niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 10

             Araliel rzeczywiście zadzwonił następnego dnia do Farida. To, że posiadali wewnętrzną umowę wcale nie oznaczało, iż chłopak już dla nich nie pracuje. Było to ułatwienie dla wszystkich. Co jakiś czas zastanawiał się, czy dobrze postąpili oddając nastolatka Joshowi. Szanował tego mężczyznę, ale mimo całych plusów umowy, nie wybrałby jej dla chłopaka. Zrobił jak najwięcej mógł, ale niemożność bycia zakochanym nawet dla niego była przerażająca. Jednak zaraz po tej myśli pojawiała się kolejna, inna i frapowało go to, że nie wiedział, czy jest to prawda, czy jego urojenia. Wydawało mu się, że Farid zgodził się na to wszystko nie tylko przez dobre warunki, ale też po części starszy od niego mężczyzna mu się zwyczajnie podobał. W pewnym sensie to dobrze, tym bardziej, że obaj mieli możliwość spokojnej rozmowy poza terenem burdelu. Po krótkim wyjaśnieniu, jakie dał nastolatkowi, nastąpiła fala podziękowań, a jemu uśmiech nie mógł nie wpłynąć na usta. 
            Czasem zachowanie Młodego było doprawdy urocze. Chciałby, żeby najbliższe trzy miesiące szybko minęły, bo właśnie w tym okresie powinno się wyjaśnić, czy Josh i Farid do siebie pasują. Mógł śmiało powiedzieć, że znał charakter Josha i w dużej mierze mógł przypuszczać, jaki dokładnie charakter ma Młody. Zapowiada się interesująco. Tak naprawdę, to było jak spotkanie ognia i wody. Farid może i starał się być grzeczny, miły i sympatyczny, ale w rzeczywistości raczej taki nie był. Starał się, jak na razie, ukrywać swoją naturę, co już teraz mu się nie udawało. Nie można się od tak wyprzeć tego, kim się jest.

Josh siedział na bardzo nudnym zebraniu zarządu. Czasem chciałby go rozwiązać, ponieważ większość tych mężczyzn patrzyła tylko jak sprzedać jego firmę, bądź też jak zrobić, by większość funduszy zniknęła na ich kontach. Frajerzy. Zastanawiało go, skąd u nich brał się taki tupet. Święte przekonanie, że on o niczym nie wie. To było żałosne. Na razie obserwował ich czyny, wysyłane e-maile, przesłuchiwał rozmowy telefoniczne, a maleńki mikrofon wbudowany w firmowy, obowiązkowy krawat, przesyłający dane do jego komputera, tylko mu wszystko ułatwiał. Miał zaufanie do pracowników - oczywiście - jednak nie posiadał go do tej marnej, podrzędnej instytucji przed sobą, a ona teoretycznie miała działać na jego korzyść. Z ręką na sercu nie mógłby wywalić na zbity pysk tylko dwóch osób z piętnastu działających w zarządzie. Musiał jeszcze tylko skonsultować ze swoim prawnikiem, czy może rozwiązać całą tę pseudo radę jako prezes, czy też jako główny akcjonariusz. 
Mężczyźni przed nim nie wiedzieli o wszystkich jego udziałach oraz o tym, że regularnie kupuje to, co oni mieli na własność, a tak chętnie się ostatnimi czasy tego pozbywali. A to, że nie robił owych zakupów pod własnym nazwiskiem, tylko zlecał to odpowiedniej osobie… no cóż, nie było ważne, skoro i tak całe dokumenty przechodziły na niego po zapłaceniu za akcje. Dzięki tym zawiłym zabiegom miał w swoich rękach dziewięćdziesiąt pięć procent firmy. I kilka dość cennych dowodów, z powodu których pięciu mężczyzn siedzących przy stole mogłoby dostać kilkanaście lat w więzieniu. Jednak ojciec nauczył go jednej dobrej rzeczy. Czasem nie warto niszczyć wroga. Znajdź na niego haka, a wtedy jego dług nigdy nie zostanie spłacony, dopóki ty o tym nie zdecydujesz. Szczyt skurwysyństwa, ale dość skuteczny. Nie chciało mu się słuchać o nowej, rewelacyjnej umowie, która miała zniszczyć jego firmę poprzez kruczki prawne. Jednak udawał zainteresowanie, potakiwał i obserwował ich coraz większe uśmiechy. Żałosne. Wolałby się teraz spotkać z pewnym słodkim nastolatkiem, a nie siedzieć w chłodnym gabinecie, przy wielkim stole z piętnastoma hienami.
- Czyli rozumiemy, Panie Prezesie, że w dniu jutrzejszym możemy w Pana imieniu podpisać umowę z firmą, której ofertę przedstawiliśmy? – Josh spojrzał na największego gnojka w firmie. Jak mu było? Benjamin. O tej gnidzie mówił mu już ojciec. Ów mężczyzna najbardziej szkodził dziedzictwu jego rodzica, mimo chęci jego ojciec nie zdołał wykryć, co takiego utracił. Jednak on już to wiedział. I ta świadomość bardzo mu się podobała.
- Benjaminie, powiedz mi, ile ci zapłacili za przedstawienie tak złej oferty? – Oschły, ironiczny ton nie wyprowadził jednak mężczyzny z równowagi. Chyba jednak konsultacja z prawnikiem nie będzie konieczna, skoro ta gnida pieprzona chciała podpisać za niego całą umowę. Zawsze mógł podrobić pełnomocnictwo.
- Ależ Prezesie, co też Pan sugeruje? – Sarkastyczny ton w głosie tego faceta tylko coraz bardziej go wkurwiał.
Zawsze, gdy miał z nim starcia szedł do burdelu. A teraz, mimo umowy z Faridem, a raczej właśnie przez nią, nie mógł tego zrobić. Zresztą, nawet nie mógł się kochać z nastolatkiem. I co to za sprawiedliwość, do cholery? Z każdej strony jakiś powód do frustracji.
- Oferta jest bardzo dobra. Sam sprawdzałem wszystkie przepisy. Nie ma się do czego przyczepić. – Josh czasem zastanawiał się jak można być tak złym i zdegenerowanym.
Fakt, ten człowiek nikogo nie zabił, nie zgwałcił, ale to, co zamierzał zrobić, można było uznać za równie ohydne. Po tym, jak rozpieprzyłby jego firmę razem z fundamentami, napchałby swoje kieszenie, walizki, szafy i zapewne pół domu pieniędzmi, które ukradłby, przy okazji pozbawiając pracy prawie dwa tysiące osób.
Jeżeli dobrze się orientował, ponad połowa pracowników miała kredyty hipoteczne. Zresztą, dlatego też podostawali umowy na stałe. Wiedział, że mógł ufać Sandy, dlatego też zwierzył jej się pod wpływem chwili, jak zamierza, za jakiś czas, odkryć tych dupków. Mimo, że nie słuchał Benjamina i zapewne było to widać, cały ten czas rozpływał się nad ofertą konkurencji, gdy jego wypowiedź przerwał dźwięk komórki.
- Prezesie, dobrze wiesz, że nie rozmawiamy przez komórkę w trakcie posiedzenia. – Peter, około pięćdziesięciu pięcioletni mężczyzna upomniał go, jakby zapomniał, kto tu ma władzę i kto stworzył ten regulamin. Nie zważając na oburzenie, odebrał telefon od swojej asystentki. Ona także znała wewnętrzne przepisy, gdyby to nie było takie ważne, nie przerywałaby mu.
- Część Josh. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie powinnam przeszkadzać, ale…
- Tak? Witam. Oczywiście rozumiem.
- Podsłuchują, tak?
- Sądzę, że tak, jednak w tej sprawie muszę się jeszcze skonsultować.
- Ok. Rozumiem przesłanie. Za drzwiami jest policja. Znam twój charakter i wiem, że to, co miałeś w planach zrobić za miesiąc, robisz albo teraz, bądź odegrasz swój teatrzyk za tydzień. Mam rację?
- Fakt, mogę być rozgniewany za wycofanie oferty, tym bardziej, że miał pan miesiąc na odpowiedź, a właśnie TERAZ się pan wycofuje. – Położenie akcentu na jedno słowo pomogło Sandy rozeznać się, że jednak miała rację.
- W razie czego puść mi sygnał z komórki, wtedy wejdzie policja.
- Oczywiście. Mimo wszystko, dziękuję za informację. Do widzenia.
       Wszyscy mężczyźni siedzący przy stole spojrzeli na niego. Zaczęli wypominać mu niesubordynacje, złe podejmowanie decyzji, nie szanowanie regulaminu. Doprawdy, zachowywali się, jakby miał pięć lat. Byli starsi od niego, może mieli większą wiedzę i pomagali jego ojcu, ale to, jak go tratują było nie do pomyślenia.
            - Czy jeszcze ktoś ma mi coś do zarzucenia? Może ktoś chce złożyć skargę? Nie. To proszę o ponowne zajęcie miejsc, panowie, ponieważ chyba zapomnieliście z kim macie do czynienia. Nie jestem młodszym kolegą, nie jestem podrzędnym pracownikiem. Chciałbym wam przypomnieć, że to ja jestem waszym pracodawcą. Niezależnie, czy współpracowaliście z moim ojcem, czy też nie, to JA wam teraz płacę. – Chwilowa cisza, która nastała w sali konferencyjnej była dość krępująca. Jednak musiał postawić sprawę jasno. Do tej pory pozwalał w jakiś sposób być gorzej traktowany. Jednak od tej chwili to koniec. Nie, kiedy ma same dobre karty w ręku. Karty, które zniszczą piętnastu mężczyzn.
            - Czyli rozumiem, że mam poprosić Sandy o umówienie spotkania z prezesem drugiej firmy? Przed Panem Prezesem - te słowa zostały wypowiedziane z ironią i brakiem szacunku – leży dokument o potwierdzenie przedstawicielstwa.
            - Nie, Benjaminie. Nie podpiszemy żadnej umowy. Nie zrobimy tego, ponieważ to właśnie ty sprawdzałeś kruczki prawne. Nie podpiszemy tej umowy, ponieważ JA jej nie widziałem – kłamał, oczywiście, że to robił, ale gdyby nie Sandy, rzeczywiście nie zobaczyłby nic z tego cudownego kontraktu. – Poza tym, zastanawia mnie, ile ci zapłacili za przedstawienie tego chłamu.
            - Jak śmiesz gówniarzu. Mógłbym być twoim ojcem, więc uważaj, jak do mnie mówisz! – Wściekły ryk mężczyzny nie podziałał na niego tak, jak powinien. Jeżeli sądził on, że się przestraszy, to się grubo mylił. Jednakże doskonale udało mu się go rozbawić.
            - Oczywiście, że nie mógłbyś. Nie zastanawiało cię nigdy, czemu twoja żona tak często wyjeżdża na weekendy do swojej przyjaciółki? A później jakimś dziwnym trafem po dziewięciu miesiącach zostajesz tatuśkiem? Oj Benjaminie. To, że jestem młody wcale nie oznacza, że jestem głupi i nic nie wiem. – Mężczyzna nagle zbladł z niewiadomych przyczyn. – Uwierz, że sprzedawanie danych konkurencji wcale nie spowoduje, że przyjmą cię do siebie. Gdy tylko stąd wylecisz, zostaniesz z niczym. Chcąc być skurwysynem, powinieneś wiedzieć, jak to robić. Spartaczyłeś robotę staruszku. – Trzęsące się ciało mężczyzny było doskonałym dowodem na to, że miał rację. Zresztą, kolejnych czternastu mężczyzn zbladło nagle. Obserwowanie przerażenia, zdziwienia, intensywnego myślenia i czystej, nieskrępowanej głupoty było dla niego doskonałym doświadczeniem.
            - Ale… Ale skąd wiesz o nim takie rzeczy? – Peter ponownie zabrał głos. Gdyby ktoś wszedł właśnie w momencie wypowiadania pytania, stwierdziłby, że to zdarzenie jest normalne. Przyjaciele martwią się o kogoś innego.
            - Nie tylko o nim. I wy wszyscy zdaliście sobie z tego sprawę.  Rozgrabiliście firmę mojego ojca i myśleliście, że tego nie zauważę. Myślicie, że konta na Kajmanach, bądź Karaibach oraz Cyprze ukryją przede mną wiedzę, ile macie obrotów na rachunku bankowym? W tym właśnie momencie, wystarczy jeden mój telefon byście stali się bankrutami, a wszystkie utracone pieniądze wpłyną ponownie na moje konto. Jednakże mamy doskonale wyszkoloną policję. Za drzwiami stoi już trzynastu funkcjonariuszy. Jeżeli będziecie grzeczni, to teraz pozwolę wam oddać wszystko to, co ukradliście. Możecie dostać zmniejszony wyrok. Chociaż zastanawiam się, czy może być dla was coś gorszego, niż więzienie. – Leniwy, złośliwy uśmiech wpłynął na jego usta. Doskonale znał ich słabości. Daję wam pół godziny. Ma wrócić cała kwota. Nie obchodzi mnie czy się zadłużycie, czy nie. Nie wyjdziecie stąd, a ten, który spróbuje zostanie zgarnięty przez gliny. A to może być dla was gorsze, niż oddanie pieniędzy.
            Po tych słowach Josh wyszedł z sali konferencyjnej. Czuł się zmęczony, nawet bardzo. W takich sytuacjach, prócz przyjaźni Sandy, nigdy nie miał wsparcia. A tego najbardziej potrzebował. Zazwyczaj szedł do burdelu Araliela i Diego. Nie chciał zamartwiać mężczyzn swoimi problemami, dlatego też zawsze wynajmował któregoś z chłopców i pierdolił go całą noc. Nigdy się wtedy nie kochał. Musiał się wyzbyć całej złości, chociaż prócz bolącego tyłka, tymczasowy kochanek nie odczuwał żadnego bólu. Na dodatek zawsze płacił za dwa dodatkowe dni, żeby chłopak po nim miał jak odpocząć. A doskonale wiedział, że dwaj mężczyźni nigdy nie dawali chłopakom wtedy klientów.
            - Gdyby któryś chciał wyjść, nie wypuszczajcie ich. Jak będzie potrzeba, to skujcie ich w kajdanki. Będę tu za pół godziny. Dziękuje panowie – kiwnął im głową i poszedł do swojego gabinetu. Będąc już u siebie i siedząc w wygodnym fotelu, oparł swoją głowę na blacie biurka. Powinien przejrzeć dokumenty, ale nie miał na to siły.
            Musiał zwolnić piętnastu najważniejszych pracowników, a to wcale nie było proste. Musiał się zastanowić, kim ich zastąpi, a na dodatek planował randkę z Faridem. Nastolatek najprawdopodobniej nawet nie przypuszczał, że coś takiego nastąpi. Tylko gdzie mógł go wziąć? Młody na niego działał i to było jego przekleństwo. Nie był pewien, czy będzie w stanie siedzieć obok niego spokojnie. Gdy widział chłopaka, w jego ciele budziło się pożądanie, co go dziwiło. Chyba nigdy tak nie miał, a tym bardziej… Miał dwadzieścia siedem lat, a zachowywał się jak napalony nastolatek. Cholera jasna! Gdzie mógł wziąć siedemnastolatka? Do kina? Klubu? Restauracji? Knajpy? Na kawę? Życie mu tego wszystkiego nie ułatwia! Po cholerę zgadzał się na warunek, że nie będzie mógł pieścić chłopaka. Musi czekać dwa miesiące, albo na jego zgodę. Chyba miał jakieś zaćmienie umysłu, gdy to się działo.
            Po kilku minutach siedzenia w ciszy, usłyszał stukanie do drzwi. Nie czekając na jego odzew, dość młoda kobieta postawiła przed nim mocną kawę z odrobiną cukru i rządkiem czekolady z boku talerzyka. Popatrzył na nią zdziwiony.
            - Ciesz się, że się podzieliłam.  – Krzywy uśmiech wpłynął na jej twarz. – Przyda ci się trochę więcej cukru. Źle wyglądasz, a za dwadzieścia minut musisz do nich iść. Zanim to zrobisz, proponuję trochę zimnej wody na twarz, a następnie poklepanie policzków, bo jesteś bledszy, niż zazwyczaj. – Sandy uśmiechnęła się do niego i dopiero wtedy opuściła gabinet szefa. Wiedziała, kiedy może z nim żartować. Kiedy jest pracownikiem, a kiedy przyjaciółką.
            Josh siedział jeszcze dziesięć minut, po czym wpadł mu do głowy pewien pomysł na randkę. Zadzwonił do najmniejszego kina w mieście. Było kameralne, stylowe i ciepłe zarazem. Gdy miał wolną chwilę, wybierał się tam, by odpocząć od wszystkiego, co go otacza. Dodatkowym atutem, przynajmniej dla niego, było to, że prócz nowości w kinie, leciało też wiele starych filmów. A to, co powiedział mu ostatnio nastolatek, pomogło mu podjąć decyzję. Nie chciał tylko ciała chłopaka. Chciał jego serca i postanowił je zdobyć. Z lżejszym sercem i lepszym humorem udał się ponownie do sali konferencyjnej. Poczuł się zrelaksowany i jeszcze bardziej pewny siebie, a to pozwoliło mu przetrwać tę konfrontację.
            - I jak panowie? Rozumiem, że pieniądze są już na moim koncie? – Nienawistny wzrok piętnastu mężczyzn wyjaśnił mu wszystko. Dostał wiadomość od prezesa banku, że na jego koncie pojawiło się siedemset milionów. O cholera! Wiedział tylko o czterystu tysiącach. Lepiej dla niego. – W tym też momencie zarząd naszej spółki przestaje istnieć. Panowie jesteście zwolnieni. – Pełne krzyku oburzenia tym razem nie chciały się skończyć. Puścił swojej asystentce sygnał z komórki i wkroczyła policja. Mężczyźni przed dwudziestosiedmiolatkiem zamarli.
            - Nie możesz tego zrobić – zasyczał Benjamin.
            - Oczywiście, że mogę. Zapominasz chyba, kim jestem – przeczesał lekko dłonią włosy w geście irytacji.
            - Nie możesz tego zrobić. Nie masz większości akcji. Posiada je… - Josh jednak nie pozwolił dokończyć mu zdania.
            - Czy chodzi ci o pana Saetana Keseya? – Oczy Benjamina robiły się coraz większe. Jego wszystkie zagrania, które miały sprawić, że ta nędzna firma upadnie, a on będzie ją mógł wykupić, spowodowały to, że sam został bez pracy, środków do życia i firmy.
            - Ty nędzny, zasrany gnoju! Zniszczyłeś moje plany! Moje ambicje! – Starszy mężczyzna ruszył na Josha z pięściami. Wszyscy zamarli, gdy młodszy mężczyzna obronił się chwytając lecącą w jego stronę rękę i wykręcił ją temu dupkowi. Cholera, był coraz bardziej wściekły.
            -  W tym właśnie momencie wypierdalacie z tej firmy. Za tydzień dostaniecie opinię pracy i odprawę. Jeżeli dowiem się, że któryś z was sprzedał jakieś dane naszej firmy, pójdziecie za kraty. Wystarczy sama klauzula o poufności. Panie Ramirez, Carlos, zostańcie proszę. Muszę z wami porozmawiać. – Obaj mężczyźni kiwnęli głowami i nie wyszli z sali, gdy trzynastu wściekłych mężczyzn poszło pakować swoje rzeczy z biura.
            - Chciałem wam podziękować za przesłanie pieniędzy, jednak wiem, że wy nic nie zrobiliście. Byliście jedynymi uczciwymi z rady, ale wiem, że gdybyście tego nie zrobili, to to bydło by was żywcem ze skóry obdarło. – Nerwowy uśmiech starszego człowieka tylko potwierdził jego słowa. – Panie Ramirez, pół życia doradzałeś mojemu ojcu. Byłeś jego jedynym, prawdziwym przyjacielem w tym przytułku obłudy. I za to chciałbym ci podziękować. Jednak zanim to wszystko. Chciałbym, żebyście odsprzedali mi swoje akcje. Nie chodzi o to, że wam nie ufam. Chcę przekształcić spółkę w moją prywatną własność. Nie będę wtedy musiał mieć zarządu, a to ułatwi mi życie.
            - Chłopcze. Ja też dużo zawdzięczam twojemu ojcu. Te akcje są twoje od dawna. My trzymaliśmy je bezpiecznie, jednak teraz możemy je ze spokojnym sumieniem złożyć w twoje ręce. Ojciec wiedział, że sobie poradzisz z tymi typkami. Gdyby ci się to nie udało, miałem je zatrzymać dla siebie.
            - Carlos, a ty nie masz nic przeciwko? – Uśmiech trzydziesto pięciolatka całkowicie pozbył go ciężaru na sercu.
            - Będę miał coś przeciwko, jeżeli mnie wyrzucisz z tej firmy. – Głośny śmiech rozszedł się po sali konferencyjnej. Cała trójka wiedziała, że wypędzenie głównego wynalazcy i technika nie byłoby zbyt mądrym pomysłem.
            - Nie zamierzam, jednak… Panie Ramirez, nie sądzi pan, że czas odejść na emeryturę? Nie chcę zostać źle zrozumiany. Pracuje Pan tu już prawie czterdzieści pięć lat. Nie czas na odpoczynek od tego zgiełku?
            - Już myślałem, że nikt mi nie zaproponuje odpoczynku. Carlos załatwi wszystkie potrzebne papiery. Josh możesz się mnie jutro nie spodziewać. – Najmłodszy z mężczyzn podprowadził swoich towarzyszy do wyjścia. Oj tak. Humor miał bardzo dobry.


Farid siedział przy stole w kuchni piątą godzinę. Po wyjściu sióstr do szkoły, także wziął się za naukę. Musiał nadgonić dość sporą ilość materiału, a wolał zrobić to wcześniej, niż być później zawalonym stosem materiału, z którego nie mógłby się wyplątać do zakończenia roku szkolnego. Nie posprzątał dzisiaj domu, na obiad miał jakieś mrożonki, a od posiadanej wiedzy głowa mu pękała. Kto wymyślił, żeby w szkole uczyć się o skałach osadowych, o tym, ile kości ma człowiek i jak się nazywają oraz o tych wszystkich potęgach, pierwiastkach i funkcjach. Cholera, cholera i jeszcze raz cholera! Czuł się zły, sfrustrowany i niepewny.
Dwie godziny temu powinien dostać od Josha wiadomość, kiedy się spotykają. Czy ten człowiek był aż tak nieodpowiedzialny?! Przez to, że mężczyzna nie napisał, on nie wiedział na czym stoi. Wstał zdenerwowany z krzesła i sięgnął po szklankę, by nalać do niej wody. Z górnej szafki wziął tabletkę na ból głowy. Dawno się tak nie czuł. Może ciśnienie drastycznie opadło? Tylko wtedy czuł się tak, jak teraz. Powinien jeszcze dzisiaj nauczyć się przynajmniej pięćdziesięciu słówek z języka, ale kiepsko to widział. Siedząc ponownie na krześle ułożył na swojej głowie chłodny kompres, jednak było mu strasznie niewygodnie, dlatego też położył mokrą szmatkę na tacce, a na kawałku materiału swoje czoło. Nie bolała go cała głowa, a tylko skronie i to od nich ból aż tak promieniował. Mama kiedyś mu mówiła, że jego babcia miała bardzo silne migreny przez pół życia. Miał nadzieję, że dziedziczenie tej akurat cechy nie trafiło ani na niego, ani na jego siostry. Gdy tylko ból trochę minął, nastolatek usłyszał dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewał. Jego ciotka odwiedzała ich co jakiś czas, ale kontakt się urywał. Oni nie chodzili do niej, by jej nie przeszkadzać, a ona do nich, bo straciła swoją przyjaciółkę. Widząc kuriera otworzył drzwi. Przecież niczego nie zamawiał, więc o co chodziło?
- Pan Farid? – Nastolatek kiwnął głową nie będąc w stanie się odezwać. – Mam dla Pana przesyłkę od… - mężczyzna zerknął na kartkę – Josha. Nie ma więcej danych, przykro mi. Proszę o pokwitowanie.
Młody patrzył za oddalającym się młodym mężczyzną i, gdy tylko otrząsnął się z krótkiego szoku, zamknął za sobą drzwi i poszedł do kuchni. Trzymał w dłoni małą, ozdobną paczuszkę. Nie była obwinięta we wstążkę, co dla nastolatka było dużym plusem. Zresztą, o ile można było to nazwać paczuszką. Było to piękne, ciemne, drewniane pudełko. Nie wiedział, czego się spodziewać. Było długie, szerokie, ale wąskie. Co mogło się tam zmieścić? Po kilkusekundowym wahaniu otworzył je delikatnie. Jego oczom ukazała się perłowa koperta. O co w tym wszystkim chodziło? Wyciągnął kopertę i zaraz pod nią zobaczył włożony w materiał klucz. Cholera! Od tego wszystkiego ból głowy znowu mu wrócił. Czyżby Josh był typem romantyka i chciał go zdobyć? Zerknął na małą kartkę w kopercie.

Czy zechcesz wybrać się ze mną do kina? Żadnych nowości. Dwa stare, dobre  filmy. W sobotę o 16:00. Będę na ciebie czekał. Ów klucz jest od mojego domu. Chcę byś zawsze miał do niego dostęp, gdy tylko będziesz miał na to ochotę.  
                                               Josh

Pomimo tego, że siedział sam w domu, zarumienił się dość intensywnie i z tego powodu zrobiło mu się wstyd. Miał siedemnaście lat, a zachowywał się jak pięciolatek. Tylko, że szedł na randkę! Pierwszą w życiu randkę! I chyba właśnie dlatego tak się zachowywał. Uśmiechnął się sam do siebie jak głupek. Niby nic wielkiego, ale jednak cieszyła go świadomość, że mężczyzna to zaplanował. Tylko jak mu na to odpowiedzieć? SMS-em nie wypada. Zadzwonić? Może być zajęty. Napisać e-mail? Też mu to nie pasowało. Zastanowi się nad tym później. Teraz musiał poświęcić tylko godzinę, aby później mieć czas na jakiekolwiek inne myślenie. Oczywiście nie obędzie się przy tym bez uciekania myślami gdzie indziej. Ha! Szedł na randkę.

Josh załatwiał już ostatnie rzeczy w biurze. Musiał jechać wypocząć. Od wczorajszego ranka nie przespał nawet godziny, a dzisiejsza konfrontacja z piętnastoma mężczyznami tylko dodatkowo go wykończyła. Zastanawiał się, czy Farid dostał już jego przesyłkę. Może było to za dużo? Za szybko? Ale wolał, aby nastolatek posiadał tę formę zabezpieczenia na wypadek kryzysu. On zawsze znajdzie dla niego czas, a przynajmniej się o to postara. Chciał go kochać. Nie tylko posiadać na papierze, nie tylko posiadać jego ciało, ale kochać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był zauroczony, dlatego tak wariował na samą myśl, że Młody miałby się oddawać innym mężczyznom. Po uporządkowaniu ostatnich dokumentów, chwycił niecierpliwie za komórkę, czy nie ma na niej żadnego połączenia, czy też wiadomości tekstowej. Rozczarował się jednak. Co teraz? Może chłopak się przestraszył? Albo nie dostał jego przesyłki? Było to mało prawdopodobne, tym bardziej, że kierowca zdeklarował się zawieść przesyłkę jako pierwszą. Miał dostać potwierdzenie dostarczenia… Gdy sobie o tym przypomniał jego komórka zawibrowała cicho na biurku. Zerknął na wyświetlacz. A jednak Farid miał w swoich rękach małą paczkę od ponad godziny i do tej pory nie zadzwonił. Może to on powinien pierwszy… Nie, skoro chłopak nie odpowiedział, to nie będzie się tym martwił.

Nastolatek po skończonej nauce wziął z gabinetu ojca, jego najlepszą papeterię. Czasem jego rodzic musiał pisać pewne listy ręcznie. Były wtedy przyjmowane przychylniejszym okiem, niż zwykły wydruk. Poza tym mężczyzna, który go wychował, miał piękne pismo. Średniej wielkości litery miały kształt, jakby wyszły spod ręki samego kaligrafa, chociaż ojciec starał się wtedy tylko trochę bardziej, niż zazwyczaj. To było zadziwiające, dlatego też nie raz widział go pracującego nad swoim stylem, piszącego zawsze piórem na różnych rodzajach papieru. Był wtedy mały. Miał wtedy cztery lata, jego sióstr jeszcze nie było na świecie, a on zawsze siedział z rodzicem w jego małym gabinecie, gdy mama odpoczywała. On się bawił, kreślił pisakami czy kredkami po kartkach. Pamiętał z tamtego okresu urywki, przebłyski pamięci, nic szczególnego, jednak te chwile były dla niego bardzo ważne.
Kiedyś ojciec nauczył go kilku sztuczek pisarskich. Teraz tylko pytanie, jak dostarczyć mężczyźnie list, by dotarł on na miejsce bez szwanku w ciągu najbliższej godziny. Chyba sam będzie musiał się przejechać autobusem. Ale czasem warto. Zostawił siostrom wiadomość, gdyby zdążyły wrócić, że będzie z powrotem za około godzinę. Musiały sobie same poradzić. A wiedział, że były w stanie. Miały trzynaście lat, a gotowały lepiej od niego. On został do tego zmuszony, tylko dlatego, że one chodziły do szkoły, ale w wakacje zamierzał zmienić tę tradycję. On będzie się lenił, a one się postarają.
Przebrał tylko spodnie, zarzucił na siebie kurtkę, założył wygodne buty i postanowił się przejść. Wiedział, że jeżeli będzie szedł spokojnie, to dotrze pod dom Josha o tej samej porze, co autobus odjeżdżający pięć minut temu. On miał ten komfort, że musiał skręcić tylko cztery razy, aby dotrzeć do posiadłości Josha. Natomiast autobus, zanim trafił na miejsce, objeżdżał stos innych uliczek i zakamarków. Farid ruszył przed siebie. Jeżeli jego plan się powiedzie w domu będzie za czterdzieści minut. Miał tylko jedną rzecz do zrobienia. Wsadzenie koperty do skrzynki nie było problemem. Większym zmartwieniem dla chłopaka było to, jak nie spotkać dzisiaj mężczyzny. Nim się zorientował, wchodził na ostatnią prostą. Podkradł się do skrzynki, wrzucił kopertę i już miał odejść, gdy z jego gardła wydobył się krzyk zaskoczenia wywołany niespodziewanym dotykiem. Starszy od niego mężczyzna uśmiechał się do niego złośliwie, a on prawie nie zszedł na zwał. Co on sobie myślał, zachodząc go tak od tyłu?
- Co tam wrzuciłeś? – Ton głosu Josha był miły, ale zarazem zaciekawiony. Z jego planu jednak nic nie wyszło. A raczej wyszło, jak zwykle.
- Odpowiedź. – Zaskoczenie i jeszcze szerszy uśmiech na twarzy przyszłego kochanka sprawił mu przyjemność. Tylko dlaczego tak się stało?
- Dziękuję, że się pofatygowałeś. Tylko czemu się ukrywasz? Może wejdziesz na kawę?
- Nie... – Widząc ironiczny uśmiech, od razu zmrużył oczy i odrzucił próby tłumaczenia się. – Po prostu chciałem się z tobą spotkać dopiero w sobotę – westchnął, ponieważ sam wygadał swoją odpowiedź. Ale nie ważne, lubił się tłumaczyć z takich pierdół, więc zaczął wyjaśniać. – Nie chciałem wchodzić, ani dawać znaku, że tu byłem, bo czeka na mnie stos materiałów do nauki. Przez to, co przydarzyło się moim rodzicom, musiałem opuścić szkołę na jakiś czas. Mam do nadrobienia dość dużą ilość materiału i tak się dziwię, że nauczyciele się na to godzą i podali mi okrojony materiał do nauki. Zresztą, moja klasa poparła ich pomysł cząstkowego sprawdzenia mojej wiedzy. Nie jestem w stanie nauczyć się tego wszystkiego sam, choćbym tego pragnął jak dzieci Bożego Narodzenia – rozgadał się, wiedział o tym, ale jakoś nie mógł się powstrzymać.
Jego słowotok przerwał krótki pocałunek. W momencie, gdy przełykał ślinę, przez co zamknął na chwilkę usta, Josh w końcu go pocałował. No dobrze, okej, całował go już wcześniej, gdy byli razem przez chwilę w burdelu. Ale chciał więcej i częściej. Czy on właśnie pomyślał w końcu? Co jest z nim nie tak? Nacisk warg na wargi nadal był delikatny, a on chciał bardziej drapieżnego pocałunku. Czuł się coraz bardziej pewny siebie przy tym mężczyźnie. Sam naparł mocniej wargami na usta kochanka. Cholera, kochanka? Ale jak to? Czemu? Gdy tylko uchylił instynktownie swoje usta, jego język splótł się z tym należącym do starszego mężczyzny. Przestał myśleć. Było mu przyjemnie i błogo, a zarazem czuł się podekscytowany. Nigdy wcześniej się nie całował i odkrył, że sprawia mu to cholerną przyjemność. Miał świadomość tego, że oddaje pocałunek bardzo nieporadnie, ale w tym wypadu chciał nabrać praktyki. I jak przypuszczał Josh udzieli mu tych lekcji. W pewnym momencie zaczęło mu brakować oddechu i musiał odsunąć się od mężczyzny, by zaczerpnąć tchu. Oparł swoje czoło o ramię Josha. Było mu zajebiście dobrze. Dawno się tak nie czuł.
- Odwiozę cię. – Głos Josha był zachrypnięty. Czemu on się zgodził na te przeklęte warunki? Powinien był odmówić takiego długiego okresu wstrzemięźliwości seksualnej. Za pół roku, to on będzie chodził rozdygotany czekając aż nastanie ta magiczna data i rzuci się na tego faceta. Czasem jednak dobrze jest zapomnieć o kilku małych rzeczach, ponieważ robiąc pewne rzeczy pod wpływem emocji możemy tego bardzo żałować.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 9


Bianka miała już serdecznie dość słuchania o miłości swojej siostry do Eliota oraz o tym, co robiła albo czego nie robiła ze swoim chłopakiem. Rzygała już serduszkowatym wręcz humorem siostry, nic tylko by pierdoliła o swojej miłości nie zważając na jej protesty. Co ją, kurwa, miało interesować to, że Eliot dał jej jakiś prezent, czy też, że całowali się na przerwie, ukrywając przed oczami nauczycieli.
 - No, ale on jest taki słodki. Chciał mnie obronić przed tym z 3a, jak ten zaczął mnie wyzywać, bo odrzuciłam jego uczucia. Przecież dalej jestem z moim misiaczkiem.
Bian nadal posiadała w sobie minimalne pokłady cierpliwości. Wcale nie pomagał jej fakt, że Farida nie było w domu. Miała ochotę wyjść i walnąć mocno drzwiami, żeby wyładować swoją złość. Farid przynajmniej załagodziłby jakoś spór, a teraz nie miały na to szans. Jej panowanie nad sobą było na poziomie jednego procenta. Dawno nie czuła się tak wzburzona. Pierwszy raz zdarzyło jej się, że chciała uderzyć swoją siostrę. Samą ją to dziwiło. Nigdy nie była agresywna, tym bardziej w stosunku do bliźniaczki.
 - A poza tym, Eliot stwierdził, że mamy miłego brata. A wiesz... On ma fajnego kolegę, który by do ciebie pasował. Jest wysoki, jak na swój wiek i w ogóle…
 Może będzie tego żałować, ale już nie mogła tego wytrzymać.
 - Kurwa, Anne zamknij mordę! Nie mogę cię już słuchać. Ciągle tylko misiaczek to, misiaczek tamto. Rzygać mi się chce tym twoim misiaczkowaniem. Nie chce mi się słuchać o Eliocie, o tobie, o waszej słodkiej, cukierkowej, pierdolonej miłości. Kocham cię nad życie, ale nie mogę już tak dłużej. A co, jak ze sobą zerwiecie? Będziesz płakać jakby cię żywcem ze skóry obdzierano. Tak, jak ostatnio. I nie będzie sposobu, żeby cię uspokoić. Jeżeli masz do mnie jakikolwiek szacunek, jakąś dozę dobrych emocji, skończ w końcu pierdolić ciągle o Eliocie i jego koledze. NIE CHCĘ tego słuchać.
Widząc zranione spojrzenie bliźniaczki, odwróciła się na pięcie i zbiegła ze schodów. Słyszała jeszcze, jak siostra wybuchła płaczem, zanim zdążyła ubrać lekką kurtkę i walnąć drzwiami domu na „do widzenia”. Zraniła Anne, miała tego pełną świadomość, jednakże jej siostra robiła to codziennie. Nie zważała na to, czy ma ochotę zdobywać nowe informacje o jej związku. Ona też by się chciała zakochać, ale zarazem nie brała tego pod uwagę. Jej uczucia były sprzeczne, ale to, co robiła siostra wcale jej nie pomagało. Nigdy nie wierzyła w swaty, tym bardziej, gdy próbowała ich jej siostra. Mogła ją kochać, szanować, być jej przyjaciółką i powiernicą, ale nie zamierzała być zwykłym eksperymentem, by udowodnić siostrze czy ta nadaje się do swatania ludzi. Nie znała chłopaka, o którym mówiła Anne, zresztą Eliot miał dużo przyjaciół w innych szkołach, jednak nie zamierzała się spotykać z kimś obcym, bo młodsza siostra jej kazała. W dupie to miała! Jednak kto jak kto, ale ona znała Anne bardzo dokładnie, dlatego nie zdziwiłaby się za bardzo, gdyby ta zołza bez jej zgody ugadała się z tym nastolatkiem, czy też go zagadała tak, że ten by się zgodził z nią umówić. Różnica w obu tych zdarzeniach była kolosalna. Gdy siostra się z kimś ugadała, można było stwierdzić, że człowiek albo zna Anne bardzo długo i wiedział, że nikt jej nie przegada, albo też wolał z nią nie walczyć, jak zauważał pierwsze oznaki jej uporu. Bycie przegadanym przez dziewczynę nie było niczym miłym. To, że miałeś własne zdanie a propos pewnej sytuacji nie oznaczało, że odpuści swoją tyradę. W końcu miałeś serdecznie dość i zgadzałeś się na wszystkie jej warunki, byleby mieć święty spokój. Wkurwiało ją to, że Anne osiąga wszystko w tak łatwy sposób. Zawsze ma stos argumentów, by postawić na swoim. Ludzie przejmują jej pomysł, jakby to był ich. Często też wykorzystywała owe zdolności na nauczycielach. Bianka jednak nie wiedziała, czy jest to związane z tym, że byli oni całkowicie nieświadomi jej zabiegów, czy też po prostu poddawali się jej pieprzonemu urokowi. Ona była surowsza w zachowaniu, bardziej oschła i dlatego nie była aż tak lubiana jak jej bliźniaczka. Nie wliczając randek, wszędzie były zapraszane razem. Wszyscy wiedzieli, że Anne nigdzie nie pójdzie, jeżeli nie będzie zaproszona Bianka. Nie ważne było to, czy rzeczywiście pójdzie. Liczyło się samo zaproszenie. Tak samo, jak wszyscy wiedzieli o zapraszaniu, tak samo wiedzieli, że Bian chodziła na imprezy dwa, czy trzy razy do roku.
Mogłoby się wydawać, że trzynastolatki chodzą na balangi z alkoholem i nie wiadomo, czym jeszcze. W rzeczywistości były to zwykłe spotkania towarzyskie w większym gronie pod kontrolą rodziców w dni wolne od szkoły, a jedynymi dostępnymi bąbelkami były te z napojów gazowanych. Gdyby chcieli, mogliby przemycić alkohol pod stołem, jednakże każde z nich, mimo młodego wieku, miało wyznaczony jakiś cel w życiu. A doskonale wiedzieli, że alkohol się temu nie przysłuży. Przynajmniej nie z obecnością rodziców za ścianą. Czasami zdarzało się, że któryś z nastolatków poprosił rodzeństwo o kupno alkoholu pod groźbą wyjawienia jakiegoś sekretu rodzicom. Zazwyczaj zabieg ten odnosił dość duże skutki i dostawali dwie puszki piwa na kilka osób. Nie można było się upić, ale mogli jakoś rozgrzać swoje ciała nie szokując swoich rodziców odorem napojów procentowych. Plusem całej tej sytuacji było to, że dziewczyny zawsze nosiły w torebkach, czy też plecakach gumy, więc dzielili się nimi, by nie mieć żadnych kłopotów. Zawsze im się to udawało i nikt nigdy się nie zorientował. Do czasu, aż jedna z mam wyczuła wszystko na podkoszulku ich koleżanki. Dziewczyna oblała się trochę piwem, a jej mama zrobiła aferę na pół miasta. Wszystkim im się oberwało, ale nie mieli ich jak ukarać, skoro nikt ich nie przyłapał. Słowo przeciw słowu, zero dowodów.  
Idąc nerwowo przez chodnik, zatopiona w swoich myślach Bianka wpadła na kogoś. Jeszcze jej tego, cholera, brakowało. Gdyby nie to, że ów ktosiek chwycił jej ramię, zapewne upadłaby, obijając sobie wszystkie możliwe części ciała, a przez to jej dzień wcale nie stałby się lepszy. Wkurzona, zareagowała tak, jak to robią wszystkie dziewczyny w książkach.
 - Cholera! Uważałbyś jak chodzisz! – Była zła, cholernie zła. Nie ważne, że nie na tę osobę przed nią, ale przynajmniej dała upust swoim emocjom.
Nawet nie wiedziała, czemu jest taka wkurzona. Nie było to związane tylko z Anne i jej zachowaniem. Za tym wszystkim kryło się drugie dno, ale jeszcze nie wiedziała jakie. Cholera!
 - To nie ja nie patrzyłem, jak idę. Myślałem, że podniesiesz głowę. Nie zdążyłem cię wyminąć, parłaś przez chodnik jak jakiś czołg – usłyszała roześmiany głos nad głową. Miał ciepłe brzmienie, skojarzyło jej się z gorącą czekoladą, sama nie wiedziała dlaczego. Podniosła w końcu głowę i zaniemówiła na chwilę. Przed nią stał nastolatek, wyższy od niej, czemu zresztą nie można się było dziwić przy jej dość niskim wzroście. Wiedziała, że jej zachowanie jest durne, ale nie mogła powstrzymać rumieńca występującego na jej twarz. Zresztą porównanie do czołgu było troszkę niemiłe i złośliwe, ale w sumie chłopak przed nią miał rację.
 - Wybacz. Byłam zła i nie zważałam na otoczenie. – Czy jej się zdawało, czy to wszystko naprawdę tak durnie zabrzmiało? Czyli wszystko w normie. Zawsze się tak zachowywała w sytuacjach stresowych.
 - Nie przejmuj się. Czasem tak się dzieje. Ale nie puszczę cię bez nagrody za uratowanie ci życia, a przynajmniej wszystkich kości. Dodatkowo przeżyłem staranowanie. – Bianka nie mogła powstrzymać śmiechu. Zapewne nie jedna dziewczyna za takie określenie by się obraziła. W szczególności słysząc je od nieznanego chłopaka, ale ona się tym nie przejęła.
 - Nie ma sprawy. Dam ci swój numer, ale będziesz musiał się postarać. – Z dziwnym błyskiem w oku Bian wpisała swój numer w komórkę. Po tym jak już się pożegnali, chłopak zerknął na wyświetlacz.
- Co za cholera. Już wiem, o co jej chodziło. – Bianka trochę złośliwe za określenie jej mianem czołgu, trochę w formie żartu, ale także ciekawości, czy chłopakowi będzie się chciało jej szukać, podała mu siedmiocyfrowy numer. Poznany nastolatek będzie się musiał napracować, chcąc znaleźć odpowiednią końcówkę numeru. Skąd wiedział, że musi znaleźć koniec, a nie - na przykład - środek czy początek numeru? Nastolatka zamiast dwóch liczb wpisała dwie gwiazdki jako zagadkę. Komórka jej tego nie utrudniła. Nie było zgłoszenia „podany numer jest nieprawidłowy”, więc było wszystko dobrze.
Po tym spotkaniu postanowiła wrócić do domu i przeprosić siostrę. Przecież to nie była jej wina, że była aż tak bardzo zauroczona w Eliocie i chciała o tym poinformować cały świat. Było to męczące, ale musiała jej wyjaśnić swoje zachowanie. Zawsze tak postępowały. Po tym, jak wcześniej myślała, że szkoda, iż Farida nie ma w domu, teraz modliła się, by nadal się w nim nie pojawił. Była tylko nastolatką. Mogła mieć ambiwalentne uczucia. Przynajmniej taką miała  nadzieję.


 Farid wyszedł od Josha dopiero koło godziny dwudziestej. Nie rozmawiał z mężczyzną na żaden poważny temat. Chociaż to spotkanie po części można było takim nazwać. W końcu oddawał mu w ręce większość swojego życia, a to nie było łatwe. Jednakże dzisiejsze spotkanie nastroiło go dość pozytywnie. Ciemnowłosy niczego od niego nie wymagał. Po prostu razem rozmawiali o tym, co który lubi robić w wolnym czasie, czego nie lubią. Głównie dowiadywali się o sobie rzeczy podstawowych. Jak się okazało obaj nie lubią jeździć konno. Farid po małym wypadku, Josh przez to, że był do tego zmuszany. Mimo tego wszystkiego w umyśle nastolatka co chwilę pojawiało się pytanie: czemu on to robi? W końcu mężczyzna go nie znał. Jeżeli byłby zauroczony jego ciałem, miał już okazję, by się z nim przespać. Poza tym wątpił, aby zainteresowało go to, co sądzi. Przynajmniej na początku.
W końcu słyszał tylko, jak rozmawia z Aralielem i nie miał za bardzo okazji wtrącić się do rozmowy. Zresztą i tak w trakcie tych krótkich pogawędek z szefem nie mówił nic o sobie, o tym jak żyje, tylko wymieniał najkrótsze potrzebne informacje. Obecność tego człowieka zawsze go krępowała, ale nie zważał na to, wiedząc, że będzie musiał się do tego przyzwyczaić. Nie było tak źle, w końcu i tak wyszło lepiej, niż zakładał, ale nie wierzył, by jednym powodem było to, że mężczyzna się w nim zauroczył. Działo się to tak rzadko, zresztą nigdy od pierwszego wejrzenia, czy tym bardziej bez krótkiej rozmowy. Nie umiał uwierzyć w czystość intencji tego człowieka, przynajmniej na razie. Już i tak postanowił, że postara się trzymać jakoś na dystans, informując go tylko o rzeczach najważniejszych, czy też o takich, o których wiedzą wszyscy.
Josh podobał mu się wizualnie. To prawda, ale nic więcej o nim nie wiedział, oprócz tego, co zdążył wyczytać w Internecie, a tego też nie było za dużo. Poza tym zawsze potrzebny jest czas, żeby poznać drugiego człowieka, a oni do tej pory go nie mieli. Widać było, że mężczyzna nie udziela często wywiadów, a jeśli już, to nie jest skłonny do mówienia o swoim życiu. A on, mimo tego, że był laikiem w kwestiach firmowych, cenił ludzi, którzy nie mówili o sobie za dużo w mediach. Widać było, że Josh ceni swoją prywatność, a Farid potrafił to docenić, zaraz po tym, jak się wkurzył, gdy zdobył tak mało informacji ze skarbnicy wiedzy jakim jest Internet. Posiadał jakieś podstawowe informacje, na których mógł się opierać.
Będąc u niego w domu zauważył, że nie ma tam nic, co można by było uznać za kobiecą rękę. Nie żeby był zazdrosny, ale nie wyobrażał sobie być w związku z kimś, kto już kogoś ma. Nawet jeżeli byłby to najbardziej popierdolony związek w całym wszechświecie. Nie i koniec. Mimo wszystko miał swoje zasady. To, co wpoili mu rodzice, stało się jego kręgosłupem moralnym. Już nie raz nie dał się ugiąć pod naporem oskarżeń, próśb i gróźb. Tym razem także by się na to wszystko nie zgodził. Za bardzo cenił swoje poglądy, aby się ich pozbyć bez walki. Na szczęście nikt tego od niego nie wymagał. Poza tym widać było, że młody mężczyzna, który ma być jego kochankiem, sam dba o swój dom. Kurze nie były dokładnie pościerane, a podłoga miała zacieki. Gdyby Josh kogoś wynajmował, wszystkie przedmioty w jego domu lśniłyby czystością, a tak nie było.  Jednak był to zwyczajny dom.
Jego wnętrze było przytulne, ciepłe, dawało poczucie bezpieczeństwa. Gdyby się czegoś bał, mógłby się tam chronić. Chociaż… Co on za głupoty plecie. Nie mógłby się tam chować, czy też bywać tam częściej, niż będzie to potrzebne. Zaburzy to jego poczucie równowagi. Teraz było dobrze. Mimo, że od czasu śmierci rodziców nie minęło tyle czasu, by nie odczuwał w ogóle bólu, to zdawał sobie sprawę, że jak na tak niedoświadczone rodzeństwo, doskonale sobie radzili we trójkę. Nie jeden pozazdrościłby im tego, co razem osiągnęli, mimo wszystkich tych przeciwności losu. Gdy był już pod drzwiami swojego domu, przypomniał sobie o pewnej rzeczy.
 - Ja  pierdole! Skoro teraz jestem związany umową z Joshem, nie będę miał dokumentów o stałym zatrudnieniu. Kurwa mać!
            Musiał zadzwonić do Araliela. Jednak, gdy zobaczył, że godzina na zegarku wskazuje idealne dwudziestą drugą, postanowił odłożyć to do dnia następnego. Całą drogę przeszedł na nogach. Bliźniaczki stanęły na szczycie schodów, zdenerwowane jak diabli. No to miał przechlapane.
- Em. Cześć? – Jego głos był niepewny i doskonale o tym wiedział. Czuł się zmęczony i po ponownych emocjach sprzed kilku dni, miał ochotę po prostu zakopać się pod kołdrę.
 - Czy chcesz nam coś powiedzieć bracie?  Miałeś wyjść na godzinę. Góra półtorej, bo nie wiedziałeś, o której będziesz miał powrotny autobus. A ty, do jasnej cholery, wracasz po ponad czterech godzinach. Nie odbierasz komórki, później masz ją wyłączoną, czy ty wiesz, jak my się o ciebie martwiłyśmy?! – Farid zdziwił się wybuchem Bianki. Nie wiedział, że to już drugi tego samego dnia. Jego spokojna, młodsza siostrzyczka się wkurzyła. Było źle.
 - Zasiedziałem się. Komórkę miałem wyciszoną, a potem padła mi bateria. Nie chciałem, żebyście się martwiły. Wybaczcie waszemu starszemu, niezdarnemu, zagapionemu bratu. – Po tym, jak posłał im uspakajający, a zarazem złośliwy uśmiech, młodsza z sióstr machnęła ręką na niego i poszła do pokoju. Jednak Anne dawała mu sygnały, by poszedł z nią do swojego pokoju. Widział jej zmartwiony wzrok, ale nie wiedział jeszcze, o co chodzi. Jego siostrzyczka nigdy nie była aż tak złośliwa. Po tym jak już zamknął drzwi, pokazał Anne łóżko, by na nim usiadła, a sam zajął fotel.
 - Nie przejmuj się – mruknęła cicho jego siostra. – Mnie też się dzisiaj oberwało. Za to, jak ciągle mówię o Elliocie. Nie wiem, czemu jest aż tak wściekła, ale nie wnikam w to. Wiesz, że czasem musi się powściekać, by być później aż zanadto miłą.
            Nastolatek pokiwał siostrze głową, że całkowicie to rozumie. Zresztą powinien z nimi częściej przebywać. Ostatnimi czasy, nawet jeśli był z nimi w jednym pomieszczeniu, odpływał myślami zupełnie gdzie indziej, co oczywiście zauważyły. Jednakże same wiedziały, jaka odpowiedzialność spoczywa na bracie i wolały mu wszystkiego nie utrudniać. Wiadomo, miały swoje kryzysy, ale radziły sobie z nimi. Nie miały już mamy, by się jej wyżalić z zachowania chłopaków, którego nie rozumiały, mimo to było dobrze. Brat potrafił się nimi zaopiekować, skoro jeszcze mu ich nie odebrali.
Nie wiedziały, jak on to zrobił, ale okazało się całkowicie skuteczne. Mimo całej tej sytuacji, niepewności i walki o lepsze jutro, Farid dał sobie radę, chociaż żadne z nich się tego nie spodziewało. Walka o bliskich dodaje sił do działania i do radzenia sobie w każdej sytuacji. Zastanawiało je jednak to, że ich brat nie pracuje. Nie dostali jeszcze ubezpieczenia, a on planował wrócić do szkoły. Skąd miał pieniądze? To pytanie odbijało się w ich głowach, a odpowiedzi, jakie same sobie udzielały, wcale im się nie podobały. Już nie raz rozmawiając ze sobą poruszyły temat prostytucji, ale po tym spojrzały na siebie i stwierdziły, że to nie może być prawda. Ich brat był w domu w ciągu dnia i w ciągu nocy. Nie licząc jednej, jedynej sytuacji, więc nie było możliwe, by pracował. To, że nic im nie mówił i nie wyjaśniał tylko podsycało ich niepewność. W dużej mierze blogi, które czytał ich brat, opisywały seks ucznia z nauczycielem, albo prostytutki i jej kochanka, dla którego rzuca pracę. Trzecią wersją opowiadań były te o prostytutce uczniu, oddającej się i zakochującej w nauczycielu – kliencie. Pomieszanie z poplątaniem, ale dla nich był to w pewien sposób podejrzany zbieg okoliczności. Faktem było, że znalazły te wszystkie adresy przed wypadkiem, ale mimo wszystko myśl, że ich brat może być prostytutką, nie mogła wyjść z ich głów.
Potrafiły udawać, kiedy chciały, że wszystko jest dobrze, jednakże martwiły się o jedyną rodzinę, jaka im została. Bianka zadała jej raz pytanie, jak próbowały rozwiać swoje pomysły, jakby zareagowała, gdyby prawdą okazało się, że ich brat oddaje się obcym facetom, po to, by mogły przeżyć. Mając dość bogatą wyobraźnię, najpierw poleciała zwymiotować, po czym przyszła do pokoju i stwierdziła, że wolałaby chyba spać pod mostem. Obydwie znały prawo pracy. Jak każdy nastolatek w pewnym momencie, chciały znaleźć pracę, ale okazało się to niemożliwe z wiadomych względów. Zbierając swoją wiedzę uznały, że ich dziwny pomysł jest całkiem możliwy. Ludzie nie chcieli przyjmować nikogo na czarno, a oprócz tego nawet sądowne przyznanie niezależności, nie oznaczało, że wszystko będzie od tej pory kolorowe.
Cholera, martwiły się o tego głupka, nie wiedząc, co wymyślił, a on męczył się z tym wszystkim sam, chudł coraz bardziej i zmizerniał. Po wyjściu do faceta zastanawiały się, czy on w ogóle istnieje. Czy może szedł raczej do pracy. Mimo tego nie zapytały i nie zamierzały naciskać, by uzyskać odpowiedź. Sam fakt, że ich brat wrócił wcześniej niż planował i od tej pory nie wychodził aż do dzisiaj, mógł obalić ich teorię. Za dużo romansów. Za dużo. A przynajmniej miały taką nadzieję.

Farid widząc, że Anne nad czymś bardzo głęboko myśli, po pewnym czasie postanowił zasugerować siostrze, by poszła do pokoju, bo musi wykonać ważny telefon. Jego siostrzyczka  posłuchała bez szemrania, co można było uznać za wysoce podejrzane, ale wolał mieć do niej tę odrobinę zaufania.
- Cześć Aralielu. – Farid nie musiał się już kłopotać z mówieniem do srebrnowłosego per pan. Dzisiaj popołudniu dzwonił do mężczyzny, aby poinformować go o tym, że idzie porozmawiać z Joshem. Ten, słysząc ciągle tytuł pan, stwierdził w końcu, że ma tego serdecznie dość i jak nie będzie go nazywał po imieniu, to mu krzywdę zrobi. Po tym, co Farid zobaczył w gabinecie, a raczej reakcję mężczyzny na młodego pracownika, wolał nie ryzykować.
– Chciałem się z tobą skontaktować w sprawie… hmm... mojej umowy o pracę... Tak, tak, dokładnie o to chodzi.
Araliel także musiał się zastanowić, jak to wykombinować. Teoretycznie Farid pracował nadal dla nich. W praktyce dla Josha i tak też było w umowie. Nastolatek ciągle jest pod ich opieką, ale to Josh go utrzymuje. Cholera.
- Porozmawiam o tym z Diego. Mam nadzieję, że nie śpisz do północy? – Po potwierdzeniu swojego przypuszczenia, mężczyzna mówił dalej. – Zadzwonię do ciebie. Do północy. Jeżeli nie uda mi się wcześniej niczego dowiedzieć, napiszę ci SMS-a albo zadzwonię jutro koło dziewiątej. Pasowałoby ci to? Nie jestem pewny, bo to Diego jest bardziej sprawny w przepisach, a nie chcę ci robić niepotrzebnej nadziei.
- Niech będzie po dziewiątej. Dziękuję. Wolę poczekać i mieć pewność, niż być niecierpliwym i przypłacić to stratą rodziny. – Srebrnowłosy zdziwił się tonem nastolatka. Chłopak zmienił się dość szybko. Przynajmniej to mógł stwierdzić, znając go bardzo krótko. Gdy pierwszy raz spotkał chłopaka, ten był niepewnym siebie nastolatkiem - zawstydzonym i pełnym wątpliwości, nie ukrywającym swoich uczuć.
Teraz spotykał osobę pewniejszą siebie, wiedzącą, czego chce i do czego dąży, aby to zyskać potrafił zawalczyć i domagać się tego. W tak krótkim czasie młody mężczyzna bardzo się zmienił. Zdecydowanie na plus. Mimo pewnych wątpliwości, starał się je ukrywać i nie robić z tego problemów. Był jeszcze chwiejny w tym, co robił, ale wiedział, kiedy zachować się poważnie, a to świadczyło o tym, że rodzice stworzyli mu bardzo mocny kręgosłup moralny, a chłopak nie zamierzał się go wypierać. Cecha mało ceniona, ale pomocna w życiu.
Po zakończeniu rozmowy z nastolatkiem, postanowił udać się do swego partnera, żeby dokładnie dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja chłopaka. Przypuszczał, że dokument dostanie od nich, chociaż jego zarobki będą znacznie mniejsze, niż proponował to Josh. Mimo tego wystarczą one, by nastolatek mógł adoptować osoby, na których mu tak zależy.
- Dieguś, mam sprawę. – Poważne oczy mężczyzny spoczęły na nim, po czym usłyszał długie westchnięcie. Lubił uprzykrzać życie swojemu partnerowi, ale nie o to mu dzisiaj chodziło. – Farid umowę ma na nas, czy na Josha? Wiem oczywiście, że dając chłopakom niższą pensję na umowie, a wyższą w rzeczywistości, w pewien sposób obchodzimy wysokie podatki...  Jednak młody musi dostać na umowie tyle, by utrzymać siostry i siebie na umiarkowanym poziomie, plus drobne przyjemności. Chociaż, jak na zmywak, to i tak kwota 3 tysięcy jest dość dziwna. Mogą nas przez to wezwać na przesłuchanie. I zrobić jakąś kontrolę.– Araliel wypowiadając te słowa był cholernie poważny. Rudowłosy wiedział, że jego kochanek ma rację. Jednakże znał kilku sędziów, którzy, jeżeliby prowadzili sprawę, nie przypatrywali się tak dokładnie adresowi zakładu pracy.
- Wiem o tym wszystkim. Muszę znać nazwisko jego prawnika i sędziego, który wydawał wyrok o jego samodzielności. Jeżeli to jest ten człowiek, co myślę, to nie będzie problemu. Cholera Araliel. Co się z nami dzieje? Walczymy o obcego chłopaka. Nie jest członkiem naszej rodziny, nie znamy go długo, nie pracuje w ogóle u nas, dokładnie rzecz ujmując. A my o niego walczymy, jakbyśmy go chcieli obronić przed złem tego świata, pomóc mu w jego problemach, czego nie robimy przy innych chłopakach. Nie mam pojęcia, czemu to się dzieje, czemu nagle tak zmiękłem i stałem się taki wrażliwy. Wiesz, że zawsze miałem serce, ale nie aż takie. I to mnie w tym wszystkim do szału doprowadza.
Srebrnowłosy wstał z wygodnego fotela i podszedł do swojego partnera. Podniósł mu głowę, którą ten miał umieszczoną w dłoniach.
- Kochanie, starzejemy się. Kiedyś chciałeś mieć dziecko, ja także. Nie mieliśmy na to szans, a teraz pojawiła się ta trójka. Nasi pracownicy są już bardzo doświadczeni, jak przychodzą do tej pracy, mimo tego, że są dość młodzi. Ale on nas urzekł swoją niewiedzą, swoją prawdomównością. Podświadomie zaczęliśmy go traktować jak syna. Dlatego też o niego walczymy i zapewne będziemy walczyć. Bo to koi w nas te wszystkie braki, które od zawsze chcieliśmy zapełnić. Wszystkie wypaczenia, które kiedyś w nas były, bądź do których sami się przyczyniliśmy, stają się łagodniejsze. Po prostu pokochaliśmy tego chłopaka i jego siostry, mimo, że ich nie znamy. I tak uważam, chociaż łamie to jedną z naszych podstawowych reguł, to powinniśmy kiedyś ich odwiedzić. Wtedy, gdy jego siostry będą w domu. Nie zdradzać nic, prócz tego, że jesteśmy przyjaciółmi ich brata. Chociaż z tego, co Farid raz mi o nich opowiadał, to są cwane bestie i we wszystkim się orientują. Jak to Młody określił: im bardziej chcę coś ukryć przed nimi, tym szybciej wychodzi to na jaw. Wcale bym się nie zdziwił, jakby jego siostry już coś podejrzewały. Nie mamy na to wpływu. Możemy ich tylko wspierać.
Złożył na ustach Diego delikatny pocałunek. W ten sposób, jak zwykle, okazywał mu wsparcie.


Wstając rano rodzeństwo było delikatnie mówiąc niewyspane jak wszyscy diabli. Każde z nich przewracało się przez pół nocy z boku na bok. Siostry Farida zasnęły nad ranem, każda o innej godzinie, jednak sam nastolatek, widząc wschodzące słońce poszedł do kuchni zrobić sobie kawę. Był zmęczony, ale wiedział, że po wyjściu sióstr on będzie mógł dalej pospać, a one nie mają na to szans. Dlatego też oprócz kawy postanowił zrobić grzanki. Nie ważne było, że do szóstej trzydzieści wystygną. Bliźniaczki, jeżeli tylko nie musiały robić śniadania, były bardzo zadowolone. A jak jeszcze przed wstaniem zrobi im coś ciepłego do picia, będą najszczęśliwsze na ziemi. Zaoszczędzą trochę czasu i będą mogły wolniej iść na przystanek, czy też po prostu chwilę w spokoju posiedzieć. I tak zawsze ledwo się wyrabiały, by zdążyć. Robiąc rano kanapki dla siebie, zawsze brały i jego pod uwagę, i zostawiały mu je w lodówce. Dlatego też on sam mógł im chociaż raz wyświadczyć tę przysługę. Zresztą, od przyszłego tygodnia będzie z nimi dzielił obowiązek chodzenia do szkoły.
Ta przerwa, którą miał, była dla niego ciężka, a co dopiero ilość materiału, który musiał nadrobić. Fakt faktem, że dostał od nauczycieli wykaz rzeczy do nauczenia i zaliczenia, o które prosił, ale to i tak było dla niego okropne. Wiedział, co mu pójdzie najłatwiej, co już umiał, ale mimo wszystko sama myśl o spędzaniu całych dni w książkach skutecznie go odstraszała. Wziął książkę z półki i postanowił w końcu poczytać. Od czasu rozmowy z Aralielem nawet nie tknął swojej tymczasowej lektury i wcale mu się to nie podobało. Do czasu, aż wstaną jego siostry powinien zdążyć przeczytać pięćdziesiąt stron, mimo że oczy kleiły mu się z niewyspania.
Dwie godziny później Bianka zatrzymała się zdziwiona w progu. Farid zasnął z książką na stole, z czołem opartym o nią i stół jednocześnie. Widać było, że chłopak, tak jak i one, nie mógł spać. Zapewne po przebudzeniu jeszcze jakiś czas będzie miał okropną, czerwoną krechę biegnącą przez miękką skórę czoła. Anne zastając siostrę stojącą w drzwiach, popchnęła ją delikatnie, by zobaczyć, o co jej chodzi. Uśmiechnęła się na widok szesnastolatka, po czym podeszła do niego i obudziła poprzez pogłaskanie jego ręki. W takiej pozycji Farid miał doprawdy płytki sen. Dziwiły się tylko, że nie zareagował na ich wejście. Po krótkim rozpoznaniu gdzie jest, Młody popatrzył na siostry.
- O cholera. – Tylko tyle zdążył powiedzieć, zanim zaczął ziewać. Po krótkim upomnieniu od sióstr, które było dla niego doprawdy śmieszne, poszedł do siebie spać pod ciepłą kołdrą i w miękkim łóżku. Przynajmniej po przebudzeniu nic go nie będzie bolało. I tak już coś przeskakiwało mu w kościach.


Bianka obserwowała swoją szczebioczącą siostrę. Promieniała od niej radość, a zarazem powaga. Doprawdy nie wiedziała jak ona to w sobie łączy. Westchnęła zrezygnowana, jednak nie opuszczała z bliźniaczki wzroku. Nie chodziło jej o pilnowanie, czy śledzenie, po prostu miała ochotę ją poobserwować.
- Cześć, panno czołg. Nie podgląda się siostry, gdy ta flirtuje z chłopakiem. – Dziewczyna odwróciła się gwałtownie do lekko zachrypniętego głosu za sobą.
- Nie przypominaj mi proszę wczorajszego zdarzenia. Już wystarczająco mi wstyd. – Przysłoniła oczy ze śmiechem, po czym zerknęła na chłopaka przed sobą przez palce. Ten widząc to wyszczerzył do niej zęby w szerokim uśmiechu.
- Oj, Bianka. No dobra. Postaram ci się tego nie wypominać. Wyjątkowo. – Trzynastolatka zdziwiła się. Skąd ten facet przed nią znał jej imię Wczoraj mu go nie podawała, dzisiaj także nie, chociaż było to dla niej miłe zaskoczenie, że je zna.
- Skąd znasz moje imię, skoro ja cię tak naprawdę nie znam i wcale ci go nie podałam, nawet w komórce? – Popatrzyła na niego z uniesioną jedną brwią.
- Twoja bliźniaczka jest naprawdę namolna, jeżeli chce coś wymusić. – Krzywy uśmiech powiedział jej już wszystko.
- To z tobą chciała mnie umówić? – Nieśmiałe kiwnięcie głową wywołało u niej szeroki uśmiech. – Sam chciałeś, czy chodziła za tobą i mówiła zrób to, zrób to, zrób to, bo ona stwierdziła, że będziemy do siebie pasować?
- Dwa w jednym. Sam chciałem się z tobą spotkać, ale nie miałem do końca odwagi. Ona mi to wszystko ułatwiła, chodząc za mną i mówiąc słynne zrób to. A po tym jak, usłyszałem to milionowy raz, kazałem jej odpuścić. – Bianka potrafiła czytać między wierszami, więc doskonale wiedziała, o co chodzi. - Twój numer też już miałem wcześniej. Przypuszczam, że ty nie wiedziałaś, że to ja chciałem się z tobą spotkać?
- Nie miałam pojęcia. Będę musiała przeprowadzić z siostrą rozmowę dyscyplinującą. – Wesoły śmiech chłopaka zwrócił w jego stronę uwagę kilku osób w korytarzu, w tym także Anne. Ta szybko do nich pokuśtykała.
- Cześć. Poznaliście się już? Jak fajnie. – Czasem Bian zastanawiała się, czy prócz wyglądu miały cechy wspólne. Była skłonna stwierdzić, że została adoptowana.
- W sumie poznaliśmy się wczoraj, po kłótni z tobą. – W tym momencie starsza z sióstr była wdzięczna wszystkim niebiosom, że po kłótni wyszła z domu. Teraz mogła obserwować szczere zdziwienie na ustach tej drugiej.
- Prawie mnie staranowała, jak tak pędziła zła jak osa. – Michael wolał nie dodawać, do czego porównał drobną dziewczynę. Chciał mieć jakiekolwiek szanse na randkę. Nie ważne, że po wczorajszym prawdopodobieństwo tego wynosi jeden procent.  Po szczerym śmiechu Bianki stwierdził, że ona zorientowała się jak zgrabnie uniknął tematu. Przynajmniej miał taką nadzieję. W tym też momencie nad ich głowami rozbrzmiał dzwonek. – Czy spotkamy… - Jednakże nastolatka nie pozwoliła mu dokończyć wypowiedzi. Pocałowała go delikatnie w policzek, po czym będąc już dziesięć metrów przed nim powiedziała podniesionym głosem.
- Sobota, siedemnasta, przyjdź po mnie.
Na tym skończyło się ich krótkie spotkanie, ale przynajmniej było miło.



niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 8


         Po wyjściu Farida, Araliel patrzył się jeszcze długo na drzwi. Chyba nigdy nikogo nie uderzył. No dobrze, zdarzyło mu się kilka razy, ale tylko w obronie własnej. A teraz sam pogrzebał swoje postawy i moralność. Nie dość, że uderzył chłopaka, to go ukarał. Nie za to, że był wzburzony, tylko za to, że wkurwiał go i prowokował od dłuższego czasu. Był zły, ale to wcale nie znaczyło, że mógł się wyżywać na dwudziestolatku. Cholera, teraz czuł się skrępowany i najchętniej poszedłby go przeprosić, chowając dumę do kieszeni. Z drugiej strony, wiedział jednak, że chłopak sobie na to zasłużył. Próbował podrywać i zdobywać cudzych facetów, a to nie była dobra cecha. Po za tym i tak mężczyzna czuł się z tym wszystkim źle. Jednak najbardziej bał się spojrzeć na Diego, by nie zobaczyć w jego oczach obrzydzenia z powodu tego co zrobił. Po chwili paraliżu poczuł na sobie silne dłonie kochanka i to jak go przytulają do niego od tyłu. Gdy tylko został przyciągnięty do klatki piersiowej partnera, poczuł na karku delikatny pocałunek, a zaraz potem kolejny i kolejny. Diego zamiast się go brzydzić, całował go. Cholera, czy to z nim było coś nie tak, czy z tym mężczyzną? 
            - Jesteś piękny gdy jesteś tak nieziemsko wkurwiony, a zarazem zazdrosny. O mnie i o to wszystko co ten chłopak robił. – Szept mężczyzny przetoczył się po całym jego kręgosłupie. – Teraz grzecznie pójdziesz do mojego auta, ja pojawię się tam dwie minuty po tobie, a zaraz po tym pojedziemy do mnie. – Na te słowa Araliel zadrżał. Włoski na jego ciele stawały dęba. – A gdy tam dotrzemy nie zamierzam cię wypuścić, dopóki nie wybije dwunasta w południe. Chociaż nie wiem czy i wtedy na to się zgodzę. – Ponownie poczuł na swoim karku lekki pocałunek. Zapragnął tego mężczyzny. Pożądanie na razie tylko podsycało ogień w nim, nie pozwalając na dokładne rozpalenie. Cholera, chciałby, żeby Diego wziął go tu i teraz. – Idź. – Nie myśląc o niczym postanowił spełnić życzenie kochanka. Zabrał tylko marynarkę z oparcia i skierował swe kroki na parking za budynkiem. Odkąd tylko zaczęli rozkręcać ten biznes, Diego zawsze tam parkował. Araliel nie wiedział, czemu to jedno miejsca, aż tak przyciągnęło jego kochanka. Gdy tylko dotarł na miejsce oparł się o maskę samochodu. Zastanawiał się, czemu ten rudowłosy diabeł kazał mu tu na siebie czekać. Co było tak ważne, że nie mógł tego wziąć przy nim. W końcu powinni nie mieć przed sobą tajemnic. Z drugiej strony może rudowłosy tylko zlecał któremuś z chłopaków zajęcie się dobytkiem i nie przeszkadzanie mu przez kolejne dwanaście godzin. Byłoby miło być razem i nie myśleć o niczym. Przez to, że się zamyślił nie widział jak jego kochanek zbliża się do niego, ale delikatny pocałunek wybudził go z transu. Okolica nie wyglądała na zbyt ciekawą, jednak było tu bezpiecznie. Rzadko kiedy ktoś urządzał bójki. Były to raczej okolice, gdzie ludzie nie mieli pieniędzy na ciągłe remonty i ciągłe zdobywanie rzeczy materialnych, ale gdy zbierali kiedyś petycje, dotyczące tego czy ewentualna muzyka nie będzie przeszkadzać mieszkańcom okolic, okazało się, że większość mieszkań była staranie zadbana, mimo ograniczonych środków na życie.
            - Nie myśl tyle o wszystkim i wsiadaj. Musimy jeszcze dotrzeć do naszego domu. – Diego specjalnie użył słowa naszego. Mimo, że jego kochanek na razie nie zamierzał z nim mieszkać, co doskonale rozumiał, ten dom był tak samo jego jak i Araliela. A przynajmniej mężczyzna będzie wiedział, gdzie może szukać oparcia, jeżeli tylko będzie się źle czuł, bądź przytłoczą go wszelkiego rodzaju problemy. Gdy mieszkali razem, do pracy mieli tylko dziesięć minut samochodem. Piechotą szli pół godziny. Jednak teraz to Araliel miał o wiele dalej do pracy, chociaż było to niesprawiedliwe. Fakt, że czas jakoś znacznie się nie różnił, przynajmniej jeśli chodziło o samochód, ale pójście na nogach było już o wiele dłuższe. Wymagało kluczenia między domami i malutkimi osiedlami domków jednorodzinnych podczas, gdy główna droga była tak zwaną ekspresówką, po której ludzie nie mieli prawa się poruszać. Gdyby wiedział wcześniej o planach Araliela, o jego wyprowadzce, zapewne sprzeczałby się o to, że mężczyzna go zostawia, ale nie pozwoliłby mu na to. Wtedy on wolałby się wyprowadzić, ale po tym jak Arii zniknął na trzy miesiące, ktoś musiał zajmować się domem, tym bardziej, że nie znał wtedy nowego adresu kochanka. Po tym jak zaparkował, wyciągnął kochanka za rękę z samochodu i ruszył do ich domu. Szybko wyciągnął klucz z kieszeni po czym włożył do dziurki w drzwiach i przekręcił. Chciał już mieć młodszego mężczyznę w swoim łóżku, jęczącego i błagającego o spełnienie. Chciał dawać i brać. Ale do tego potrzebowali jeszcze kilkunastu kroków. Wspiął się szybko po schodach, ciągnąc za sobą mężczyznę. Nie obracał się i nie pozwalał na dodatkowy kontakt, bo wiedział, że nie wylądowaliby w sypialni. A chciał tam wszystko zacząć. Dopiero później mógł się z nim pieprzyć gdzie popadnie. Cholera już był twardy na samą myśl o tym, jak mężczyzna za nim będzie się wyginać od jego dotyku.
            Dotyk dłoni Diego był, prawie że, parzący. On także wiedział do czego to wszystko zmierza i nie mógłby powiedzieć, że na to nie czekał. Gdy tylko przekroczyli próg sypialni, rudowłosy przyszpilił go do ściany całując gwałtownie. Gdy tylko poczuł ciało tego mężczyzny przy sobie, jęknął cicho w jego usta. Cholera, było mu dobrze. Niby to tylko pocałunki. Gwałtowne i namiętne, prawie bolące, ale cholernie pociągające. Poczuł na sobie niecierpliwe palce, podciągające jego koszulę tak, by wysunęła  się ze spodni. Gdy tylko dłonie rudowłosego, dotknęły jego nagiego, rozgrzanego ciała zajęczał ponownie. Nie wiedział, co się z nim ostatnio dzieje, ale był cholernie wrażliwy na dotyk. Przynajmniej ten płynący od mężczyzny przed nim. Odchylił delikatnie głowę, uwalniając się od warg rudowłosego, jednak nie na długo, ponieważ te, gdy tylko opuściły jego usta, zostały skierowane na jego szyję. Diego polizał jego grdykę, po czym rozpiął trzy górne guziki koszuli i spróbował ją podciągnąć go góry. Zapomniał jednak o tych przy mankietach. Nie zważając jednak na protesty kochanka pociągnął mocno, przez co dwa guziki potoczyły się gdzieś po podłodze.
            - Cholera. Lubię tą koszulę, bo jest od ciebie. – Mruknął cicho Araliel, a Diego ponownie go pocałował.
            - Kupię ci takich dziesięć, ale nie teraz. Chcę cię mieć. – Zaraz po tych słowach ponownie przyssał się do warg partnera, by zaraz po tym zsunąć się na jego bark i zrobić mu tam ładną malinkę. Młodszy z mężczyzn nawet nie wiedział jak zareagować. Czy śmiechem na tak dziecinne zachowanie, czy też zdenerwowaniem, bo o chodzeniu na siłownię na jakiś czas musiał zapomnieć. To był krótki impuls, gdy srebrnowłosy zdecydował się odepchnąć od siebie kochanka. Bynajmniej w celu odtrącenia jego zalotów. Gdy tylko mężczyzna się odsunął, ze wzrokiem wyrażającym złość i zranienie, Araliel szybko zmniejszył ich odległość między sobą i podciągnął podkoszulek kochanka do góry. Zaraz po tym jak koszulka została rzucona gdzieś w kąt, młodszy mężczyzna rozpiął szynko guzik i zamek spodni partnera, po czym zahaczając palcami także o bieliznę zsunął je szybko w dół. Gdy tylko udało mu się zsunąć je do kostek, przyklęknął i dając swojemu mężczyźnie oparcie, ściągnął najpierw z jednej, a potem z drugiej nogi nogawkę spodni, bokserek, a także skarpetki. Wszystko to za jednym zamachem, bo nie było sensu się nad tym rozdrabniać. Zaraz po tym, jak jego rudowłosy był nagi, sam sobie ściągnął dwa kawałki materiału ze stóp. Gdy tylko zobaczył, że Diego chce do niego podejść i go rozebrać, ponownie popchnął go tym razem na łóżko.
            - Siedź tam i się nie zbliżaj. Jeżeli to zrobisz, od razu stąd wyjdę. – Była to oczywiście groźba bez pokrycia. Za bardzo pragnął kochać się z mężczyzną przed sobą, by od tak po prostu wyjść. Ze względu na to, że jego partner nie miał go jak rozebrać, sam zaczął powolnymi ruchami rozpinać koszulę do końca. Przy okazji delikatnie kręcił biodrami. Nie ważne było, że w pomieszczeniu nie grała żadna muzyka. Wystarczył mu wzrok Diego, podążający za jego palcami, badający każdy skrawek odkrytej skóry. Może i zachowywał się bezwstydnie, ale sądził, że gdy są tylko we dwoje w sypialni, ma do tego całkowite prawo. Nikt obcy go przecież nie oglądał, a miłość i uwielbienie w oczach partnera tylko dodawały mu odwagi. Gdy tylko pozbył się koszuli, jego biodra ponownie zatoczyły kilka kółek i dopiero po tym mógł zacząć rozpinać swoje spodnie. Był już cholernie podniecony. Widząc jak penis Diego rośnie, gdy on go obserwował, sam robił się twardy. Po rozsunięciu zamka odetchnął z ulgą. Pod dżinsami nie miał bielizny i gdyby się nie skupił, ten wieczór nie skończyłby się tak miło. Teraz tylko wystarczyło, by zsunął materiał z bioder i z niego wyszedł. Powolnym krokiem, z prawie kocimi ruchami, podszedł do rudowłosego i pochylił się nad nim, składając na jego ustach pocałunek. Plecy mężczyzny same zaczęły opadać w dół, przez co Araliel chcąc nie chcąc, także się na nim położył. Czuł jak penis mężczyzny pod nim ociera się o jego biodro, a to jeszcze bardziej go nakręcało. Gdy już miał zamiar wziąć w dłoń obie erekcje, został obrócony na plecy i nim zdążył pomyśleć poczuł, jak jego członek zagłębia się w gorącej, wilgotnej przestrzeni, a zaraz po tym doznaniu pojawiło się mocne ssanie. O kurwa! Tego mu trzeba było. Uwielbiał jak Diego mu obciągał. Kochanek nigdy nie sprawiał mu przyjemności tylko ustami, zawsze jedną dłonią uciskał delikatnie jego jądra, a palcami drugiej ręki starał się otworzyć jego wnętrze na swojego członka. Tak wiele doznań prowadziło do tego, że nie mógł logicznie myśleć. To było zbyt dobre, zbyt podniecające. Jego ciałem zaczęły trząść pierwsze dreszcze, gdy ten dupek się odsunął. Jęknął sfrustrowany.
            - Co do kurwy nędzy? – Spojrzenie Araliela powędrowało do jego mężczyzny. Diego patrzył na niego z uśmieszkiem.
            - Poddajesz mi dzisiaj swoje ciało? – Mina kochanka była zbyt podejrzana, a on nienawidził być zostawiany na granicy orgazmu. Powinien mu zrobić to samo. Przynajmniej piętnaście razy. Jednej nocy.
            - Tak. Kurwa, Diego. Pieprz mnie. – Nawet nie wiedział, czemu to powiedział. Nie chciał się na to zgodzić, nawet jeżeli miałby użyć ręki, żeby sobie ulżyć. Gdy tylko słowa wydostały się z jego ust, od razu ich pożałował. Po kilku sekundach jego usta zostały nakryte przez usta kochanka. Było mu tak dobrze, a Diego zaczął ponownie go drażnić ręką. Czuł, że jeszcze chwila i eksploduje. Rudowłosy także to poczuł, przez co uwolnił ponętne wargi kochanka i znowu zassał się na główce jego penisa, by poczuć smak partnera. Araliel nie mógł opanować krzyku. Było mu dobrze. Cholernie dobrze. Ale wiedział, że to wszystko nie koniec. Diego rozszerzył mu nogi, dotykając jego dziurki. Była otwarta, chciał tego mężczyzny w sobie. Chciał czuć jak jego fiut wypełnia go sobą. Lubił to uczucie, chociaż wcale się do tego nie przyznawał. Gdy tylko Diego siadł na swoich piętach, podciągnął partnera za kostki do siebie, pośladki Araliela znajdowały się na jego udach, przez co miał doskonały widok na części na co dzień ukryte pod ubraniem. Przesunął ponownie placem po dziurce Araliela zagłębiając w niej opuszek kciuka, pomasował go od środka i wyciągnął palec. Wiedząc, że kochanek jest gotowy, wsunął w niego od razu dwa palce, na co Araliel zakrzyczał, najprawdopodobniej od razu trafił palcami w czuły punkt kochanka. Chcąc sprawdzić czy ma rację, ponownie musnął palcami ten kawałek w ciele partnera, który poruszył przed chwilą. Ponowny krzyk i krótkie wierzgnięcie mężczyzny wywołało uśmiech na jego twarzy. Wyciągając palce, przysunął główkę penisa do jego wejścia i naparł na nie. Araliel nie zablokował go w sobie co mogłoby zrobić wielu nowych kochanków. Srebrnowłosy go znał, kochał i pozwalał robić ze swym ciałem, na co tylko miał ochotę, jeżeli tylko nie dominował. Gdy jego główka przeszła przez pierwszą obręcz zaciśniętych lekko mięśni, pchnął swe biodra mocniej do przodu. Wiedział jak zadowolić Araliela, tym bardziej, że był dla niego trochę za duży. Lata praktyki pozwoliły im wychwycić co i jak robić, by drugiego partnera mniej bolało, a sprawiło jak najwięcej przyjemności. Gdy tylko lekki napięcie kochanka minęło, ruszył ponownie swymi biodrami, zataczając nimi mały okrąg. Czuł chyba każdy mięsień Araliel zaciskający się na nim, a gdy spojrzał w jego oczy, zobaczył w nich oddanie i miłość. Musnął kciukiem główkę penisa mężczyzny, przez co ten jęknął przeciągle. Był taki pociągający w tej pozycji. Na co dzień także, ale teraz wyglądał dla niego jak młody bóg. Nie ważne który. Ale jakiś strasznie przystojny, uroczy, a zarazem seksowny. Jego biodra same przyspieszyły, gdy tylko poczuł pierwsze dreszcze w swoim ciele. Także uda kochanka drżały od lekkiego wysiłku i zapewne jego starań przed zahamowaniem zbliżającego się orgazmu. Szybko zmienił pozycję by móc wchodzić jeszcze głębiej w Araliela, a przy okazji, gdy prawie na nim leżał mógł go dowoli całować. Jego ruchy były szybkie i płytkie, ale powodowały, że ich ciała tarły o siebie wyzwalając co raz większą rozkosz. Gdy już był blisko usłyszał krzyk Araliela oraz ciepło i lepkość na brzuchu i piersi. On sam pchnął ostatni raz i ukrył głowę w szyi partnera przy okazji szeptając jego imię. Czuł ciepło i błogość, a czułym dodatkiem było to, że srebrnowłosy zamiast go zrzucić z siebie, tylko go przytulił. Przypuszczał, że musi mu być ciężko. O wiele za ciężko, ale na razie nie zamierzał ruszać się ze swego miejsca.
            - Jak ci za ciężko to powiedz. – Mruknął do ucha kochanka, a ten zaśmiał się lekko. Nie zabrzmiało to tak jakby chciał, bo głos miał zachrypnięty od krzyku.
            - Jest dobrze. Miło. Możemy tak jakiś czas poleżeć. – Nie ważne było, że jest mu tak cholernie ciepło, ale przynajmniej szybciej odpływał w sen. A tego potrzebował jak niczego ostatnio, tym bardziej, że ostatnimi czasy, koszmary nie dawały mu funkcjonować.
            - Śpij kochany, śpij. – Araliel mimo wszystko zarejestrował te ostatnie słowa i lekkie wysunięcie się członka mężczyzny z niego. Niestety nie wiedział już czy kochanek nadal na nim leży, czy też nie ponieważ znajdował się w tym czasie w Krainie Morfeusza.

            Farid przyszedł zmęczony do domu. Teoretycznie nie miał się czym zmęczyć. Zarumienił się, jak gdyby powiedział to głośno. Zabrzmiało to cholernie dwuznacznie, chociaż słowa te zostały wypowiedziane w jego głowie. Adrenalina, która do tej pory trzymała go przy życiu, w dość szybkim tempie opuszczała jego ciało, przez co nie marzył o niczym innym jak pójściu spać do swojego ciepłego łóżka. Zmusił się tylko, by wziąć szybki prysznic, a raczej zmyć wodą prowizoryczny bród z krótkiej podróży do domu, po czym ubrał same bokserki i rzucił się w swoim pokoju na ciepłe posłanie. Po chwili można było tylko zobaczyć czubek głowy nastolatka, a raczej same gęste włosy, a całe ciało chłopaka razem z większą częścią głowy zakopane było w kokonik zrobiony z kołdry. Po tym, jak nastolatek odpłynął już w krainę snu, sam zsunął ręką kołdrę tylko na tyle by się w niej nie udusić. Przez sen robimy bardzo rzeczy, o których nie mamy pojęcia.

            W poniedziałek rano Bianka i Anne zachowywały się nadzwyczajnie cicho. Nie chciały obudzić brata. Wiedziały, o której wrócił, ponieważ w bardzo szybkim tempie gasiły laptopa, świeczki i chowały popcorn i czekoladę pod biurku, gdyby ich brat wszedł zobaczyć czy żyją, nic by nie zobaczył. No może poczułby dym ze świeczek, ale to zawsze można było wytłumaczyć zamkniętym oknem i drzwiami. Jednakże nic takiego się nie stało. Czyli ich brat był okropnie zmęczony randką z chłopakiem. Jednak ich wyobrażenia całkowicie różniły się od rzeczywistości. Zachowały w sobie chociaż tyle taktu, że nie zamierzały o nic pytać, dopóki Farid sam nie powie z kim się spotyka i nie przyprowadzi swego wybranka, by go poznały. Miały nadzieję, że kiedyś to zrobi. Dlatego też rano nie budziły brata, mimo że zawsze je o to prosił, zrobiły sobie śniadanie i wypiły herbatę. Zostawiły bratu w lodówce kanapki, a na stole kartki. Wszystko szło im sprawniej, gdy dzieliły się pracą. Gdy Anne kroiła ogórka czy szynkę, Bianka nastawiała wodę na herbatę, wsadzała saszetkę do kubka, a gdy już to zrobiła, smarowała chleb masłem by jej bliźniaczka mogła się pobawić w master chefa kanapkowego. Anne nie mogła się już doczekać, aż pójdą do szkoły. Tak, większość ludzi pomyślałaby, że jest jakaś skrzywiona. Ale powodem do aż takiego entuzjazmu był chłopak dziewczyny. Mimo, że chodził do liceum, a ona do gimnazjum, to na szczęście ich szkoły były w jednym budynku, więc mogli się często spotykać. Bianka nie komentowała ich związku. Cieszyło ją to, że siostra sobie kogoś znalazła, jednak nie mogła powstrzymać tego ukłucia zazdrości. Było to normalne w ich relacjach tym bardziej jeżeli jednej się coś udawało, a drugiej nie. Bian czasem zastanawiała się czy nie jest zbyt oschła dla otoczenia. Jej siostra była żywiołowa, bardziej spontaniczna i otwarta. Ona starała się trzymać bardziej z boku i to mogło działać na jej niekorzyść. Co z tego, że Ann starała się ją ciągnąć za sobą, skoro ona tego nie chciała. Kochała tego uparciucha, ale czasem ją po prostu wnerwiała. Nie pomagało to, że miały wspólny pokój. Nie mogła się odizolować od swojej bliźniaczki, co czasami powodowało u niej stan czystego wkurwienia. Ale radziła sobie z tym chodząc biegać. Nie robiła tego regularnie, ale wystarczało, by poznać kilka fajnych osób. Jednym plusem w tej całej sytuacji było to, że Anne nienawidziła biegać. Pałała do joggingu czystą nienawiścią, odkąd ich nauczyciel od wychowania fizycznego nie wystawił jedenastoletniej dziewczyny do jakiś zawodów bez jej zgody.
            Gdy tylko zobaczyły godzinę, od razu zebrały się do wyjścia. I tak zrobiły to o pięć minut za późno, więc zastanawiało ją czy zdążą na autobus tym bardziej, że siostra nadal miała gips na nodze. To prawda, że potrafiła się szybko z nim przemieszczać, ale to tylko dzięki kulom i tego, że na nich opierała cały ciężar ciała. Przynajmniej nauczyciele zgodzili się, by ta wariatka nosiła same zeszyty, bo to Anne dźwigała jej torbę. Na początku strasznie się o to kłóciły, ale po tym, jak dziewczynie jedna kula się przekrzywiła, a upadłaby tylko przez ciężki plecak, który zsunął jej się z pleców na głowę, gdy się przechyliła, wojny od razu się skończyły. Teraz tylko musiały się pospieszyć, by zdążyć na ten przeklęty autobus, bo ona nie zamierzała się spóźnić.

            Farid wyjątkowo wstał po godzinie jedenastej. Od przyszłego tygodnia miał wrócić do szkoły. Powinien nadrobić pewien materiał, ale nie miał do tego wcale chęci. Pijąc poranną kawę miał przed sobą dwa dokumenty, które wczoraj podpisał, a jutro miał zanieść mężczyźnie, którego prawie w ogóle nie zna. Byłoby mu łatwiej, gdyby spotkali się na neutralnym gruncie, ale wiedział, że nie ma za bardzo na to liczyć. Nie zamierzał się tym jednak przejmować. Gdy tylko zjadł śniadanie i wypił cały napój bogów, przeznaczony na tą konkretną porę, postanowił wysłać mężczyźnie sms-a.
            Zgadzam się na twoje warunki. Jutro przyniosę umowę o ile podasz mi adres i godzinę o której mam się zjawić.
            Nie podpisał się. Nie musiał skoro mężczyzna aż tak zarzekał się, że zna jego dane. Miał cichą nadzieję, że umili tym dzień Joshowi, chociaż nie wiedział tak naprawdę jak on zareaguje. Może się ucieszy, a może tylko kiwnie ramionami. Chciał poznać tego mężczyznę. Trochę się zdenerwował, gdy Josh nie odpisywał przez pół godziny, ale postanowił to zignorować. Skoro ten facet jest trzecim najbogatszym w ich państwie, to musi być nieźle zawalony robotą. Może miał jakąś konferencją. Albo spotkanie biznesowe, z takimi ludźmi nigdy nic nie wiadomo.

Tak naprawdę Josh nie miał żadnego spotkania. Gdy zobaczył wiadomość od chłopaka najzwyczajniej w świecie się ucieszył, a zarazem nie wiedział co odpisać. W ogóle nie spodziewał się, że chłopak powiadomi go wcześniej o podjęte decyzji. Numer dał mu albo Diego albo Araliel, jednak nie mógł się z nimi skontaktować. Już po tym mógł przypuszczać, że obaj mężczyźni spędzają czas w sowich ramionach. Natomiast on był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Wczoraj przed wyjście polecił odwołać wszystkie spotkania na najbliższe dwa dni. Zrobił tak, ponieważ wiedział, że nie będzie mógł się na niczym skupić. Mimo, że znał już odpowiedź, nie zamierzał ponownie umawiać spotkań. Mógł siedzieć w biurze i odpoczywać. Drugi plus czekania. Tylko co powinien odpisać nastolatkowi tym bardziej, że od jego wiadomości minęła godzina? Chyba wiedział.
            Wybacz, byłem na spotkaniu. Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na te warunki. Do zobaczenia jutro o 18, u mnie.
            Po wysłaniu wiadomości zorientował się, że nie podał nastolatkowi adresu zamieszkania. Teoretycznie znało go tylko kilku ludzi, nie chciał być nachodzony. Mimo chwili wahania, postanowił jednak zaufać chłopakowi i wysłać odpowiedni adres. Mógłby go okłamywać, wynajmować mieszkanie by udawać kogoś kim nie był. Jednak nie zamierzał tego robić. To, że miał fundusze na kilkanaście wielkich domostw, wręcz zamków warownych, wcale nie oznaczało, że zamierzał je tak wykorzystywać. Biurowiec firmy był jego własnością. Wysoki drapacz chmur zbudował jego ojciec. Można powiedzieć, że kosztowało go to życie, ponieważ to wtedy tak podupadł na zdrowiu. Natomiast Josh od zawsze lubił naturę. Nie raz dziennikarze szukali jego wielkiej i okazałej willi. Nigdy jej jednak nie znaleźli. Posiadał na własność mały jednorodzinny domek, oddzielony od innych dość dużymi połaciami ziemi, które były jego własnością. W jego ujęciu domek był mały, ale brał na swoje zdanie poprawkę. Wychowywał się w małym zamku, który podobno należał do jego prapraprapra dziadka czy jeszcze kogoś innego. Dla każdego innego człowieka byłby to trochę większy, niż się często spotykało, dom rodzinny. W środku znajdowały się cztery sypialnie, salon, cztery łazienki przyłączone do pokoi. Oprócz tego najważniejszym pomieszczeniem, tak jak chyba w każdym domu była kuchnia. Duża i przestronna z tarasem wychodzącym na ogród i las. Wydawać by się mogło, że wszystkie pomieszczenia zajmują około trzystu metrów sześciennych, w rzeczywistości były to zaledwie dwieście czterdzieści cztery metry licząc piwnice i dość mały strych. Wszystko zostało tak zaprojektowane, że przestrzeni w tym domu było bardzo dużo, a same meble zajmowały strasznie mało miejsca. Wystrój był dość specyficzny. Nowoczesny styl minimalistyczny łączył się ze starym klasycznym podejściem do wystroju wnętrz. Duża część mebli była solidna, zrobiona z drewna, a zarazem mimo trochę topornej budowy, zajmowały mało przestrzeni. Josh zbudował ten dom od podstaw, zaprojektował go tak, jak kiedyś marzył. Może nie dokładnie on zaprojektował, ale znajomemu architektowi dokładnie, z prawie każdym szczegółem opowiedział jakby chciał, żeby to wszystko wyglądało, a ten oddał jego wizję na papier. Poza małymi mankamentami, wszystko się zgadzało. Josh był wtedy i nadal jest, pełen podziwu dla tego człowieka, że potrafił przetworzyć na obraz myśli i słowa człowieka o jego wymarzonym wnętrzu. On by tak nie potrafił. Nie miał aż takiej wyobraźni przestrzennej, a po za tym nie miał w ogóle zdolności plastycznych. Po tym jak wszystko zostało już wybudowane i umeblowane mężczyzna kochał przebywać w tym miejscu. Na wiosnę czy też w lecie mógł wyciągnąć leżak i pić jakiś napój przez słomkę opalając się przy okazji, bądź też czytać książkę, a gdy lało taras zasłaniał rozkładanym dachem. Było wtedy chłodno i powietrze było całe wilgotne, ale wtedy aż inaczej pachniało na zewnątrz, a on uwielbiał ten świeży zapach trawy. Wtedy dopiero czuł, że żyje, mimo tego, że nie miał wakacji i tak naprawdę będąc w domu ciągle był w pracy. W każdej chwili mogli zadzwonić z firmy w sprawie jakiegoś kontraktu, który udało się zdobyć, bądź też który stracili. Czasem się zastanawiał jak on to wszystko mógł pojąć, przekształcić i z czasem zyskać jeszcze więcej. Mimo tego wszystkiego w życiu brakowało mu jednego. Miłości. Nie mógł spotkać te swojej drugiej połówki, nikim nie był zainteresowany, dlatego też zaczął korzystać z usług Araliela i Diego, jak tylko dowiedział się od znajomego, że powstaje luksusowy burdel. Ojciec wtedy dawał mu duże pieniądze co miesiąc, byle tylko mu nie przeszkadzał, dlatego też mógł sobie na to wszystko pozwolić. Ale teraz, kiedy sam zarabiał, nie miał ochoty płacić chłopakom. Byli kochankami, seksowni, pociągający, ale to nie było to. Wypalał się chodząc tam, a przecież nie o to w tym wszystkim chodziło. Jedną osobą, która naprawdę przyciągnęła jego wzrok, był właśnie Farid, sam nie wiedział, czemu tak się stało. Czy przez to, że chłopak był tak uroczo niepewny, czy też dlatego, że nie był świadom, jaki czar w około siebie wysyła. Przynajmniej jemu się tak zdawało. Nie można powiedzieć, że młody był jego idealnym partnerem czy też miał typ urody który preferuje, ponieważ nigdy się nad tym nie zastanawiał i w najbliższym czasie nie zamierzał. Skoro już się w nim zauroczył nie ważne było czy wolał blondynów, brunetów, czy rudych.

            Następna doba minęła wszystkim bardzo szybko. Araliel i Diego byli niemiłosiernie zrelaksowani po tym, jak pofolgowali sobie w łóżku. Obaj nie mogli siedzieć, co mogło wywoływać pojedyncze uśmiech, doszczętnie hamowane poprzez obrócenie głowy. Jednak obaj mężczyźni na to nie zważali. Byli partnerami, a na dodatek pracowali w takim biznesie, że trudno się dziwić takim reakcjom. Gdyby pracowali w biurze i nikt nie wiedziałby o ich związku, a tym bardziej, że są gejami, zapewne lekki syk można byłoby wytłumaczyć testowaniem różnych dyscyplin sportowych, po których lądowało się na dupie. Zazwyczaj. A to, że seks był o wiele przyjemniejszy, nie trzeba nikomu tłumaczyć.
W czasie, gdy kochankowie rozmawiali o swoim przyjacielu oraz pracowniku, jeden z zainteresowanych właśnie żegnał się ze swoją asystentką.
- Cześć Sandy, będę jutro przed pierwszym spotkaniem. Idź już do domu, bo Jessie zapewne tęskni za mamą.
- Dzięki szefie. Będę pół godziny przed spotkaniem, żeby wszystko przyszykować. Trójka jest wolna, więc zapewne tam wszystko zorganizuje, po za tym jest największa, więc lepiej będzie się prowadziło rozmowy. – Wypowiadając te słowa założyła czarną marynarkę i wyciągnęła z szafki torebkę. Po zastanowieniu wrzuciła tam swój kalendarz i długopis.
- Oj Sandy, nie ładne tak kraść biurowe długopisy. I to jeszcze przy szefie. –Uśmiech Josha się pogłębił. Szanował tą kobietę za jej umiejętności organizowania mu czasu i za to, że robiła cholernie dobrą kawę.
- Ja nie kradnę, ja pożyczam, żeby zorganizować szefowi czas na najbliższy tydzień. Dużo spotkań jest poumawianych, a stos dokumentów czeka. Wiem już, które muszą iść pierwsze do sprawdzenia, tylko to również muszę wpisać do kalendarza, żeby się w końcu nie pogubić. A po za tym, czemu do spraw firmy mam zużywać swoje rzeczy? Wydałabym na to majątek, za który nikt by mi nie zwrócił.  – W rzeczywistości ich słowa były zwykłym przekomarzaniem. Sandy pracowała już wcześniej u jego ojca, ale oboje polubili się po tym, jak raz odciągnął ją z drogi pędzącego rowerzysty. Jego ojciec nigdy nie szanował sekretarek, ale między nimi zawiązała się nić przymierza. Gdyby w firmie nie było nikogo mówiliby sobie oboje po imieniu, ale ze względu na to, że kręciło się jeszcze kilku pracowników, kobieta wolała zwracać się wtedy do niego per szefie. Po krótkiej rozmowie na temat syna sekretarki Josh opuścił główną siedzibę firmy i udał się na zakupy. Wiedział, że spokojnie mógłby zatrudnić kogoś do gotowania i sprzątania, ale w miarę możliwości wolał to robić sam. Czasem gotował więcej i zostawiał sobie w lodówce do następnego dnia. Mimo wielkiej powierzchni domu szybko potrafił ją posprzątać. Przez pół dnia go nie było, nie miał żadnych zwierząt, więc jego porządki trwały dość krótko. A przynajmniej tak mu się wydawało. Gdy nie miał na to ochoty, nic nie robił, a i tak nie było bałaganu. Od czasu do czasu można było zobaczyć mały kłębek kurzu, ale jak szybko się pojawiał, tak szybko znikał w odmętach brzucha odkurzacza. Nie jeden mógłby stwierdzić, że jest frajerem, bo robił wszystko sam, ale mało osób o tym wiedziało. Inne zapewne sądziły, że skoro ma pieniądze to ma służbę od wszystkiego. Natomiast tak naprawdę zatrudniał dwie osoby. Ogrodnika, bo nie byłby w stanie sam pilnować ogrodu i ziem przybrzeżnych, a także panią do prasowania. Nigdy nie umiał prasować, a po tym jak spalił swoją ulubioną wtedy koszulę, wolał nie ryzykować spalenia mieszkania przez jego marne próby. Dziwił się, gdy kobiecie szło to tak sprawnie i bez problemu. On swoją koszulę prasował godzinę, a na sam koniec i tak spalił jej dość spory kawałek razem z powierzchnią deski. Nie było mu to pisane. Po tym jak lodówka została zapełniona jego ulubionymi rzeczami, wziął się za gotowanie obiadu. Zastanawiał się chwilę, co przyrządzić. Po tym jak zaburczało mu w brzuchu stwierdził, że cholernie dawno nie jadł kaszy z gulaszem, a akurat tego mu się zachciało. Przygotowanie tego wszystkiego trwało trochę za długo jak na jego gust, ale wolał ugotować sobie posiłek, którego mu się zachciało, niż ugotować zupełnie coś innego, a później tego nie zjeść. Kiedyś już mu się tak zdarzało i nie wiedział, dlaczego nie mógł tknąć innego jedzenia. Zazwyczaj nie odpowiadał mu zapach, chociaż wszystko było świeże dokładnie umyte, pokrojone, ugotowane. Tylko wtedy rezygnował z posiłku, aż w końcu nauczył się, że lepiej było trochę dłużej poczekać, a zjeść właśnie to, czego tak bardzo chciał. Kończąc gotować zauważył, że jego przyszły kochanek miał przyjść za niecałe dziesięć minut. Nie zamierzał jeść na szybko, dlatego też nakrył do stołu dla dwóch osób. Nie miał pojęcia czy chłopak nie jest uczulony na żaden ze składników, bądź też czy je mięso, ale został tak wychowany, że lepiej postawić przed kimś obiad, którego ktoś nie tknie, niż jeść samemu, gdy druga osoba stara się patrzeć wszędzie tylko nie tam, gdzie ty spożywasz posiłek, bo równie dobrze może być ona głodna.
Zaraz po tym jak wyłożył na stół dwa talerze razem ze sztućcami, dwie wysokie szklanki do słodkiego, rozpuszczającego zęby napoju oraz miskę z kaszą, zadzwonił dzwonek od bramy. Josh zerknął szybko w ekran kto stoi przed jego wejściem, a gdy zobaczył nastolatka od razu wpuścił go do środka. Tylko osoby, które już u niego były wiedziały, że ma zamontowaną małą kamerkę przy furtce. Ułatwiało mu to w nie wpuszczaniu osób, których nie zapraszał, bądź po prostu nie znał. Zaraz po tym jak odblokował chłopakowi wejście, otworzył na oścież drzwi od swojego domostwa.
Farid popatrzył na niego niepewnie. Nie wiedział, jak ma się zachować. Ściskał w ręce  teczkę, jednak druga dłoń była zaciśnięta w pięść, by ukryć drżenie. Nie przypuszczał, że ten mężczyzna będzie zajmował zwykły domek jednorodzinny, oddalony od jego domu o dwadzieścia minut piechotą. To co zobaczył, nie było porażające, jak mogłoby się wydawać, ale pierwsze, co nasunęło mu się na myśl to funkcjonalny. To było dobre określenie. Duże okna dawały zapewne dużo światła. Mały ganek z przodu, dawał uczucie komfortu, aż chciało się wejść do tego domu zobaczyć kto i jak tam żyje. Zebrał w sobie pokłady pewności siebie, po czym podszedł do mężczyzny. I to co zrobił zaskoczyło jego samego.
Josh poczuł na policzku delikatny pocałunek. Nie spodziewał się tego, a po minie nastolatka można było wywnioskować, że sam tego nie planował. Mimo początkowego zwątpieni,a wydawało się to całkowicie naturalne. Przynajmniej on odnosił takie wrażenie. Zaprosił chłopaka do swojego domu, ale na razie nie planował pokazywać całego wnętrza. Może to zabrzmieć głupio, ale był tak cholernie głodny, że już nie wytrzymywał. Od godziny dwunastej nie miał nic w ustach, a jego żołądek zaczynał się buntować. A po tym jak i chłopakowi zaburczało w brzuchu od zapachów, zapewne on także chętnie by coś przekąsił. Rumieńce, wpływające na jego twarz, były śliczne.
- Przepraszam. To przez te zapachy. Nie miałem dzisiaj czasu zjeść obiadu, musiałem załatwić pewne sprawy urzędowe. – Widać było, że nastolatek jest speszony swoim tłumaczeniem się, dlatego też od razu postanowił to przerwać.
- I tak nakryłem już dla dwóch osób. Dopiero co skończyłem gotować, a wiedząc, że masz przyjść… Chciałbym zjeść z tobą kolację. Nie jest to nic wykwintnego. Zwykła kasza z gulaszem. – Uśmiech chłopaka był słodki. Cholera, co się z nim działo. Starał się bronić tego chłopaka przed samym sobą, a oprócz tego określał go mianem słodki, kiedyś za nic w świecie nie użyłby tego słowa.
- Dziękuję. Chętnie zjem. – To brzmiało jak komplement. Nie ważne, że odpowiedź chłopaka była tylko potwierdzeniem na jego zaproszenie. Chyba odkrywał w sobie duszę romantyka, wzdychającego na każde słowo kochanka. Po całym ciele chłopaka było widać, że się rozluźnił. Wcześniej ramiona miał proste, ale sztywne. Teraz natomias,t mimo trzymania ich tak by się nie garbić, ramiona wyglądały tak jakby zwisały luźno. Na szczęście Araliel go kiedyś uczył o postawach ludzkich. W końcu mężczyzna prawie, że skończył swój wymarzony kierunek. Nadal mógłby wrócić. Nie minęło w końcu pięć lat. Ale wtedy rozstanie z Diego udaremniło wszystko. Mężczyzna się załamał, zaczął upijać się w każdym napotkanym barze, żadne metody nie skutkowały. Po miesiącu pijaństwa przyjaciela musiał to przerwać. Już dość długo patrzył na to, jak Araliel się staczał na dno. Nie mógł na to pozwolić. Na uczelnie i tak przestał chodzić już jakiś czas wcześniej, więc nie miał jak zaliczyć zaległości. Ale w pewnym momencie Josh nie mógł już na to wszystko patrzeć. Wyciągnął Araliela z baru na siłę, ku uciesze tłumów. Nie chodziło o zwykłą przepychankę, po tym jak mężczyzna nie chciał iść po dobroci, chwycił w garść jego długie wtedy włosy i pociągnął do wyjścia. Może się to kojarzyć z ludem pierwotnym, ale metoda poskutkowała. Krzyk mężczyzny i jego przekleństwa można wtedy było chyba słyszeć w całej okolicy. Bolało go ciągnięcie za włosy, mimo że nie robił tego mocno, dlatego też poddał mu się i w takiej skurczonej pozycji szedł przez kilka ulic. Nie ważne było, że samochód Josha był przy samym barze. Musiał dać nauczkę temu idiocie, co go może spotkać jeżeli jeszcze raz uda się do pubu. Następnego dnia opiekował się mężczyzną tylko z tego względu, że miał ogromnego kaca, miał skopany tyłek, a do tego wszystkiego jeszcze skóra głowy bolała go od ciągnięcia. Jego lekcja została zapamiętana, przez co Araliel pił dosłownie rzecz ujmując, trzy razy do roku. Z okazji urodzin ich trójki.
Po tym jak już usiadł z chłopakiem do stołu nie wiedział, o czym ma z nim rozmawiać, a sam młody mu tego nie ułatwiał. Siedział cicho i jadł powoli ze swojego talerza.
- Pyszne. Ja jeszcze do takiej wprawy w gotowaniu nie doszedłem. – Na twarzy chłopaka widać było delikatny uśmiech. Nie był on kpiący, raczej ciepły, otwarty.
- Dziękuję. Nie mogę się wypowiedzieć na temat twojego gotowania, bo nic nie jadłem, ale jak to mówią praktyka czyni mistrzem. Nie chciałbyś jeść mojej pierwszej potrawy. Była okropna. – Zaśmiał się lekko na samo wspomnienie smaku tego czegoś. Nie dość, że było po prostu słone to zarazem cholernie pikantne. Przyprawy jakimś cudem nie zrównoważyły się, tylko obie przebijały przez siebie.  Po tym jak zjadł dwa kęsy tego, co ugotował, otworzył kosz, dzwoniąc po pizze.
- Moja pierwsza potrawa się udała tylko z tego względu, że gotowałem ją pod okiem… mamy. – Głos chłopaka zadrżał. Josh miał ochotę wziąć go na kolana i przytulić mocno do siebie. – Nie pozwoliłaby, żebym to zepsuł.
Farid nie mógł opanować emocji. W jego gardle powstała gula, której nie mógł przełknąć. Od śmierci rodziców rozmawiał o nich tylko z siostrami, a wtedy wyhamowywał wszystkie swoje reakcje. Natomiast teraz, po raz pierwszy poruszył temat rodziców z zupełnie obcym mu człowiekiem. Bo poinformowanie o jego sytuacji Araliela i Diego, nie było dla niego formą zwierzania się. Była to zwykła informacja. O ile śmieć można nazwać czymś zwykłym. Natomiast Joshowi jako pierwszemu opisał coś więcej niż tylko, fakt że jego rodziców nie ma już na tym świecie.
            - Przepraszam. Nie powinienem był wspominać o tym… - machnął ręką nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Mężczyzna na pewno nie był zainteresowany jego historią, a tym bardziej wszystkim tym co w związku z nią przeżywa. Nikt się tym nie interesował, Araliel i Diego nie naciskali, a on nie mówił. Próbował zatrzeć w sobie emocje, chociaż nie powinien tego robić. W końcu i tak pęknie, a to nie będzie dla niego dobre. Dopiero teraz w jakiś sposób uczcił śmierć swojej mamy przez miłe wspomnienie, jakie z nią wiązał. Spuścił głowę zawstydzony. Nie chciał się rozklejać przy tym mężczyźnie. Nie może być jak ciepłe kluchy. Ale do jasnej cholery sam sobie radził z tym ogromem tragedii, nie dzieląc się tym z nikim. Każda psychika wysiada, jeżeli ma się na swoich barkach za dużo zmartwień. Nim zorientował się w sytuacji, został pociągnięty i usadzony na kolanach Josha. Nie było w tym nic erotycznego, zwykły gest pocieszenia, a zarazem dający poczucie bezpieczeństwa.  Mimo, że Farid siedział okrakiem na mężczyźnie nie czuł się zawstydzony. Położył swoje czoło na barku mężczyzny, próbując opanować drżenie ciała. To, jak mężczyzna go objął, świadczyło o całej sile, którą w sobie posiadał. Nie tylko fizycznej, ale także psychicznej. Josh obejmował go mocno, pewnie, podtrzymując w ten sposób na duchu. Nastolatek westchnął cicho, gdy mężczyzna zagłębił palce w jego włosach i pocałował płatek jego ucha. Nie spodziewał się tego wszystkiego tak szybko, ale w tej sytuacji w ogóle mu to nie przeszkadzało.
            - Chcesz zostać tutaj dłużej? Będziemy mogli na spokojnie porozmawiać. – Wypowiadając te słowa Josh był w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewny odmowy, mimo tego nastolatek odpowiedział, że chętnie zostanie o ile jeszcze chwile tak posiedzą. Sam Farid nie wiedział skąd w nim tyle odwagi, by wypowiedzieć te kilka słów. Czy wiązało się to z jego sytuacją życiową? Z tym, że mężczyzna na którym siedział wykazał się troską i dał mu odrobinę ciepła oraz komfortu psychicznego? Może jednak było to powiązane z tym, że podobał się Joshowi, a on podobał się jemu? Sam nie był tego pewien, wiedział jednak, że długa rozmowa z tym mężczyzną pozwolić mu ukoić nerwy. Przebywając w jego towarzystwie, czuł się bezpiecznie. I na dzień dzisiejszy to mu wystarczyło.