Młody prezes
dużego przedsiębiorstwa siedział właśnie nad dokumentami. Zastanawiał się, jak
jego były zarząd mógł ukryć trzysta milionów. W dokumentacji niczego nie
znalazł, czyli ktoś z księgowości im pomagał. Nie byli na tyle mądrzy, by
zrobić to sami. Nie umniejszał ich zdolnościom, jednak taka była prawda.
Zastanawiał się, jak rozwiązać całą tę sytuację. Nie miał na nikogo dowodów, a
nie mógł sobie pozwolić na pozbycie się całej kadry. Mógł znaleźć nowych ludzi,
jednak to zajęłoby dość dużo czasu, tak samo, jak wprowadzenie ich we wszystkie
sekrety i zagwozdki. Musiał to jakoś załatwić, jednak nadal zastanawiał się,
jak to dokładnie zrobić. Poza tym, czekało go dzisiaj spotkanie z połową
administracji firmy. Musieli oddać mu sprawozdania, a było to tak cholernie
nudne, że na samą myśl robiło mu się niedobrze. Nie spał prawie całą noc, był
tak cholernie zmęczony, że najchętniej teraz położyłby się do łóżka. Wieczorem
nie mógł zasnąć, przewracał się z boku na bok, a gdy już odpływał do krainy
Morfeusza, musiał wstawać do pracy, bo ten pieprzony budzik zaczął wydzwaniać,
oznajmiając godzinę szóstą trzydzieści. Kurwa! Był nie do życia, a spotkanie z
administracją go zabije. Musiał napić się dobrej kawy. Cholernie dobrej kawy,
zaparzanej przez Sandy. Tylko ona potrafiła zrobić napój bogów o idealnych
proporcjach smakowych, który dawał mu kopa, jakby go staranowało stado słoni.
Oprócz tego głowa go bolała jak cholera.
-
Kochana zrób mi kawy, bo inaczej nie wysiedzę na tym zebraniu. Te raporty są
tak cholernie nudne, że się w żołądku przewraca, o czym doskonale wiesz.
Młoda
kobieta kiwnęła głową i wyszła zza biurka. Martwiła się o synka. Rano źle się
czuł, a w przedszkolu już kilkoro dzieci chorowało. Zrobiła bogaty w kofeinę
napój i zaniosła go szefowi i przyjacielowi w jednym do gabinetu. Mogłoby się
wydawać, że mężczyzna będąc w tak kiepskim stanie niczego nie zauważył, jednak
spostrzegł, że jego sekretarka jest jakaś osowiała i zamyślona.
- Coś się
stało? – Dbał o nią, wiedział jaka jest jej sytuacja życiowa i życzył jej jak
najlepiej. Jednak samotne wychowywanie małego urwisa nie było dla niej łatwe.
- Jessie źle
się czuł dzisiaj rano. Niby nic poważnego, ale martwię się. W jego przedszkolu
kilkoro dzieci choruje. Mały czuł się tylko trochę gorzej, niż zazwyczaj, ale
znając jego skłonności do chorowania przypuszczam, że coś podłapał. Jak to małe
dziecko. Zawsze łapią wszystkie ustrojstwa, dlatego też się martwię. –
Dwudziestosiedmiolatek zastanawiał się chwilę, jak rozwiązać tę sprawę. Nie
chciał, żeby Sandy szła na chorobowe, ale jeżeli mały się rozchoruje w firmie
też mu się nie przyda. Będzie zamyślona, roztargniona i nie będzie mogła się na
niczym skupić. Poza tym nie chciał, żeby kobieta miała mniejsze zarobki, bo
każdy grosz się dla niej liczył. Jednak z tego, co wiedział miała jedną z
najwyższych wypłat. Dzięki ojcu znał wielu prezesów firm, a ci płacili owym
kobietom marne grosze. Tylko dwie kobiety w najbliższych miastach miały większą
wypłatę na tym stanowisku, ale działo się tak tylko dlatego, że prócz
standardowych czynności, dawały dupy swoim szefom.
-
Okej. Jedź po niego. Posiedzisz w domu tydzień. – Sandy spojrzała na niego
zaskoczona, zazwyczaj kazał jej brać chorobowe, albo pojawiać się rano w pracy
chociaż na godzinę. Zazwyczaj wtedy wypłacał jej taką samą kwotę, jak zwykle,
dopłacając ze swojej kieszeni. Nie mówiła nic na ten temat, ponieważ potrzebowała
tych pieniędzy. Poza tym mężczyznę było na to stać. Ktoś mógłby to nazwać
wyzyskiem, jednak różnica w wynagrodzeniu nie była za duża. – Znalazłem sposób
na to byś pracowała na cały etat bez chorobowego, a zajmowała się małym w domu
jak jest chory. – Sandy spojrzała na niego jak na kosmitę. Do tej pory nic
takiego jej nie proponował, nie mógł wymyślić, co zrobić.
-
Weźmiesz firmową komórkę i laptopa. Będziesz mnie informowała o każdym
zaplanowanym spotkaniu przez telefon. Dobijaj się do skutku, wiesz, że mam
skłonności do nie odbierana telefonu. Poza tym wpisujesz do kalendarza jakieś
swoje oznaczenia i ksywki, których ja nie potrafię pojąć – zaśmiał się, widząc
jej krzywy uśmiech. – Nie moja wina, że administrację zapisujesz, jako perfekcyjne przedsiębiorstwo biznesowe –
zlecisz nam coś i tak to sknocimy. – Nie mógł powstrzymać śmiechu po
wypowiedzeniu tego na głos.
-
No, ale taka prawda. O co byś ich nie poprosił, to zawsze coś sknocą. Przecież
to nie moja wina. Zresztą zawsze mylą się w dokumentach i siłą trzeba ściągać
je w pliku. Nigdy nie chcą ich dać od tak.
-
Idź już zanim się rozmyślę. Niestety musisz też umówić spotkania na przyszły tydzień.
Twoje przezwiska są tak pasjonujące, że nie mogę ci tego odpuścić.
-
Dzięki szefie. – Ostatnie słowo zostało wypowiedziane z przekąsem, jednak w ich
relacjach było to już całkowicie normalne. Trochę śmiechu, trochę powagi i
przekąsu. Nikt inny nie miał takich przywilejów, jednak kobieta nie
wykorzystywała ich. No dobrze, czasami jak byli sami i mogli sobie na to
pozwolić, jednak nigdy nie zdarzyło jej się tak potraktować Josha, gdy miał
delegację, czy też rozmowy biznesowe. Była profesjonalistką. Zaraz po wyjściu z
pracy, odetchnęła z ulgą. Nie musiała się martwić o to, z kim zostawić
Jessiego, gdyby był chory. Zresztą musiałaby wziąć chorobowe, co nie było jej
na rękę.
Farid
zestresowany wszedł do swojej byłej, a zarazem aktualnej szkoły. Jakiś czas go
tu nie było, przez co stresował się jak cholera. Nie wiedział jak powinien się
zachować, czy przywitać się i normalnie funkcjonować w starym-nowym trybie
życia. Przecież to będzie cholernie trudne. Jednak wiedział, że da sobie radę
ze wszystkim, co go czeka. Musiał sobie dać radę, przekonał się, że jest w
stanie to zrobić. Na korytarzu czuł na sobie wzrok niektórych ludzi. Nie czuł
się tym skrępowany, wyjątkowo, co go zaskoczyło. Po przejściu dwóch korytarzy
znalazł się pod swoją klasą. Na chwilę wszyscy byli cicho, po czym rzucili się,
by go przywitać. Nigdy nie mieli rewelacyjnych relacji, ale zrobiło mu się
miło, gdy koleżanki go przytuliły, a koledzy poklepali po plecach. Po tym, jak
już weszli do sali został przywitany przez nauczyciela i wszystko wróciło do
normy. Chodząc tyle lat do szkoły, nie musiał się specjalnie wdrążać w jej rytm,
co mu bardzo odpowiadało, cała ta sytuacja była dla niego bardzo
naturalna.
Mogłoby
się wydawać, że lekcje będą mu mijać powoli, skoro przyzwyczaił się już do innego
życia, natomiast rzeczywistość była zupełnie inna. Farida nagle zaczęło
interesować to, jaką wiedzę przekazują mu nauczyciele. Nie mając do niej
dostępu przez tak długi okres, naprawdę go to zaciekawiło. Docenił to, co
stracił. Nie twierdził, że wszystko było interesujące, jednak spojrzał na to z
zupełnie innej perspektywy. W pewnym sensie nie mógł już twierdzić, że jest
dzieckiem. Śmierć rodziców miała za dużo minusów, jednak w tej całej sytuacji
pojawiła się także odrobina dobra. Zyskał pewne doświadczenia, musiał stać się
nagle odpowiedzialny. Brzmiało to dziwnie, ale taka była prawda. Nagle nabył
doświadczenia w rzeczach, o których wcześniej nie miał pojęcia.
Po
zakończeniu lekcji Farid porozmawiał jeszcze jakiś czas ze swoimi znajomymi.
Było miło odprężyć się po tak długim czasie stresu i niepewności. Czuł się
zrelaksowany i pewny, a dość dawno doświadczył tego uczucia po raz ostatni. Po
tym, jak jego klasa zaproponowała piwo, postanowił się zmyć do domu. Przecież nikomu nie musiał
przyznawać się gdzie i jak pracuje, a tym bardziej gdzie zamierza iść. Lubił
Araliela, rozmowy z nim. Wiedział, że może zaufać mężczyźnie, dlatego też
korzystał ze swojej intuicji. Po dwudziestu minutach spokojnego spaceru skręcił
w jedną z bocznych uliczek. Drogę do burdelu znał na pamięć, mógłby wyrecytować
trasę zaraz po obudzeniu z głębokiego snu. Wszedł przez drzwi i nie zawracając
sobie głowy skręcił od razu do gabinetu srebrnowłosego. Po chwili już stukał do
drzwi.
-
Proszę. – Araliel siedział nad laptopem i pisał coś zawzięcie. Gdy nastolatek
wszedł, nawet nie podniósł głowy wiedząc, kto przestąpił jego próg.
-
Czy nie miałeś iść do Diego po dokumenty? – Nadal nie odrywał wzroku od
laptopa. Głowił się nad pewnym problemem, chciał założyć nową firmę, ale szukał
odpowiednich paragrafów, żeby dowiedzieć się, czy czegoś nie przegapił.
Brakowało mu tylko kilku tysięcy, ale to była kwestia miesiąca, góra dwóch.
Dałby sobie radę. Kiedyś tak samo zaczynał z Diego, jednak teraz już wiedział,
co i jak. Było mu łatwiej znaleźć wszystkie informacje i wiedział, jak wypełnić
odpowiednie druczki.
-
Miałem. Chciałem jednak najpierw z tobą porozmawiać. – W końcu mężczyzna
podniósł głowę i zobaczył, że nastolatek nadal stoi przy drzwiach.
-
Czemu stoisz przy drzwiach? Siadaj. Daj mi piętnaście minut, szukam jednej
rzeczy, a jestem już blisko. Dobrze? – Po potwierdzeniu nastolatka, siedzieli w
ciszy dłuższą chwilę. Farid wyciągnął komórkę i zaczął coś na niej czytać. W
końcu Araliel znalazł to, czego potrzebował, uśmiechnął się i zapisał wiadomość
na laptopie. Przypatrzył się chłopakowi przed sobą, był całkowicie skupiony na
tym, co czytał, a zarazem marszczył brwi.
-
Czytasz coś ciekawego? – W końcu Młody podniósł głowę.
-
Tak. Czytam dość ciekawą książkę, tylko jedna scena mi nie pasuje do całości i
zastanawia mnie, czy autor nie napisał tego o wiele wcześniej. Nie pasuje do
ogólnego stylu, słowa są nieodpowiednie. Wydaje mi się, że wszystko powstało od
tej sceny. – Po jego słowach Araliel śmiał się dłuższą chwilę, on także czasem
zauważał takie rzeczy i zawsze intrygowało go, czemu twórca nie zmienia
pierwotnej wersji, co nim kieruje.
-
O czym chciałeś porozmawiać? To coś ważnego? – Po krótkiej odpowiedzi
nastolatka, zamarł na chwilkę, a uśmiech wpłynął na jego twarz.
-
Josh. – Farid złapał oddech po wypowiedzeniu imienia mężczyzny. Nagle poczuł
się, jakby cała jego odwaga gdzieś się ulotniła. - Chciałbym się o nim
dowiedzieć czegoś więcej, niż to, co jest w gazetach i to, co sam mówi. Chce
mieć ogólny obraz, nie szczątkowy. Zrozumiem, jeżeli się nie zgodzisz, w końcu
jest on twoim przyjacielem. Opowiadałeś mu o mnie, proszę cię, żebyś teraz
opowiedział mi o nim.
Po
chwili mogli zagłębić się w rozmowę, a Farid dowiedział się wielu
interesujących rzeczy na temat starszego od siebie o dziesięć lat mężczyzny.
Ari nie zagłębiał się w życie prywatne przyjaciela, ale podawał dość ogólnikowe
informacje, o których miał pewność, że może bez przeszkód wyjawić nastolatkowi.
Miał możliwość rozwiać wątpliwości chłopaka i uspokoić jego nerwy. Przy okazji
mógł się też trochę rozerwać. Większość osób, która znała go krótko, bądź tylko
pobieżnie, uważała go za najbardziej racjonalnego człowieka, jakiego można
spotkać, który nie życzy nikomu źle, jest zawsze miły i uprzejmy. Po
dokładniejszym poznaniu okazywało się, że ich wyobrażenie odbiega od
rzeczywistości. Nie był tak spokojny, jak uważano, był ułożony do pewnego
momentu. Był normalnym człowiekiem, posiadał skazy. Jeżeli akceptowano go takim,
jakim jest, było wszystko dobrze. W momencie, gdy ktoś chciał go zmieniać,
odcinał się od tej osoby bez chwili zastanowienia. Potrafił także czerpać jakąś
niezdrową rozrywkę z czyjejś niepewności i roztargnienia. Nie zawsze, zdarzało
mu się to dość rzadko, zazwyczaj wtedy, gdy sam był zestresowany i
sfrustrowany. Wtedy cieszyło go to najbardziej. Może i był w ten sposób
okrutny, ale nie potrafił tego powstrzymać, było to niezależne od niego. Z
drugiej strony, dlaczego miałby rezygnować z czegoś, co go odstresowywało? Nie
robił nikomu krzywdy, nie pastwił się. Po prostu śmiał się z pewnych problemów.
W skrytości, ale dawało mu to poczucie spełnienia.
Po
usłyszeniu tego, czego chciał, Młody był bardzo zadowolony. Zdawał sobie
sprawę, że Araliel dawał mu szczątkowe informacje, jednak zawsze to coś. Nie
miał jak zdobyć więcej informacji, a lepsze coś niż nic. Josh był bardzo
tajemniczym człowiekiem, po jego zachowaniu można było stwierdzić, że nie
zaczyna ufać nikomu od razu, dlatego też trudno było zdobyć o nim jakiekolwiek
informacje.
Starszy
mężczyzna odebrał telefon, dzwonił jego prawnik w sprawie firmy, chciał się
spotkać natychmiast. Araliel zdziwił się, ponieważ jeszcze nigdy mężczyzna nie
życzył sobie spotkania aż tak pilnie, zazwyczaj prosił, pytał czy ma czas. Z
powodu krótkiej rozmowy, musiał wyprosić Farida ze swojego gabinetu. Nastolatek
na szczęście zorientował się, że gdyby nie jakaś ważna sytuacja, nie zostałby
usunięty z ów pokoju bez podania powodu. Zaraz po tym udał się do gabinetu
Diego. Dokument był ważny, cholernie ważny. Musiał się umówić ze swoim
prawnikiem. Jeden dzień, góra dwa i załatwi najważniejszą rzecz. Później będzie
tylko musiał czekać na rozprawę i udowodnić, że jest wart tego by uzyskać pełne
prawa do sióstr. Wiedział, że sprawa może się dość długo ciągnąć, jednak miał
nadzieję na jak najszybsze rozwiązanie tej sprawy. Było o tyle łatwiej, że był
ich bratem, nie kimś obcym, nie kimś, kto spełnia swój kaprys. Chociaż biorąc
pod uwagę wiek dziewczynek, najprawdopodobniej nikt by ich nie adoptował. Miał
pierwszeństwo, jako rodzina i tego się trzymał, ta myśl pozwoliła mu wytrwać i
walczyć. Zapukał do drzwi, wiedział, że nie usłyszy odpowiedzi, więc po chwili
wszedł do pomieszczenia, które mu się spodobało, odkąd był tu po raz pierwszy.
-
Witam cię Faridzie. Przyszedłeś po dokumenty? – Po krótkim zerknięciu, ponownie
zagłębił się w wypełnianiu jakiegoś dokumentu. Nie było to nic pilnego, jednak
wolał czasami działać naprzód, niż później mieć stos roboty. Skupił się na
wypełnieniu kolejnej rubryki i dopiero jak skończył, podniósł wzrok na Farida.
-
Chyba macie dzisiaj dużo pracy. Araliel też czegoś szukał i wypełniał.
Diego zerknął na niego uważnie,
ale doskonale zdawał sobie sprawę, co planuje jego kochanek i jak najbardziej to
rozumiał. Miał tylko nadzieję, że nie porzuci go i także ich wspólnego biznesu.
Byłoby mu cholernie żal.
-
Tak, wiem. Każdy z nas lubi coś innego. – Rudowłosy wstał z krzesła i przeszedł
do regału, wyciągnął jeden z segregatorów i wyciągnął dwa dokumenty, podał je
chłopakowi.
-
Przypuszczam, że to ci się przyda. Dałem ci dwie wersje, to od ciebie zależy,
który dokument dostarczysz do sądu, jednak poinformuj nas o tym. Będzie to nam
bardzo pomocne, gdyby chcieli nas wezwać do sądu. Możesz dać dokument na większą
kwotę, jednak wtedy będziemy mieć tu zapewne kontrolę co trochę utrudni nam
życie. Gdy dasz dokument z mniejszą kwotą, masz równie wielkie szanse na
adopcje sióstr, a dla nas będzie to ułatwienie. Jednak zrobisz tak. jak uważasz
za słuszne.
Farid
poukładał dokładnie każdy kawałek z tej układanki. Miał wybór, jednak pozorny.
Nie miał jednak o to żalu.
-
Dziękuję. Jutro, albo za dwa dni spotykam się z prawnikiem. Dzisiaj zapewne
będę umawiać się z mecenasem na spotkanie. Jak tylko wszystkiego się dowiem,
zadzwonię do ciebie. Teraz niestety muszę iść, siostry zapewne będą na mnie
czekać, a powinienem jeszcze coś ugotować.
-
Zatrzymam cię jeszcze na chwilkę. Araliel mówił mi o twoim spotkaniu z Joshem.
– Leniwy uśmiech wpłynął na jego twarz, gdy patrzył na rumieniącego się
chłopaka. Wiedział, co siedzi w jego głowie i że jego rumieniec nie jest taki
zwyczajny. Nie tyczył się tylko spotkania, a raczej ich specyficznych relacji.
– Nie wstydź się tego, że wspólnie spędzacie czas. Nic innego nie jest ważne.
Nikt praktycznie nie wie, jakie relacje was łączą i nikt prócz naszej czwórki
nie musi o tym wiedzieć. To twoje życie, twój prywatny wybór. Kiedyś ważna dla
mnie osoba powiedziała mi jedną rzecz, której trzymam się od zawsze. Nigdy nie żałuj swoich decyzji, chociażby
ktoś mógł cię potępiać, nigdy nie żałuj. – Chłopak przymknął oczy
zrezygnowany. Nie jest dobrze. Czuł wyrzuty sumienia, a to nie było dobre.
-
Dziękuję. Zapamiętam to. Co do spotkania, wszystko dobrze, dziękuję. Zabrał
mnie do kina na prywatny seans. Było całkiem miło. Później poszliśmy do niego
do domu i wypiliśmy trochę wina. Późnej odprowadził mnie do domu, bo nie chciał
po alkoholu jechać autem.
-
Dobrze zrobiłeś, że się na to zgodziłeś. On jest… Opiekuńczy, gdy na kimś mu
zależy, potrafi walczyć o to, czego chce. To, że opierałeś mu się przez jakiś
czas, dało mu tylko jeszcze większą motywację. Zresztą, nadal o ciebie walczy.
Zorientowałeś się zapewne po tym, że dzwoni do ciebie, pyta, co u ciebie, chce
cię zabierać na randki. Nigdy tego nie robił. No, może raz, ale to było siedem
lat temu i trwało bardzo krótko. On cię szanuje. Powiedzmy sobie szczerze, że
mógł cię wziąć od razu, gdy tylko za ciebie zapłacił. Zdziwiłem się, że tego
nie zrobił. Nie bierz tego do siebie, tylko to… Nie pasuje do niego, dlatego
też tak sądzę. Jednak najwyraźniej dobrze na niego wpłynąłeś. Musisz wiedzieć,
że masz w nas przyjaciół, nie zależnie od sytuacji. Jeżeli Josh odważyłby się
cię skrzywdzić, nie wybaczylibyśmy mu.
Farid
patrzył zszokowany na wyznanie mężczyzny. Nie spodziewał się tego
usłyszeć. Było to tak dziwne,
niespodziewane, że nie wiedział, jak zareagować. Nie umiał na to odpowiedzieć,
nawet Araliel mu nic takiego nie powiedział. A to już o czymś świadczyło. Cholera! Nigdy by się nie spodziewał, że cała
ta sytuacja będzie tak pokręcona.
-
Ja… ja muszę już iść. Muszę to wszystko poukładać w głowie. – Starszy mężczyzna
popatrzył na niego ze zrozumieniem, a zaraz potem pożegnali się.
Po
wyjściu z gabinetu, który nagle okazał się dla nastolatka za mały, a następnie
z budynku, mógł sobie w końcu pozwolić na złapanie drżącego oddechu. Nie
spodziewał się czegoś takiego, wydawało mu się, że już więcej nie wytrzyma, to
było dla niego za dużo. Fakt, faktem chciał zdobyć informacje na temat
mężczyzny, z którym miał się spotykać przez najbliższe dwa lata, ale nie
spodziewał się aż takich rewelacji. Próbując jakoś odegnać te myśli, skupił się
na tym, co musi kupić do domu na najbliższe dni, w końcu coś jeść musieli.
Bianka
rozmawiała właśnie z siostrą i jej chłopakiem na korytarzu szkolnym, gdy
podszedł do nich Michael. Widok zarumienionej Bianki był dość zaskakujący dla
Anne. Bian rzadko kiedy miała czerwone policzki, a co dopiero prawie
krwistoczerwone. Jej bliźniaczka nigdy tak na nic, ani na nikogo nie reagowała,
czyli przyjaciel jej chłopaka, naprawdę podobał się dziewczynie. Uśmiechnęła
się w duchu, może to już zawsze wykorzystywać, ha! W końcu ma czym szantażować
siostrę, jak będzie chciała coś uzyskać. Nie była to złośliwość z jej strony,
oj nie. Tu chodziło po prostu o to, że ta najbardziej spokojna i ułożona
dziewczyna jaką znała, robiła to właśnie z nią. Szantażowała ją czymś, o czym
rodzice nie mogli wiedzieć. A teraz obie mają coś, co spowoduje, że wyciągną
karty na stół.
-
Cześć wam. Hej Bianka. – Dziwna logika spotkań towarzyskich. Jeżeli chłopak
chce zrobić na dziewczynie wrażenie, mówi jej osobne cześć. – Możemy chwilę porozmawiać? – skierował te słowa od razu do
trzynastolatki, nie patrząc nawet na przyjaciela i jego dziewczynę.
-
To my sobie pójdziemy. Muszę Anne wytłumaczyć jedną rzecz. – Eliot doskonale
zdawał sobie sprawę, że gdyby tego nie powiedział, mogłoby dojść do kłótni
między nim, a Michaelem albo między siostrami. A to nie było wskazane. Starsza
z sióstr popatrzyła powątpiewającym wzrokiem za dwójką odchodzących
nastolatków.
-
Co chciałeś? – Bianka nie zamierzała za bardzo ułatwiać chłopakowi jego starań.
W końcu może się troszkę pomęczyć.
-
Spotkamy się w piątek? O siedemnastej? – Nastolatka szybko przekalkulowała w
głowie, co zamierza wtedy robić.
-
Niestety nie dam rady, będę zajęta. – Przecież nie musi się zgadzać na każde
spotkanie, prawda? To, że w piątek spotkałaby się z nim drugi raz na dłużej,
nie było przecież ważne. Dziwnie działały w tej chwili jej myśli, ale uznała to
za najbardziej odpowiednie, co mogła wymyślić. Z nastolatka natomiast nagle
uszło powietrze. – Mój brat chce cię poznać. – Te słowa ledwo przecisnęły się
jej przez usta. Z tego krótkiego zdania wyłoniły się tylko dwie drogi do
wyboru. Michael się zgodzi i wtedy spotkają się w sobotę, albo się nie zgodzi i
zaczną się mijać na korytarzu, nawet na siebie nie patrząc. Po chwili milczenia
i patrzenia w jej oczy, nastolatek podjął decyzję.
-
Kiedy i o której mam się pojawić u ciebie w domu? – Oboje rozluźnili się po
wypowiedzeniu przez chłopaka pytania. Nie zależnie od aprobaty Farida,
zamierzała się spotykać z Michaelem.
-
Sobota, siedemnasta. W piątek nie mogę się spotkać, bo będę piekła ciasto. –
Lekki uśmiech wpłynął na jej twarz. Brała pod uwagę, że zje je sama. Śmiech
nastolatka zwrócił na nich chwilową uwagę kilku osób. Praktycznie się nie
znali, w obecności obcych facetów, chłopaków zawsze się spinała, ale nie w jego
przypadku, co było dla niej naprawdę dziwne i niespotykane. Ale to dobrze,
ponieważ od początku wiedziała, że może mu zaufać. Skąd ma takie wnioski? Sama
nie wiedziała. Tak po prostu. Tu nawet nie chodziło o to, że podobał się jej
wizualnie, miał fajny charakter i wydawał się jej uroczy. Źle z nią. Była
romantyczką, ale nie wiedziała, że aż taką. Anne jej to mówiła, ale jakoś za
bardzo jej nie wierzyła, teraz przekonała się, że to prawda i nie wiedziała,
jak się w tej sytuacji zachować.
-
Wyślesz mi jeszcze wiadomość, czy na pewno twój brat zgadza się na ten termin?
Słyszałem co nieco od Eliota. Powiedzmy, że nie był zachwycony, ale to chyba ze
względu na ogólne okoliczności. Wolę poznać Farida u ciebie w domu, niż w
szpitalu, tak jak mój przyjaciel. Twój brat zapewne był wtedy wściekły, może
nawet nie na Eliota, ale na to, co się stało twojej siostrze i się na nim
trochę wyładował.
Bianka
roześmiała się, nie mogła się powstrzymać. Rzeczywiście pierwsze spotkanie jej
brata i chłopaka Anne nie było za ciekawe, ale teraz mogło być tylko lepiej,
zresztą obaj się dogadywali, więc może Michael też miał szansę na jakieś
pozytywne relacje z jej bratem? No nic, okaże się za nie długo. To tylko pięć
dni.