić. Nawet jakby nie usłyszał tej jawnej, jak dla niego wskazówki, przyjąłby chłopaka. Już dość tragedii w życiu widział, nie miał ochoty oglądać kolejnej.
            - Dopóki nie zaczniesz pracować, mogę ci zaoferować dwa i pół tysiąca na miesiąc. Na rękę. – Uściślił, mrożąc oczy. – Jednak jest to forma pożyczki, będziesz musiał to oddać, co do grosza. Bez odsetek. Z tego co mówiłeś za jedenaście miesięcy będziesz pełnoletni. Nie wymagam spłaty od razu, bo jest to nie możliwe. Gdy skończysz osiemnaście lat, zaczniesz u mnie pracować. Będziesz dostawał wtedy około siedmiu tysięcy na rękę. Nie licząc podarków od klientów. Sumę, którą ci użyczę, będziesz oddawał przez taki sam okres, jaki ją dostawałeś. – Farid otworzył szerzej oczy na otrzymaną ofertę. Tego się nie spodziewał. Myślał, że będzie musiał pracować od teraz. A nie za rok. – Mam zasadę. Przyjmuję tylko pełnoletnich. Nie pałam się pomocą pedofilom. – Uśmiech młodego mężczyzny rozjaśnił mu twarz. Jednak wiedział, że musi o czymś powiedzieć. Nie chciał oszukiwać swojego przyszłego pracodawcy.
            - W sądzie, złożyłem wniosek o szybsze usamodzielnienie się i o możliwość adoptowania sióstr. Za półtorej miesiąca mam rozprawę. Jeżeli sąd się zgodzi, będę musiał dostać potwierdzenie, że znalazłem pracę oraz wykazać się zarobkami, by móc zaopiekować się siostrami.
Araliel popatrzył na niego z lekkim uznaniem. Nie jeden, nie przyznał by się do tego wszystkiego. Wiedział, że są dla chłopaka obcymi ludźmi, ale zawierzył im mówiąc to wszystko. Tym bardziej polubił za to młodzieńca. Nie chciał kłamać i ukrywać. Przyznał się od razu jak sprawa wygląda. A to działało na jego korzyść. Przynajmniej biorąc pod uwagę Diego. Nie lubił kłamstwa, chociaż sam często to robił. Hipokryta.
            - Dobrze, że o tym powiedziałeś. Jednak nim zaczniesz pracę u nas, będziesz musiał odbyć szkolenie. Powiedzmy, że jest ono bardziej teoretyczne niż praktyczne, więc nie musisz się obwiać o to, że zostaniesz wykorzystany.- Leniwy uśmiech wpłynął na jego usta. Wiedział, że przeraził tą informacją młodego jednak chciał wiedzieć czy chłopak jest pewny.
            - Oczywiście. Rozumiem. – Na te wszystkie informacje, policzki mu się rumieniły. Przecież nie miał żadnego doświadczenia, więc nie ma co się dziwić. Nie wiedział tylko czy ma się do tego przyznać, czy lepiej nie. Zapewne każdy kto chce tu pracować, ma jakieś doświadczenia za sobą. Ale on nigdy się tym nie interesował. Nie ciągnęło go do tego, odkąd odkrył, że jest gejem. Ta wiedza na samym początku go przeraziła. Zorientował się, gdy zagapił się na swojego kolegę, a ten, jak nakazuje dobry obyczaj chciał mu dać w mordę. Wymigał się tym, że się zamyśli, zawiesił i nie kontaktował. Czasem mu się to zdarzało, więc kumpel po przyjacielsku, za chęć mordobicia, wziął go na piwo. Dopiero z czasem przyszło zrozumienie i akceptacja, ale także izolacja od strefy seksualnej. Taki był jego sposób radzenia sobie z tym wszystkim. Jednak za nim sam zastanowił się czy podać tak szczególne informacje, to Araliel pierwszy zadał to pytanie. Widział skrępowanie chłopaka, więc łatwo można było się wielu rzeczy domyślić.
- Jesteś prawiczkiem? – Mina młodego mężczyzny wystarczyła za odpowiedź. Nie wiedział czy mimo tego dostanie tą pracę. W takim zawodzie nie było to aprobowane. Przez to też, spuścił głowę zawstydzony. Nie wiedział już co ma zrobić. – Musimy znać odpowiedź. I tak dostaniesz tą pracę, więc się nie bój. – Głos srebrnowłosego był spokojny i wyciszający. Przez to właśnie Farid przełknął wielką gulę w gardle i powiedział prawdę. Diego trochę to zdziwiło. W dzisiejszych czasach, rzadko który siedemnastolatek jest prawiczkiem.
- Działa to też na twoją korzyść. – Widząc spojrzenie nastolatka, wyrażające zdziwienie, wyjaśnił mu to szybko. – Gdybyśmy o tym nie wiedzieli, dostałbyś od razu klienta, bądź klientów na całą noc. Natomiast ta sytuacja jest… hm… wyjątkowa. Dlatego musimy się zastanowić co dokładnie zrobimy, ale to nie teraz, ponieważ nie ma to sensu. Chciałbym, żebyś przyszedł tu za dwa dni i wtedy podpiszemy umowę. Proponuję godzinę dwudziestą.
- Dziękuję. Oczywiście, przyjdę. Tylko. Bardzo bym prosił o jakąś późniejszą godzinę. Moje siostry, źle radzą sobie z brakiem rodziców. Nie raz muszę z nimi siedzieć przez dwie, trzy godziny by spokojnie zasnęły. Dlatego wolałbym przyjść koło dwudziestej czwartej o ile byłaby taka możliwość, albo w dzień.
- Mnie pasuje. Jak będziesz miał przyjść, napisz mi wiadomość. Numer komórki masz na wizytówce. – W tracie wypowiadania tych słów, podał mu ją. – To nie jest zwykła spelunka i burdel jaki możesz spotkać na każdym rogu. Nasi klienci są dokładnie wybierani, więc nie musisz się bać o choroby. Jednak o tym dokładniej porozmawiamy za dwa dni.
Nastolatek pożegnał się grzecznie i wyszedł z burdelu. Mimo luksusowych klientów, nie umiał tego inaczej nazwać. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem, w głowie mu się kręciło i robiło niedobrze z tego wszystkiego. Zastanawiał się, czy będzie w stanie się przełamać. Nigdy nie przypuszczał, że będzie się wstydził tego, że jest czysty. Jednak teraz tak było. Być może łatwiej by mu było kochać się z kimś obcym, gdyby miał jakiekolwiek doświadczenie? Przecież to jest nienormalne do cholery! Nie chciał sprzedawać swojego ciała jakiemuś obcemu człowiekowi, by zarobić na życie. To nie tak miało wyglądać! Nie ten pierwszy raz… Nie z kimś kogo nie kocha. Czuł się upokorzony. Tak to było dobre określenie tego co czuł. Los bywa przewrotny i okrutny. A jemu wcale się to nie podobało. Ile jeszcze? Dalej życie dowal mi to ci oddam w mordę trzy razy silniej. Farid nie był młodzieńcem, który się poddaje.
            W tym samym czasie Diego został sam z Aralielem. Zastanawiał się czy to co zrobił, nie było czystym szaleństwem. Można to tak określić. Kto normalny zatrudnia od tak, chłopaka z ulicy, do swojego burdelu, dając mu pensję, gdy ten nie może jeszcze podjąć pracy. Tym bardziej, że wolałabym nie mieć policji na głowie, za sprzedawanie nieletnich. Cholera! Ześwirował, ale zarazem pomógł nastolatkowi i jego siostrom utrzymać się razem. Mimo całej tej złożone sytuacji, miał nadzieje, że wszystko wyjdzie na plus. Był szaleńcem. Gdyby tego nie zrobił, młody, bo tak zaczął go nazywać w myślach, nie byłby w stanie utrzymać siebie i sióstr. Mężczyzna doskonale wiedział co to znaczy stracić bliskie sobie osoby z powodu braku pieniędzy.  Tylko, że swojej rodziny nigdy już nie zobaczy. W końcu wątpił, żeby poszedł do nieba. Jeżeli ono w ogóle istnieje. Prędzej wyląduje w prywatnym przytułku Lucyfera, w którym będzie się bawił jeszcze lepiej niż za życia. Chociaż może to co teraz się dzieje, jest już jego piekłem. Nie było winą rodziców chłopaka, że zginęli, zostawiając dzieciom na głowie kredyt hipoteczny i zapewne wiele innych długów. Wolał im pomóc, niż gdyby rodzeństwo miało wylądować u rodziny, która ich nie chciała, czy też w domu zastępczym, gdzie mieliby małe szanse na wydostanie się stamtąd. Zazwyczaj bogacze adoptują rozwinięte już dziewczynki, by wprowadzić je do towarzystwa, zapoznać je z zasadami dobrego wychowania, by wydać ją za bogatego biznesmena, który tak naprawdę jest synem bogatego ojczulka. A później ów mąż gardzi swą żonką, bo w końcu jest ona zwykłą przybłędą i nie należy jej się szacunek. Obaj mężczyźni za dużo takich sytuacji się na oglądali. Za dużo słyszeli i wiedzieli. Ich biznes staje się krępujący, gdy wpada do nich rozwścieczona żona, wyciąga męża za włosy, z łóżka dziwki i przy tym drze się w niebogłosy co on sobie myśli. Faktem jest, że tylko nieliczne na to stać, jednak większość z nich siedzi potulnie w domu, czekając na męża z posiłkiem, który przez pięć godzin jest gorący, bo mężuś może wrócić od kochanki w każdej chwili i być głodny. Hipokryzja, hipokryzją pogania.
            Mężczyznę z zamyślenia wyrwała dłoń oparta na jego ramieniu. Wzdrygnął się mimowolnie. Jego były kochanek nigdy nie zostawał tak długo, po załatwieniu tak ważnych spraw. Wyglądało na to, że on myślał dokładnie o tym samym. O ich przeszłości. Od maleńkości. Wspomnienia nie raz mogą być najokropniejszą rzeczą jaka nas spotyka. W zależności od doświadczeń, każdy z nas chciałby czasem doświadczyć amnezji, by nie pamiętać jednego zdarzenia ze swojego życia. Ewentualnie wymazałby pół swego istnienia, by nie odczuwać bólu w klatce piersiowej na samą myśl o tym jakie piekło przeszło się, będąc tylko gówniarzem. Gówniarzem, którym ktoś powinien się opiekować, dawać ciepło, opiekę i wsparcie. Niestety, nikt dobrowolnie mózgu sobie nie uszkodzi, by pozbyć się tych kłopotliwych myśli.
            - Dobrze postąpiłeś Diego. Zrobiłeś to co było słuszne. Jestem z ciebie dumny. – Wiedział jakie słowa są potrzebne byłemu kochankowi. Mimo tego, że nie są ze sobą od trzech lat, nadal pomagają sobie w miarę swoich możliwości. Psychicznych możliwości. Tak wiele ich łączy. Ale równie dużo dzieli. A Araliel nie potrafił wybaczać tak łatwo. Nie aż Tylku ran, zadanych w tak krótkim czasie. Po wypowiedzeniu ostatniego zdania, poczochrał włosy starszego o rok mężczyzny. – Ale mam prośbę. Nie wykorzystuj naszych chłopców do swoich celów. Mimo wszystko jesteś ich szefem i jakby nie patrzeć można to podciągnąć pod molestowanie seksualne, mimo świadczonych usług. – Niższy mężczyzna zaśmiał się na widok zdziwionej miny. – Dobrze wiesz, że prostytutkę można zgwałcić, tak samo pracownika burdelu można molestować seksualnie.
            Diego dawno nie słyszał ciepłych słów skierowanych do niego. Fakt, rozmawiali z Aralielem, ale mimo wszystko było to bardzo często zimne i w pewnym sensie bezosobowe, nie raz, bez parzenia sobie w twarz czy wysyłane wiadomością email czy sms-em. Byli dorośli, ale zachowywali się jak dzieci. A na dodatek często się kłócili, co wcale nie ułatwiało im relacji. Mężczyzna od trzech lat nie wiedział czemu dokładnie Araliel z nim zerwał. Nie mógł tego inaczej określić. Po prostu zostawił mu cienką srebrną obrączkę i wyjechał na dwa miesiące. Do tej pory nie wiedział co się z nim działo w tym czasie. Po tym długim okresie wrócił jak gdyby nigdy nic i zaczął ponownie pracować, nie prosząc nikogo o zgodę. W końcu firma była także jego. Starszy z mężczyzn za często wyłączał swój mózg czy też nie dopuszczał do niego rzeczy oczywistych. Araliel odszedł od niego przez to właśnie, że kochał się z innymi mężczyznami. Nie tylko pracownikami, ale także klientami jeżeli obaj tego chcieli. Srebrnowłosy nie lubił być wykorzystywany, tym bardziej zdradzany, dlatego wolał zakończyć wtedy ich związek. Zresztą zostawił dla swego byłego kochanka list, wyjaśniający wszystko szczegółowo. Do tej pory nie rozmawiali na jego temat. Zbyt wielu tematów się unika by pozostać spokojnym, chociaż gdzieś pod powierzchnią świadomości, informacja ta pulsuje bólem. Mężczyzna wziął swą rękę z ramienia byłego partnera, trzy lata temu kochał rudowłosego. Można powiedzieć, że kochał go ogniście. Ale nigdy nie chciał być dodatkiem do innych. Nawet dla niego. Po krótkim stwierdzeniu usłyszanym z ust młodszego mężczyzny, jątrząca się rana otwarła się na nowo.
            - A co mam zrobić? Nie chcę się z nikim wiązać, a ty mnie nie chcesz do cholery! Wykorzystuję ich, bo chcę ciebie i tylko ciebie, a ty traktujesz mnie jak ostatniego skurwysyna. Tak! Jestem nim! Zdradzałem cię do cholery! – Po twarzy przebiegł mu grymas bólu. – Ale w końcu zrozumiałem, że chcę być z tobą. Tylko z tobą. Z nikim więcej. Chcę z tobą mieszkać i tylko z tobą się kochać. Musiałem sobie jakoś radzić, nie mogąc się do ciebie zbliżyć. A uwierz, że zapalenie mięśni i stawów nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie. – Oczy Araliela rozszerzyły się w szoku. – Nie wiedziałeś o tym, prawda? A jednak. Miesiąc po twojej ucieczce. – Ponowny grymas przebiegł mu po twarzy, nie umiał go powstrzymać. Na samo wspomnienie przeżywał katusze. Cholera jak to wtedy bolało.
            - Doprawdy Diego, myślałem, że masz chociaż trochę więcej inteligencji, niestety dość znacząco się pomyliłem. Doskonale wiesz czemu cię zostawiłem. Zostawiłem ci list obok obrączki, a ty mimo tej wiedzy, nadal robisz dokładnie to samo.
- A skąd mam wiedzieć czemu mnie zostawiłeś, skoro nie raczyłeś mi tego wyjaśnić do cholery! – Wtedy dotarło do niego co powiedział Araliel. – Jaki list? Na stole nie było żadnego listu. Była tylko obrączka wrzucona do wazonu, żeby mruczek jej nie zjadł. I co ja takiego robię?
- Fakt obrączkę wrzuciłem do wazonu, żeby nasz pazerny kot jej nie zjadł. – Nie świadomie użył tego magicznego słowa, które daje cichą nadzieje – nasz. – Ale dodatkowo był tam włożony list.
- Wykorzystujesz pracowników do zaspokajania cię. To, że im płacisz wcale o tobie dobrze nie świadczy. Po za tym, oni poniekąd nie mają prawa odmówić, ponieważ możesz ich zwolnić. Właśnie to napisałem ci w liście. Napisałem też na jaki czas znikam.
Starszy mężczyzna popatrzył na swojego byłego kochanka w szoku. Fakt, od trzech lat starali się być przyjaciółmi, chociaż było to strasznie trudne. Jednak żaden z nich nie wracał do starych spraw, które ich męczyły. Ale  teraz w końcu dowiedział się prawdy. Tylko gdzie mógł się podziać ten list? Skoro obrączka była na miejscu, a on go nie wziął? Ale.. Wtedy był u niego ten gówniarz po ostatnią wypłatę. Ten…
- Co za spierdolony syn starej kurwy. Jak go spotkam to mu urwę ten jego przebrzydły łeb przy samej, pierdolonej dupie. Ten pierdolnięty bękart wziął twój list, gdy poszedłem po jego ostatnią wypłatę. Ta kurwa czekała pod domem, a ja od razu poszedłem do gabinetu. Co za kretyn ze mnie. Zajebie go. Nie daj boże, żebym go spotkał, bo nic z tego debila nie zostanie. – Oparł łokcie o kant biurka. Bolało, ale pozwalało skupić się na czymś innym. Wplątał palce w swoje krótkie włosy. Nigdy nie mógł ich ułożyć, ale tera wyglądał, jakby co najmniej podłączyli go pod 220V. Każdy kosmyk sterczał pod innym kątem, tworząc dość interesujący widok. Araliel po usłyszeniu całej wiązanki przekleństw, zaśmiał się z udręki byłego kochanka. Wiedział, że nie powinien, było mu go nawet odrobinę żal, ale mimo wszystko, uważał, że trochę mu się należało. Trochę mniej niż trochę. Tyci, tyci. Ale jednak. Diego nie dbał wcześniej o niczyje uczucia, bo nikt nigdy nie dbał o jego. Tylko Araliel starał się otworzyć tą skamieniałą puszkę. Ten bezwzględny rudzielec, bawiący się uczuciami innych, dostał sowitą nauczkę. Ktoś w końcu zabawił się jego uczuciami. Młodszy mężczyzna podszedł do byłego kochanka, nadal z uśmiechem na swych ustach i pociągnął go za jeden z niesfornych kosmyków, przez co mężczyzna podniósł na niego swoje udręczone oczy. Araliel doskonale wykorzystał okazję, więc przycisnął mocno swoje usta, do karminowych warg przyjaciela. Wiedział, że zawsze mają taki kolor, gdy mężczyzna był zdenerwowany. Wyglądało to tak, jakby krew nie odpływała mu do policzków, tylko do ust. Było to dość kuszące. Zresztą rudowłosy zawsze przygryzał wtedy wargi, by nie krzyczeć ze złości. Często po prostu syczał słowa przez zęby. Diego nie pozostawał dłużny w pocałunku. Tak dawno nie czuł tak upragnionych warg. Ostatnimi czas młody mężczyzna za często mu się śnił. W zbyt odważnych pozycjach. Chciał go mieć, co raz częściej o nim myślał, a mijanie w pracy, wcale nie pomagało. W końcu dostał swoją upragnioną szansę i nie zamierzał jej zmarnować. Otworzył swe usta, by język partnera, mógł zbadać to, tak dobrze znane sobie miejsce, mimo wszystko delikatnie zapomniane. To Araliel przejmował kontrolę w związku. Diego był mężczyzną, który miał wszystko pod kontrolą w pracy, jednak w domu wolał odpocząć od tej roli. Wtedy mógł ją przejąć ktoś inny. Jego partner. Srebrnowłosy pogłaskał go delikatnie po policzku.
- Teraz kochany dostałeś przedsmak tego co możesz odzyskać. Do ciebie należy wybór czy tego chcesz czy nie. Ale tym razem to nie ja będę się starał. I dobrze o tym wiesz. Tym razem to ty musisz zabawić się w łowcę. A ja nie zamierzam dać się tak łatwo złapać.
Po tych słowach srebrnowłosy wyszedł z ironicznym uśmiechem na twarzy. Doskonale wiedział, że nie powinien montować kamer w gabinecie BYŁEGO kochanka. Ale chciał go mieć pod kontrolą. Skoro ten chciał go zdobyć, on musiał mieć pewną sytuację. Po tym czego już doświadczył z tym niewyżytym diabłem, wolał się mieć na baczności. Zresztą kamera była w każdym pokoju, w którym kochali się ich chłopcy. Kontrolowali sytuację na bieżąco, by nic im się nie stało. Po wyjściu klienta, nagrania były od razu kasowane. Mimo wszystko, jak to mówią. Przezorny zawsze ubezpieczony. Jednemu z chłopców uratowało to życie. Okazało się, że mężczyzna, który go zamówił, jest fetyszystą, do czego się nie przyznał. Lubił podczas stosunku, nakładać na twarz kochanków poduszkę, jednak nie umiał się kontrolować. Przyjemność zaślepiała mu wszystko i nie widział gwałtownych ruchów kochanków, gdy ci chcieli uwolnić się spod poduszki z powodu braku tlenu. Nigdy więcej nie miał do nich wstępu. Tak samo ostrzegli wiele innych firm, by nie wpuszczali owego osobnika za próg, bo mogą stracić pracownika. Mimo idealnej opinii, mężczyzna nie miał już więcej wstępu do burdelu. Nie mogli sobie pozwolić na to by ktoś źle traktował ich chłopców. To oni byli na pierwszym miejscu, dopiero później klienci. Ów przyduszny młody mężczyzna, nie poszedł na Policę, ale nie pracował przez kolejne trzy miesiące. Dostawał standardową wypłatę i sporą nadwyżkę, za przeżyte szkody oraz zwrot pieniędzy za leczenie lekarskie. Araliel wrócił myślą do pocałunku. Dawno nikogo nie miał, w przeciwieństwie do Diego. Jednak podskórnie wiedział co wybierze mężczyzna. A intuicja rzadko go zawodziła. Miał świadomość, że rudzielec będzie chciał go zdobyć, dzięki temu, prawdopodobnie przestanie wykorzystywać chłopców. Mimo częstego mijania się w godzinach pracy, Araliel wiedział doskonale, że mężczyzna wzywa do swojego gabinetu, któregoś z chłopców, przynajmniej dwa razy w miesiącu. Zazwyczaj jeden chłopak obsługuje go przez miesiąc. Mimo wszystko czuł, że go odzyska. Dał mu nadzieję. A to był chyba najlepszy krok jaki mógł uczynić.

*

Farida nie było w domu ponad godzinę. Mimo tego, obawiał się, że mogły się obudzić i go szukać, zadzwonić po ich ciotkę, czy też wezwać policję. O ile idąc w stronę lokalu, drogę przeszedł bardzo wolnym tempem, o tyle wracając prawie się zabił biegnąć na zakręcie. Zbyt często odczuwamy irracjonalny lęk o coś, co i tak się nie zdarzy. Gdy znalazł się na swojej ulicy, wiedział jednak, że nic się nie stało. Świadczyły o tym zgaszone wszędzie światła. No dobrze, prawie wszędzie. Sąsiadka mieszkająca trzy domy dalej cierpiała chyba na bezsenność, ponieważ u niej zawsze, nie zależnie od pory nocy i dnia, świeciło się światło. Będąc już przed drzwiami, zawahał się na chwilę, zastanawiając się czy jednak nie iść jeszcze na krótki spacer. Wiedział, że o tej godzinie jest to niebezpieczne, mimo wszystko chciał odetchnąć świeżym powietrzem. Po chwili jednak, zdecydował się posiedzieć na stopniach domu. Nie musiał się nigdzie wybierać, a przynajmniej odetchnie od tych wszystkich emocji. Odgiął kark do tyłu, by chociaż trochę poluźnić mięśnie po czym wolno, zaczął obracać głową do przodu. Przydałby mu się prywatny masażysta. Niekoniecznie zawodowiec. Miło by było wiedzieć, że jest ktoś obok ciebie, kto będzie w stanie cię wesprzeć w trudnych chwilach, jednak właśnie w tym momencie Farid uświadomił sobie, że nie ma na to szans. Nie, przez najbliższe trzy do sześciu lat. I nie tutaj. W końcu i tak ktoś się może dowiedzieć kim jest. A plotki bardzo szybko się roznoszą. Nawet jeżeli nie są prawdą, każdy inaczej na ciebie patrzy. Każdy już coś wie. A nawet jeśli tak nie jest, to cała dośpiewana historia powstanie w jego głowie. Po co masz się tłumaczyć. Przecież dasz im powód do kolejnych plotek, że to prawda. Prawda, bo zacząłeś się tłumaczyć. Czasem najlepszą metodą jest całkowita ignorancja. I tak każdy wie, że słowa nigdy nie są rzucane na wiatr. A potrafią być one obusieczną bronią. Nastolatek nawet nie zauważył, gdy obok niego usiadła jedna z sióstr.
- Czemu nie śpisz. Jest późno, a ty siedzisz tu w ciemności i masz bardzo zmartwioną minę. – Bianka jak zwykle wiedziała, że coś go trapi. Zawsze potrafiła to odkryć. Doskonale też przypuszczała, co go trapi. Brak pracy. Brak funduszy. Cholerne prawo.
- Dobrze wiesz. Ale być może za dwa dni dostanę pracę. Pracowałbym na nocki. Żeby w dzień normalnie funkcjonować. Za dwa dni idę na rozmowę. – Uśmiechnął się do siostry lekko. Nie chciał jej dodatkowo obarczać. Miała tylko trzynaście lat. Nie musiała wiedzieć o wielu rzeczach.
- Wiem o czym myślisz. Sądzę, że ją dostaniesz. Ładne jest dzisiaj niebo. Widać prawie wszystkie gwiazdy. – To prawda. Niebo było przejrzyste, nie licząc jednej małej, ciemnej chmurki. Siostra oparła głowę na jego ramieniu. Lubili tak siedzieć. Często im się to zdarzało, od małego. Rodzice często przymykali na to oko, z tego względu, że uczyli się wtedy mapy nieba. Na początku po prostu siedzieli i podziwiali, ale jak to z dziećmi bywa, Farid zaczął szukać różnych rzeczy po książkach i zaczął siedzieć na ganku, patrzeć w niebo z książką na kolanach, a latarką w prawej ręce. Gdy miał dwanaście lat, Bianca także zaczęła się interesować gwiazdami. Tylko, że tym razem to brat mógł jej przekazać wiedzę.
- Anne śpi? – delikatny uśmiech wpłynął na jego usta. Był już zmęczony.
- Tak. Jak zwykle padła i prześpi do rana. A ty idź się umyj i idź spać, starszy bracie, bo cię tam zaciągnę, za twoje krótkie kudły. Widać, że jesteś zmęczony. – Zresztą sam fakt, że nastolatek zaczął ziewać potwierdził stwierdzenie siostry. Po chwili byli już w domu. Bianka poszła im zrobić gorącej herbaty, a on poszedł wziąć długą kąpiel. Ich matka od małego mówiła im, że gorący napój w brzuchu pozwala zasnąć. Dużo osób mówi, że tak działa tylko mleko, ale to nie prawda. Równie dobrze może to być zwykła herbata. Ciepło, to ciepło. Przynajmniej szybciej przy tym zasypiali. Po dwudziestu minutach, młody znalazł u siebie w pokoju kubek z gorącą jeszcze herbatą, co oznaczało, że siostra specjalnie poczekała i zrobiła mu ją na świeżo, gdy kończył kąpiel, po czym poszła spać do siebie do pokoju. Farid mimo tego, że starał się nie myśleć o wszystkim co go spotka, był przerażony. Chciał o tym wszystkim nie myśleć. Nie teraz, nie w tej chwili. Ale zapomniał o jednej podstawowe rzeczy. Im bardziej się stara o czym nie myśleć, tym bardziej jesteśmy na tym skupieni. Dlatego właśnie teraz, gdy był już prawie całkowicie rozluźniony, wszystkie problemy postanowiły odezwać się w jego głowie. Przy siostrach starał się nie okazywać słabości, wyhamowywał wszystkie swoje reakcje. Nie pozwalał sobie na płacz, złość, rezygnację czy tym bardziej niezadowoleni. A one także starały się, nie sprawiać mu problemów. Wiedziały, że nawet choćby chciały, nie miały mu jak pomóc. Musiał sobie z tym wszystkim poradzić sam. A ciocia Sarihi, nie jest wstanie mu pomóc, chociażby chciała. Sama miała szóstkę dzieci, które musiała wykarmić i się nimi opiekować. Nawet jakby chciała, nie miała im jak zapewnić dachu nad głową. A sama musiała sobie poradzić z myślą, że jej wieloletni przyjaciele zginęli. Znali się w trójkę od małego, z czasem do ich znajomości dołączył też wujek i ciągle się trzymali ze sobą. Teraz niestety te czasy minęły. Farid potrzebował się wypłakać. Po prostu, po ludzku, wypłakać. Wiedział, że nie ma przy tym się do kogo przytulić, chociaż to także by mu pomogło. Nagle jego ciałem wstrząsnął uwolniony w końcu szloch. W ostatnim momencie zdążył sobie zakryć usta, przez co jego siostry nie słyszały tego rozdzierającego serce odgłosu. Musiał odreagować ostatnie dwa tygodnie. Ludzie dziwi się widząc, że na pogrzebie rodziców nie płacze, tylko dzielnie tulił do siebie zapłakane siostry. Po stypie poprosił jednak Sarihi by wzięła do siebie bliźniaczki na godzinę. Przypuszczała co chce zrobić. Doskonale go znała, dlatego też nie pytając o nic, przygarnęła je na pół dnia do siebie. Ta kobieta doskonale wiedziała, że zawsze radził sobie ze stresem poprzez zamykanie się za maską obojętności. Wiedziała, że zawsze był silny za wszystkich w momencie ich słabości. Ale sam też potrzebował wszystko odreagować. Wiedziała, że nie chciał płakać przy wszystkich, wolał to zrobić w samotności. Tak by jego siostry niczego nie zauważyły. Miał siedemnaście lat, a radził sobie z tym wszystkim lepiej, niż nie jeden dorosły. Spadła na niego duża odpowiedzialność, którą on potrafił dźwignąć na swoje barki i nie upaść. Mimo tak młodego wieku, w pewnych momentach zachowywał się jakby miał czterdzieści lat. I chyba to było dla kobiety najstraszniejsze. Widziała jak z dnia na dzień zmienił się, wydoroślał, ale zarazem jego oczy zaczęły siać pewnego rodzaju pustką i znużeniem. Starał się to ukrywać pod lekkim uśmiechem, ale ona była matką szóstki dzieci. Umiała odróżnić różne zachowania, a z oczu można wiele wyczytać. Trzeba tylko wiedzieć jak. Wystarczy kilka chwili by zniszczyć czyjeś życie. Jednak, nigdy nie tyczy się to jednej osoby. Zawsze cierpią dwie rodziny. Minimum dwie. Potrafisz czekać na kogoś pół dnia, gdy otwierasz drzwi, nagle twój świat popada w ruinę w ciągu kilku sekund. Jedno zdanie, jedna chwila, błędna decyzja, chwila nie uwagi. Nie ma cię. Twoi najbliżsi przechodzą piekło na ziemi. Farid nawet nie wiedział kiedy zasnął. To owe załamanie, płacz i szloch pozwoliły mu w końcu ukoić zmysły. Potrzebował odpoczynku jak jeszcze nigdy niczego. Minęły dwa tygodnie, a on nie mógł się przemóc by wejść do rodziców sypialni. Był tam tylko pięć minut, dzień po wypadku. Potrzebował najważniejszych dokumentów, które były w komodzie, pod bielizną. Musiał uporządkować wszystkie rzeczy i pamiątki, ale jakoś nie mógł się za to zabrać. Wiedział, że mogą one tam leżeć przez kolejne dziesięć lat, ale wolał wiedzieć co jego rodzice posiadają… Posiadali, bo komuś mogą się te rzeczy przydać. Wiedział, że posiadanie rzeczy rodziców na strychu, będzie go podnosić na duchu, jednak miał także świadomość, że jego matka miała dość sporo rzeczy, jeszcze z metkami, które może sprzedać bądź komuś przekazać. Często bywa tak, że nie widząc czegoś zapominamy o tym, stajemy się świadkami zdarzeń w pewnym sensie nie rzeczywistych. Wystarczy jeden dowód, by odświeżyć wiele rzeczy, które pamiętamy. Farid dostał od lekarza tabletki na sen. Jednak ten ich nie brał. Jego siostry za często budziły się w nocy z płaczem, a później musiał z nimi siedzieć, do ich ponownego zaśnięcia. Dlatego też wolał nie dosypiać, niż nie usłyszeć ich krzyku czy płaczu. Zresztą mimo tego, że były już starsze, ponownie chodził z nimi do szkoły. On potrzebował odpocząć i powdychać świeżego powietrza, a one potrzebowały czyjegoś towarzystwa. Zresztą następnego dnia, miał z nimi iść do psychologa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w trybie przyspieszonym, musiał opanować wiele rzeczy, z którymi w jakimś stopniu nie miał do czynienia czy też z którymi sobie nie radził. Zresztą, musiał zrezygnować ze szkoły. Rozmawiał już na ten temat z dyrektorem. Nie wyrobiłby się ucząc się od rana do popołudnia, mając stos obowiązków domowych, pracę w nocy i jeszcze musiał pomagać siostrom. Brał już wcześniej pod uwagę pracę w nocy na stacji benzynowej, bo szukali takiej osoby, ale tam też go nie przyjęli. Na szczęście wtedy po długich konsultacjach z dyrektorem ustalili, jak może dokończyć szkołę przez Internet. Będzie wtedy bardzo dużo zależne od jego motywacji i chęci, jednak wiedział, że będzie miał pomoc ze strony grona pedagogicznego.
Następnego dnia nastolatek zdecydował się w końcu wziąć za porządkowanie pokoju rodziców. Przy tym wszystkim odżyło wiele wspomnieć. W szczególności, gdy znalazł laurki i dyplomy robione dla rodziców. Kiedyś mieli taką tradycje, że jeżeli ktoś się czymś odznaczył, dostawał ręcznie robiony dyplom. Nie ważne było, że były tak brzydkie, a przez to tak ładne. Ważna była praca, którą włożyli, w zrobienie go. Nigdy też nie mieli albumu rodzinnego. Sto razy bardziej woleli trzymać wszystkie zdjęcia w pudełku z tektury, które kiedyś dostali jego rodzice. Każda z tych rzeczy miała ogromną wartość sentymentalną. Jego siostry już nigdy niczym nie obdarują rodziców żadnym prezentem i to było najgorsze uczucie. W tym właśnie momencie postanowił sobie, że nigdy nie będzie próbował zastąpić im rodziców. Będzie się starał jak najlepiej się nimi opiekować i wpoić im pewne zasady oraz to, że będzie wspierał je w ich troskach jeżeli tylko zechcą mu o nich powiedzieć. Wiedział, że mama już rozmawiała z siostrami o miesiączce. Było to dla niego uspakajające, jednak przed nim stało o wiele trudniejsze doświadczenie. Rozmawianie z siostrami o seksie, zabezpieczaniu się i o tym, że nie idzie się z pierwszym lepszym do łóżka. Były mądre, ale nie jedna mądra dziewczyna poszła z facetem do łóżka, tylko po to by jej nie zostawił. Co i tak robił. Będzie musiał im to wpoić, a sam sprzeda swoje ciało pierwszemu lepszemu, który zapłaci więcej. A później będzie musiał to robić noc w noc, aż nie będzie mu się chciało żyć z tego wszystkiego. I chyba to go najbardziej przerażało. Fakt, że będzie zwykłą dziwką, oddawaną do rżnięcia najbogatszym. Od razu przypomniał sobie scenę z filmu „Moulin Rouge”. Będzie jak ta Roxanne.  Oddająca się każdemu, pod przykrywką erotycznego tańca. Kto zapłaci więcej. Licytujemy. Sprzedana. Proszę pana, ma pan ją na własność, na całą noc, proszę tylko uregulować należność. Gotówką. Czeków nie przyjmujemy. Właśnie dzisiaj miał popisać umowę z diabłem. Diabłem w ciele człowieka. Dobrze, że jego sióstr nie było w domu. Już jakiś czas temu odkrył, że taniec go odstresowuje. Nie były to żadne profesjonalne ruchy. Tańczył tak, jak nakazywało mu to ciało. Odpoczywał w ten sposób. Pozbywał się emocji. Puścił muzykę najgłośniej jak się dało i zaczął tańczyć. Wyrzucił z siebie tą całą energię. Musiał się jej pozbyć. W tym przypadku, była zbyt destruktywna, by mógł sobie z nią inaczej poradzić. Będzie jak ta Roxanne.