niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 10

             Araliel rzeczywiście zadzwonił następnego dnia do Farida. To, że posiadali wewnętrzną umowę wcale nie oznaczało, iż chłopak już dla nich nie pracuje. Było to ułatwienie dla wszystkich. Co jakiś czas zastanawiał się, czy dobrze postąpili oddając nastolatka Joshowi. Szanował tego mężczyznę, ale mimo całych plusów umowy, nie wybrałby jej dla chłopaka. Zrobił jak najwięcej mógł, ale niemożność bycia zakochanym nawet dla niego była przerażająca. Jednak zaraz po tej myśli pojawiała się kolejna, inna i frapowało go to, że nie wiedział, czy jest to prawda, czy jego urojenia. Wydawało mu się, że Farid zgodził się na to wszystko nie tylko przez dobre warunki, ale też po części starszy od niego mężczyzna mu się zwyczajnie podobał. W pewnym sensie to dobrze, tym bardziej, że obaj mieli możliwość spokojnej rozmowy poza terenem burdelu. Po krótkim wyjaśnieniu, jakie dał nastolatkowi, nastąpiła fala podziękowań, a jemu uśmiech nie mógł nie wpłynąć na usta. 
            Czasem zachowanie Młodego było doprawdy urocze. Chciałby, żeby najbliższe trzy miesiące szybko minęły, bo właśnie w tym okresie powinno się wyjaśnić, czy Josh i Farid do siebie pasują. Mógł śmiało powiedzieć, że znał charakter Josha i w dużej mierze mógł przypuszczać, jaki dokładnie charakter ma Młody. Zapowiada się interesująco. Tak naprawdę, to było jak spotkanie ognia i wody. Farid może i starał się być grzeczny, miły i sympatyczny, ale w rzeczywistości raczej taki nie był. Starał się, jak na razie, ukrywać swoją naturę, co już teraz mu się nie udawało. Nie można się od tak wyprzeć tego, kim się jest.

Josh siedział na bardzo nudnym zebraniu zarządu. Czasem chciałby go rozwiązać, ponieważ większość tych mężczyzn patrzyła tylko jak sprzedać jego firmę, bądź też jak zrobić, by większość funduszy zniknęła na ich kontach. Frajerzy. Zastanawiało go, skąd u nich brał się taki tupet. Święte przekonanie, że on o niczym nie wie. To było żałosne. Na razie obserwował ich czyny, wysyłane e-maile, przesłuchiwał rozmowy telefoniczne, a maleńki mikrofon wbudowany w firmowy, obowiązkowy krawat, przesyłający dane do jego komputera, tylko mu wszystko ułatwiał. Miał zaufanie do pracowników - oczywiście - jednak nie posiadał go do tej marnej, podrzędnej instytucji przed sobą, a ona teoretycznie miała działać na jego korzyść. Z ręką na sercu nie mógłby wywalić na zbity pysk tylko dwóch osób z piętnastu działających w zarządzie. Musiał jeszcze tylko skonsultować ze swoim prawnikiem, czy może rozwiązać całą tę pseudo radę jako prezes, czy też jako główny akcjonariusz. 
Mężczyźni przed nim nie wiedzieli o wszystkich jego udziałach oraz o tym, że regularnie kupuje to, co oni mieli na własność, a tak chętnie się ostatnimi czasy tego pozbywali. A to, że nie robił owych zakupów pod własnym nazwiskiem, tylko zlecał to odpowiedniej osobie… no cóż, nie było ważne, skoro i tak całe dokumenty przechodziły na niego po zapłaceniu za akcje. Dzięki tym zawiłym zabiegom miał w swoich rękach dziewięćdziesiąt pięć procent firmy. I kilka dość cennych dowodów, z powodu których pięciu mężczyzn siedzących przy stole mogłoby dostać kilkanaście lat w więzieniu. Jednak ojciec nauczył go jednej dobrej rzeczy. Czasem nie warto niszczyć wroga. Znajdź na niego haka, a wtedy jego dług nigdy nie zostanie spłacony, dopóki ty o tym nie zdecydujesz. Szczyt skurwysyństwa, ale dość skuteczny. Nie chciało mu się słuchać o nowej, rewelacyjnej umowie, która miała zniszczyć jego firmę poprzez kruczki prawne. Jednak udawał zainteresowanie, potakiwał i obserwował ich coraz większe uśmiechy. Żałosne. Wolałby się teraz spotkać z pewnym słodkim nastolatkiem, a nie siedzieć w chłodnym gabinecie, przy wielkim stole z piętnastoma hienami.
- Czyli rozumiemy, Panie Prezesie, że w dniu jutrzejszym możemy w Pana imieniu podpisać umowę z firmą, której ofertę przedstawiliśmy? – Josh spojrzał na największego gnojka w firmie. Jak mu było? Benjamin. O tej gnidzie mówił mu już ojciec. Ów mężczyzna najbardziej szkodził dziedzictwu jego rodzica, mimo chęci jego ojciec nie zdołał wykryć, co takiego utracił. Jednak on już to wiedział. I ta świadomość bardzo mu się podobała.
- Benjaminie, powiedz mi, ile ci zapłacili za przedstawienie tak złej oferty? – Oschły, ironiczny ton nie wyprowadził jednak mężczyzny z równowagi. Chyba jednak konsultacja z prawnikiem nie będzie konieczna, skoro ta gnida pieprzona chciała podpisać za niego całą umowę. Zawsze mógł podrobić pełnomocnictwo.
- Ależ Prezesie, co też Pan sugeruje? – Sarkastyczny ton w głosie tego faceta tylko coraz bardziej go wkurwiał.
Zawsze, gdy miał z nim starcia szedł do burdelu. A teraz, mimo umowy z Faridem, a raczej właśnie przez nią, nie mógł tego zrobić. Zresztą, nawet nie mógł się kochać z nastolatkiem. I co to za sprawiedliwość, do cholery? Z każdej strony jakiś powód do frustracji.
- Oferta jest bardzo dobra. Sam sprawdzałem wszystkie przepisy. Nie ma się do czego przyczepić. – Josh czasem zastanawiał się jak można być tak złym i zdegenerowanym.
Fakt, ten człowiek nikogo nie zabił, nie zgwałcił, ale to, co zamierzał zrobić, można było uznać za równie ohydne. Po tym, jak rozpieprzyłby jego firmę razem z fundamentami, napchałby swoje kieszenie, walizki, szafy i zapewne pół domu pieniędzmi, które ukradłby, przy okazji pozbawiając pracy prawie dwa tysiące osób.
Jeżeli dobrze się orientował, ponad połowa pracowników miała kredyty hipoteczne. Zresztą, dlatego też podostawali umowy na stałe. Wiedział, że mógł ufać Sandy, dlatego też zwierzył jej się pod wpływem chwili, jak zamierza, za jakiś czas, odkryć tych dupków. Mimo, że nie słuchał Benjamina i zapewne było to widać, cały ten czas rozpływał się nad ofertą konkurencji, gdy jego wypowiedź przerwał dźwięk komórki.
- Prezesie, dobrze wiesz, że nie rozmawiamy przez komórkę w trakcie posiedzenia. – Peter, około pięćdziesięciu pięcioletni mężczyzna upomniał go, jakby zapomniał, kto tu ma władzę i kto stworzył ten regulamin. Nie zważając na oburzenie, odebrał telefon od swojej asystentki. Ona także znała wewnętrzne przepisy, gdyby to nie było takie ważne, nie przerywałaby mu.
- Część Josh. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie powinnam przeszkadzać, ale…
- Tak? Witam. Oczywiście rozumiem.
- Podsłuchują, tak?
- Sądzę, że tak, jednak w tej sprawie muszę się jeszcze skonsultować.
- Ok. Rozumiem przesłanie. Za drzwiami jest policja. Znam twój charakter i wiem, że to, co miałeś w planach zrobić za miesiąc, robisz albo teraz, bądź odegrasz swój teatrzyk za tydzień. Mam rację?
- Fakt, mogę być rozgniewany za wycofanie oferty, tym bardziej, że miał pan miesiąc na odpowiedź, a właśnie TERAZ się pan wycofuje. – Położenie akcentu na jedno słowo pomogło Sandy rozeznać się, że jednak miała rację.
- W razie czego puść mi sygnał z komórki, wtedy wejdzie policja.
- Oczywiście. Mimo wszystko, dziękuję za informację. Do widzenia.
       Wszyscy mężczyźni siedzący przy stole spojrzeli na niego. Zaczęli wypominać mu niesubordynacje, złe podejmowanie decyzji, nie szanowanie regulaminu. Doprawdy, zachowywali się, jakby miał pięć lat. Byli starsi od niego, może mieli większą wiedzę i pomagali jego ojcu, ale to, jak go tratują było nie do pomyślenia.
            - Czy jeszcze ktoś ma mi coś do zarzucenia? Może ktoś chce złożyć skargę? Nie. To proszę o ponowne zajęcie miejsc, panowie, ponieważ chyba zapomnieliście z kim macie do czynienia. Nie jestem młodszym kolegą, nie jestem podrzędnym pracownikiem. Chciałbym wam przypomnieć, że to ja jestem waszym pracodawcą. Niezależnie, czy współpracowaliście z moim ojcem, czy też nie, to JA wam teraz płacę. – Chwilowa cisza, która nastała w sali konferencyjnej była dość krępująca. Jednak musiał postawić sprawę jasno. Do tej pory pozwalał w jakiś sposób być gorzej traktowany. Jednak od tej chwili to koniec. Nie, kiedy ma same dobre karty w ręku. Karty, które zniszczą piętnastu mężczyzn.
            - Czyli rozumiem, że mam poprosić Sandy o umówienie spotkania z prezesem drugiej firmy? Przed Panem Prezesem - te słowa zostały wypowiedziane z ironią i brakiem szacunku – leży dokument o potwierdzenie przedstawicielstwa.
            - Nie, Benjaminie. Nie podpiszemy żadnej umowy. Nie zrobimy tego, ponieważ to właśnie ty sprawdzałeś kruczki prawne. Nie podpiszemy tej umowy, ponieważ JA jej nie widziałem – kłamał, oczywiście, że to robił, ale gdyby nie Sandy, rzeczywiście nie zobaczyłby nic z tego cudownego kontraktu. – Poza tym, zastanawia mnie, ile ci zapłacili za przedstawienie tego chłamu.
            - Jak śmiesz gówniarzu. Mógłbym być twoim ojcem, więc uważaj, jak do mnie mówisz! – Wściekły ryk mężczyzny nie podziałał na niego tak, jak powinien. Jeżeli sądził on, że się przestraszy, to się grubo mylił. Jednakże doskonale udało mu się go rozbawić.
            - Oczywiście, że nie mógłbyś. Nie zastanawiało cię nigdy, czemu twoja żona tak często wyjeżdża na weekendy do swojej przyjaciółki? A później jakimś dziwnym trafem po dziewięciu miesiącach zostajesz tatuśkiem? Oj Benjaminie. To, że jestem młody wcale nie oznacza, że jestem głupi i nic nie wiem. – Mężczyzna nagle zbladł z niewiadomych przyczyn. – Uwierz, że sprzedawanie danych konkurencji wcale nie spowoduje, że przyjmą cię do siebie. Gdy tylko stąd wylecisz, zostaniesz z niczym. Chcąc być skurwysynem, powinieneś wiedzieć, jak to robić. Spartaczyłeś robotę staruszku. – Trzęsące się ciało mężczyzny było doskonałym dowodem na to, że miał rację. Zresztą, kolejnych czternastu mężczyzn zbladło nagle. Obserwowanie przerażenia, zdziwienia, intensywnego myślenia i czystej, nieskrępowanej głupoty było dla niego doskonałym doświadczeniem.
            - Ale… Ale skąd wiesz o nim takie rzeczy? – Peter ponownie zabrał głos. Gdyby ktoś wszedł właśnie w momencie wypowiadania pytania, stwierdziłby, że to zdarzenie jest normalne. Przyjaciele martwią się o kogoś innego.
            - Nie tylko o nim. I wy wszyscy zdaliście sobie z tego sprawę.  Rozgrabiliście firmę mojego ojca i myśleliście, że tego nie zauważę. Myślicie, że konta na Kajmanach, bądź Karaibach oraz Cyprze ukryją przede mną wiedzę, ile macie obrotów na rachunku bankowym? W tym właśnie momencie, wystarczy jeden mój telefon byście stali się bankrutami, a wszystkie utracone pieniądze wpłyną ponownie na moje konto. Jednakże mamy doskonale wyszkoloną policję. Za drzwiami stoi już trzynastu funkcjonariuszy. Jeżeli będziecie grzeczni, to teraz pozwolę wam oddać wszystko to, co ukradliście. Możecie dostać zmniejszony wyrok. Chociaż zastanawiam się, czy może być dla was coś gorszego, niż więzienie. – Leniwy, złośliwy uśmiech wpłynął na jego usta. Doskonale znał ich słabości. Daję wam pół godziny. Ma wrócić cała kwota. Nie obchodzi mnie czy się zadłużycie, czy nie. Nie wyjdziecie stąd, a ten, który spróbuje zostanie zgarnięty przez gliny. A to może być dla was gorsze, niż oddanie pieniędzy.
            Po tych słowach Josh wyszedł z sali konferencyjnej. Czuł się zmęczony, nawet bardzo. W takich sytuacjach, prócz przyjaźni Sandy, nigdy nie miał wsparcia. A tego najbardziej potrzebował. Zazwyczaj szedł do burdelu Araliela i Diego. Nie chciał zamartwiać mężczyzn swoimi problemami, dlatego też zawsze wynajmował któregoś z chłopców i pierdolił go całą noc. Nigdy się wtedy nie kochał. Musiał się wyzbyć całej złości, chociaż prócz bolącego tyłka, tymczasowy kochanek nie odczuwał żadnego bólu. Na dodatek zawsze płacił za dwa dodatkowe dni, żeby chłopak po nim miał jak odpocząć. A doskonale wiedział, że dwaj mężczyźni nigdy nie dawali chłopakom wtedy klientów.
            - Gdyby któryś chciał wyjść, nie wypuszczajcie ich. Jak będzie potrzeba, to skujcie ich w kajdanki. Będę tu za pół godziny. Dziękuje panowie – kiwnął im głową i poszedł do swojego gabinetu. Będąc już u siebie i siedząc w wygodnym fotelu, oparł swoją głowę na blacie biurka. Powinien przejrzeć dokumenty, ale nie miał na to siły.
            Musiał zwolnić piętnastu najważniejszych pracowników, a to wcale nie było proste. Musiał się zastanowić, kim ich zastąpi, a na dodatek planował randkę z Faridem. Nastolatek najprawdopodobniej nawet nie przypuszczał, że coś takiego nastąpi. Tylko gdzie mógł go wziąć? Młody na niego działał i to było jego przekleństwo. Nie był pewien, czy będzie w stanie siedzieć obok niego spokojnie. Gdy widział chłopaka, w jego ciele budziło się pożądanie, co go dziwiło. Chyba nigdy tak nie miał, a tym bardziej… Miał dwadzieścia siedem lat, a zachowywał się jak napalony nastolatek. Cholera jasna! Gdzie mógł wziąć siedemnastolatka? Do kina? Klubu? Restauracji? Knajpy? Na kawę? Życie mu tego wszystkiego nie ułatwia! Po cholerę zgadzał się na warunek, że nie będzie mógł pieścić chłopaka. Musi czekać dwa miesiące, albo na jego zgodę. Chyba miał jakieś zaćmienie umysłu, gdy to się działo.
            Po kilku minutach siedzenia w ciszy, usłyszał stukanie do drzwi. Nie czekając na jego odzew, dość młoda kobieta postawiła przed nim mocną kawę z odrobiną cukru i rządkiem czekolady z boku talerzyka. Popatrzył na nią zdziwiony.
            - Ciesz się, że się podzieliłam.  – Krzywy uśmiech wpłynął na jej twarz. – Przyda ci się trochę więcej cukru. Źle wyglądasz, a za dwadzieścia minut musisz do nich iść. Zanim to zrobisz, proponuję trochę zimnej wody na twarz, a następnie poklepanie policzków, bo jesteś bledszy, niż zazwyczaj. – Sandy uśmiechnęła się do niego i dopiero wtedy opuściła gabinet szefa. Wiedziała, kiedy może z nim żartować. Kiedy jest pracownikiem, a kiedy przyjaciółką.
            Josh siedział jeszcze dziesięć minut, po czym wpadł mu do głowy pewien pomysł na randkę. Zadzwonił do najmniejszego kina w mieście. Było kameralne, stylowe i ciepłe zarazem. Gdy miał wolną chwilę, wybierał się tam, by odpocząć od wszystkiego, co go otacza. Dodatkowym atutem, przynajmniej dla niego, było to, że prócz nowości w kinie, leciało też wiele starych filmów. A to, co powiedział mu ostatnio nastolatek, pomogło mu podjąć decyzję. Nie chciał tylko ciała chłopaka. Chciał jego serca i postanowił je zdobyć. Z lżejszym sercem i lepszym humorem udał się ponownie do sali konferencyjnej. Poczuł się zrelaksowany i jeszcze bardziej pewny siebie, a to pozwoliło mu przetrwać tę konfrontację.
            - I jak panowie? Rozumiem, że pieniądze są już na moim koncie? – Nienawistny wzrok piętnastu mężczyzn wyjaśnił mu wszystko. Dostał wiadomość od prezesa banku, że na jego koncie pojawiło się siedemset milionów. O cholera! Wiedział tylko o czterystu tysiącach. Lepiej dla niego. – W tym też momencie zarząd naszej spółki przestaje istnieć. Panowie jesteście zwolnieni. – Pełne krzyku oburzenia tym razem nie chciały się skończyć. Puścił swojej asystentce sygnał z komórki i wkroczyła policja. Mężczyźni przed dwudziestosiedmiolatkiem zamarli.
            - Nie możesz tego zrobić – zasyczał Benjamin.
            - Oczywiście, że mogę. Zapominasz chyba, kim jestem – przeczesał lekko dłonią włosy w geście irytacji.
            - Nie możesz tego zrobić. Nie masz większości akcji. Posiada je… - Josh jednak nie pozwolił dokończyć mu zdania.
            - Czy chodzi ci o pana Saetana Keseya? – Oczy Benjamina robiły się coraz większe. Jego wszystkie zagrania, które miały sprawić, że ta nędzna firma upadnie, a on będzie ją mógł wykupić, spowodowały to, że sam został bez pracy, środków do życia i firmy.
            - Ty nędzny, zasrany gnoju! Zniszczyłeś moje plany! Moje ambicje! – Starszy mężczyzna ruszył na Josha z pięściami. Wszyscy zamarli, gdy młodszy mężczyzna obronił się chwytając lecącą w jego stronę rękę i wykręcił ją temu dupkowi. Cholera, był coraz bardziej wściekły.
            -  W tym właśnie momencie wypierdalacie z tej firmy. Za tydzień dostaniecie opinię pracy i odprawę. Jeżeli dowiem się, że któryś z was sprzedał jakieś dane naszej firmy, pójdziecie za kraty. Wystarczy sama klauzula o poufności. Panie Ramirez, Carlos, zostańcie proszę. Muszę z wami porozmawiać. – Obaj mężczyźni kiwnęli głowami i nie wyszli z sali, gdy trzynastu wściekłych mężczyzn poszło pakować swoje rzeczy z biura.
            - Chciałem wam podziękować za przesłanie pieniędzy, jednak wiem, że wy nic nie zrobiliście. Byliście jedynymi uczciwymi z rady, ale wiem, że gdybyście tego nie zrobili, to to bydło by was żywcem ze skóry obdarło. – Nerwowy uśmiech starszego człowieka tylko potwierdził jego słowa. – Panie Ramirez, pół życia doradzałeś mojemu ojcu. Byłeś jego jedynym, prawdziwym przyjacielem w tym przytułku obłudy. I za to chciałbym ci podziękować. Jednak zanim to wszystko. Chciałbym, żebyście odsprzedali mi swoje akcje. Nie chodzi o to, że wam nie ufam. Chcę przekształcić spółkę w moją prywatną własność. Nie będę wtedy musiał mieć zarządu, a to ułatwi mi życie.
            - Chłopcze. Ja też dużo zawdzięczam twojemu ojcu. Te akcje są twoje od dawna. My trzymaliśmy je bezpiecznie, jednak teraz możemy je ze spokojnym sumieniem złożyć w twoje ręce. Ojciec wiedział, że sobie poradzisz z tymi typkami. Gdyby ci się to nie udało, miałem je zatrzymać dla siebie.
            - Carlos, a ty nie masz nic przeciwko? – Uśmiech trzydziesto pięciolatka całkowicie pozbył go ciężaru na sercu.
            - Będę miał coś przeciwko, jeżeli mnie wyrzucisz z tej firmy. – Głośny śmiech rozszedł się po sali konferencyjnej. Cała trójka wiedziała, że wypędzenie głównego wynalazcy i technika nie byłoby zbyt mądrym pomysłem.
            - Nie zamierzam, jednak… Panie Ramirez, nie sądzi pan, że czas odejść na emeryturę? Nie chcę zostać źle zrozumiany. Pracuje Pan tu już prawie czterdzieści pięć lat. Nie czas na odpoczynek od tego zgiełku?
            - Już myślałem, że nikt mi nie zaproponuje odpoczynku. Carlos załatwi wszystkie potrzebne papiery. Josh możesz się mnie jutro nie spodziewać. – Najmłodszy z mężczyzn podprowadził swoich towarzyszy do wyjścia. Oj tak. Humor miał bardzo dobry.


Farid siedział przy stole w kuchni piątą godzinę. Po wyjściu sióstr do szkoły, także wziął się za naukę. Musiał nadgonić dość sporą ilość materiału, a wolał zrobić to wcześniej, niż być później zawalonym stosem materiału, z którego nie mógłby się wyplątać do zakończenia roku szkolnego. Nie posprzątał dzisiaj domu, na obiad miał jakieś mrożonki, a od posiadanej wiedzy głowa mu pękała. Kto wymyślił, żeby w szkole uczyć się o skałach osadowych, o tym, ile kości ma człowiek i jak się nazywają oraz o tych wszystkich potęgach, pierwiastkach i funkcjach. Cholera, cholera i jeszcze raz cholera! Czuł się zły, sfrustrowany i niepewny.
Dwie godziny temu powinien dostać od Josha wiadomość, kiedy się spotykają. Czy ten człowiek był aż tak nieodpowiedzialny?! Przez to, że mężczyzna nie napisał, on nie wiedział na czym stoi. Wstał zdenerwowany z krzesła i sięgnął po szklankę, by nalać do niej wody. Z górnej szafki wziął tabletkę na ból głowy. Dawno się tak nie czuł. Może ciśnienie drastycznie opadło? Tylko wtedy czuł się tak, jak teraz. Powinien jeszcze dzisiaj nauczyć się przynajmniej pięćdziesięciu słówek z języka, ale kiepsko to widział. Siedząc ponownie na krześle ułożył na swojej głowie chłodny kompres, jednak było mu strasznie niewygodnie, dlatego też położył mokrą szmatkę na tacce, a na kawałku materiału swoje czoło. Nie bolała go cała głowa, a tylko skronie i to od nich ból aż tak promieniował. Mama kiedyś mu mówiła, że jego babcia miała bardzo silne migreny przez pół życia. Miał nadzieję, że dziedziczenie tej akurat cechy nie trafiło ani na niego, ani na jego siostry. Gdy tylko ból trochę minął, nastolatek usłyszał dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewał. Jego ciotka odwiedzała ich co jakiś czas, ale kontakt się urywał. Oni nie chodzili do niej, by jej nie przeszkadzać, a ona do nich, bo straciła swoją przyjaciółkę. Widząc kuriera otworzył drzwi. Przecież niczego nie zamawiał, więc o co chodziło?
- Pan Farid? – Nastolatek kiwnął głową nie będąc w stanie się odezwać. – Mam dla Pana przesyłkę od… - mężczyzna zerknął na kartkę – Josha. Nie ma więcej danych, przykro mi. Proszę o pokwitowanie.
Młody patrzył za oddalającym się młodym mężczyzną i, gdy tylko otrząsnął się z krótkiego szoku, zamknął za sobą drzwi i poszedł do kuchni. Trzymał w dłoni małą, ozdobną paczuszkę. Nie była obwinięta we wstążkę, co dla nastolatka było dużym plusem. Zresztą, o ile można było to nazwać paczuszką. Było to piękne, ciemne, drewniane pudełko. Nie wiedział, czego się spodziewać. Było długie, szerokie, ale wąskie. Co mogło się tam zmieścić? Po kilkusekundowym wahaniu otworzył je delikatnie. Jego oczom ukazała się perłowa koperta. O co w tym wszystkim chodziło? Wyciągnął kopertę i zaraz pod nią zobaczył włożony w materiał klucz. Cholera! Od tego wszystkiego ból głowy znowu mu wrócił. Czyżby Josh był typem romantyka i chciał go zdobyć? Zerknął na małą kartkę w kopercie.

Czy zechcesz wybrać się ze mną do kina? Żadnych nowości. Dwa stare, dobre  filmy. W sobotę o 16:00. Będę na ciebie czekał. Ów klucz jest od mojego domu. Chcę byś zawsze miał do niego dostęp, gdy tylko będziesz miał na to ochotę.  
                                               Josh

Pomimo tego, że siedział sam w domu, zarumienił się dość intensywnie i z tego powodu zrobiło mu się wstyd. Miał siedemnaście lat, a zachowywał się jak pięciolatek. Tylko, że szedł na randkę! Pierwszą w życiu randkę! I chyba właśnie dlatego tak się zachowywał. Uśmiechnął się sam do siebie jak głupek. Niby nic wielkiego, ale jednak cieszyła go świadomość, że mężczyzna to zaplanował. Tylko jak mu na to odpowiedzieć? SMS-em nie wypada. Zadzwonić? Może być zajęty. Napisać e-mail? Też mu to nie pasowało. Zastanowi się nad tym później. Teraz musiał poświęcić tylko godzinę, aby później mieć czas na jakiekolwiek inne myślenie. Oczywiście nie obędzie się przy tym bez uciekania myślami gdzie indziej. Ha! Szedł na randkę.

Josh załatwiał już ostatnie rzeczy w biurze. Musiał jechać wypocząć. Od wczorajszego ranka nie przespał nawet godziny, a dzisiejsza konfrontacja z piętnastoma mężczyznami tylko dodatkowo go wykończyła. Zastanawiał się, czy Farid dostał już jego przesyłkę. Może było to za dużo? Za szybko? Ale wolał, aby nastolatek posiadał tę formę zabezpieczenia na wypadek kryzysu. On zawsze znajdzie dla niego czas, a przynajmniej się o to postara. Chciał go kochać. Nie tylko posiadać na papierze, nie tylko posiadać jego ciało, ale kochać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że był zauroczony, dlatego tak wariował na samą myśl, że Młody miałby się oddawać innym mężczyznom. Po uporządkowaniu ostatnich dokumentów, chwycił niecierpliwie za komórkę, czy nie ma na niej żadnego połączenia, czy też wiadomości tekstowej. Rozczarował się jednak. Co teraz? Może chłopak się przestraszył? Albo nie dostał jego przesyłki? Było to mało prawdopodobne, tym bardziej, że kierowca zdeklarował się zawieść przesyłkę jako pierwszą. Miał dostać potwierdzenie dostarczenia… Gdy sobie o tym przypomniał jego komórka zawibrowała cicho na biurku. Zerknął na wyświetlacz. A jednak Farid miał w swoich rękach małą paczkę od ponad godziny i do tej pory nie zadzwonił. Może to on powinien pierwszy… Nie, skoro chłopak nie odpowiedział, to nie będzie się tym martwił.

Nastolatek po skończonej nauce wziął z gabinetu ojca, jego najlepszą papeterię. Czasem jego rodzic musiał pisać pewne listy ręcznie. Były wtedy przyjmowane przychylniejszym okiem, niż zwykły wydruk. Poza tym mężczyzna, który go wychował, miał piękne pismo. Średniej wielkości litery miały kształt, jakby wyszły spod ręki samego kaligrafa, chociaż ojciec starał się wtedy tylko trochę bardziej, niż zazwyczaj. To było zadziwiające, dlatego też nie raz widział go pracującego nad swoim stylem, piszącego zawsze piórem na różnych rodzajach papieru. Był wtedy mały. Miał wtedy cztery lata, jego sióstr jeszcze nie było na świecie, a on zawsze siedział z rodzicem w jego małym gabinecie, gdy mama odpoczywała. On się bawił, kreślił pisakami czy kredkami po kartkach. Pamiętał z tamtego okresu urywki, przebłyski pamięci, nic szczególnego, jednak te chwile były dla niego bardzo ważne.
Kiedyś ojciec nauczył go kilku sztuczek pisarskich. Teraz tylko pytanie, jak dostarczyć mężczyźnie list, by dotarł on na miejsce bez szwanku w ciągu najbliższej godziny. Chyba sam będzie musiał się przejechać autobusem. Ale czasem warto. Zostawił siostrom wiadomość, gdyby zdążyły wrócić, że będzie z powrotem za około godzinę. Musiały sobie same poradzić. A wiedział, że były w stanie. Miały trzynaście lat, a gotowały lepiej od niego. On został do tego zmuszony, tylko dlatego, że one chodziły do szkoły, ale w wakacje zamierzał zmienić tę tradycję. On będzie się lenił, a one się postarają.
Przebrał tylko spodnie, zarzucił na siebie kurtkę, założył wygodne buty i postanowił się przejść. Wiedział, że jeżeli będzie szedł spokojnie, to dotrze pod dom Josha o tej samej porze, co autobus odjeżdżający pięć minut temu. On miał ten komfort, że musiał skręcić tylko cztery razy, aby dotrzeć do posiadłości Josha. Natomiast autobus, zanim trafił na miejsce, objeżdżał stos innych uliczek i zakamarków. Farid ruszył przed siebie. Jeżeli jego plan się powiedzie w domu będzie za czterdzieści minut. Miał tylko jedną rzecz do zrobienia. Wsadzenie koperty do skrzynki nie było problemem. Większym zmartwieniem dla chłopaka było to, jak nie spotkać dzisiaj mężczyzny. Nim się zorientował, wchodził na ostatnią prostą. Podkradł się do skrzynki, wrzucił kopertę i już miał odejść, gdy z jego gardła wydobył się krzyk zaskoczenia wywołany niespodziewanym dotykiem. Starszy od niego mężczyzna uśmiechał się do niego złośliwie, a on prawie nie zszedł na zwał. Co on sobie myślał, zachodząc go tak od tyłu?
- Co tam wrzuciłeś? – Ton głosu Josha był miły, ale zarazem zaciekawiony. Z jego planu jednak nic nie wyszło. A raczej wyszło, jak zwykle.
- Odpowiedź. – Zaskoczenie i jeszcze szerszy uśmiech na twarzy przyszłego kochanka sprawił mu przyjemność. Tylko dlaczego tak się stało?
- Dziękuję, że się pofatygowałeś. Tylko czemu się ukrywasz? Może wejdziesz na kawę?
- Nie... – Widząc ironiczny uśmiech, od razu zmrużył oczy i odrzucił próby tłumaczenia się. – Po prostu chciałem się z tobą spotkać dopiero w sobotę – westchnął, ponieważ sam wygadał swoją odpowiedź. Ale nie ważne, lubił się tłumaczyć z takich pierdół, więc zaczął wyjaśniać. – Nie chciałem wchodzić, ani dawać znaku, że tu byłem, bo czeka na mnie stos materiałów do nauki. Przez to, co przydarzyło się moim rodzicom, musiałem opuścić szkołę na jakiś czas. Mam do nadrobienia dość dużą ilość materiału i tak się dziwię, że nauczyciele się na to godzą i podali mi okrojony materiał do nauki. Zresztą, moja klasa poparła ich pomysł cząstkowego sprawdzenia mojej wiedzy. Nie jestem w stanie nauczyć się tego wszystkiego sam, choćbym tego pragnął jak dzieci Bożego Narodzenia – rozgadał się, wiedział o tym, ale jakoś nie mógł się powstrzymać.
Jego słowotok przerwał krótki pocałunek. W momencie, gdy przełykał ślinę, przez co zamknął na chwilkę usta, Josh w końcu go pocałował. No dobrze, okej, całował go już wcześniej, gdy byli razem przez chwilę w burdelu. Ale chciał więcej i częściej. Czy on właśnie pomyślał w końcu? Co jest z nim nie tak? Nacisk warg na wargi nadal był delikatny, a on chciał bardziej drapieżnego pocałunku. Czuł się coraz bardziej pewny siebie przy tym mężczyźnie. Sam naparł mocniej wargami na usta kochanka. Cholera, kochanka? Ale jak to? Czemu? Gdy tylko uchylił instynktownie swoje usta, jego język splótł się z tym należącym do starszego mężczyzny. Przestał myśleć. Było mu przyjemnie i błogo, a zarazem czuł się podekscytowany. Nigdy wcześniej się nie całował i odkrył, że sprawia mu to cholerną przyjemność. Miał świadomość tego, że oddaje pocałunek bardzo nieporadnie, ale w tym wypadu chciał nabrać praktyki. I jak przypuszczał Josh udzieli mu tych lekcji. W pewnym momencie zaczęło mu brakować oddechu i musiał odsunąć się od mężczyzny, by zaczerpnąć tchu. Oparł swoje czoło o ramię Josha. Było mu zajebiście dobrze. Dawno się tak nie czuł.
- Odwiozę cię. – Głos Josha był zachrypnięty. Czemu on się zgodził na te przeklęte warunki? Powinien był odmówić takiego długiego okresu wstrzemięźliwości seksualnej. Za pół roku, to on będzie chodził rozdygotany czekając aż nastanie ta magiczna data i rzuci się na tego faceta. Czasem jednak dobrze jest zapomnieć o kilku małych rzeczach, ponieważ robiąc pewne rzeczy pod wpływem emocji możemy tego bardzo żałować.

16 komentarzy:

  1. Oh Ty zła. Miałam pisać i co? I zauważyłam, że dodałaś nowy rozdział i musiałam go przeczytać!! To była KONIECZNOŚĆ xP

    Rozdział cudny i było dużo Farida i Josha. Uwielbiam tę parę. A Josh jest taki romantyczny, zresztą Farid też. Czuję, że będą do siebie pasować ♥ Jeszcze ten pocałunek, aw *o*
    Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Nie wiem dlaczego ale mam wrażenie, iż siostry zobaczą, jak Josh odwozi Farida. Ciekawe jaka będzie ich reakcja...
    Josh miał takie problemy z firmą? No cóż, nie dziwię się, iż chodził do burdelu, ale boję się, że przez kolejne problemy nieumyślnie zrobi krzywdę Młodemu....
    Faridowi zaczyna co raz bardziej zależeć na Joshowi <33 Słodko
    Brakowało mi troszkę Diega i Araliego, tę parę też uwielbiam ♥
    Chwila, to Bianka idzie na randkę tego samego dnia co Farid? Haha. Jak się złożyło xP

    Jak dla mnie rozdział o wiele za szybko się czytało ;c No cóż, pozostaje mi czekać na kolejny ♥


    Pozdrawiam i życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to opowiadanie :) Całe szczęście, że net mi odpalił przed wyjściem, bo inaczej całą mszą myślałabym o tym, co napiszesz :P Josh ma rację, że chce rozwiązać zarząd. Patałachy (prawie wszyscy). Szuje. Banda... No dobra, stop, bo powiem za dużo :) Dobrze, że Josh ma Sandy. A co do jego umowy z Faridem, to chyba rzeczywiście dostał jakiegoś zaćmienia umysłu. No ale trudno, jak to tam było? "Mości starosto, słowo się rzekło - kobyłka u płota" xD Czekam na więcej.
    Zauważyłam dwie drobne literówki. "Kątach" zamiast "kontach" i "pozwał" zamiast "pozwalał". I kto to mówi... ;P Muszę swoje poprawić.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W którym mniej więcej miejscu ta literówka? Bo szczerze powiedziawszy za cholery jej nie zauważyłam, jak sprawdzałam.

      Usuń
  3. Josh bardzo dobrze postąpił z tymi skur... ludźmi. Sądzili, że młody to głupi i da im się robić w bambuko. A tu okazało się, że Josh ma łeb na karku. Dobrze, że Sandy mu pomaga. :D
    W ogóle świetny pomysł z tym pudełkiem i zaproszeniem na randkę. Jak można oprzeć się czemuś takiemu. :DD Wychodzi na to, że Josh to romantyk. Mam nadzieję, że nie zawiedzie zaufania Farida. Uwielbiam ich pocałunki. Na razie są takie niewinne. :DDD Czuję, że mają przed sobą przyszłość, ale jeszcze trochę zejdzie zanim coś z tego będzie.

    To życzę ci dużo weny i czasu byś pisała, i miała nadgonione rozdziały do przodu. ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja kocham to opowiadanie, jest po prostu boskie. Widać, że Josh to taki romantyk, dobry pomysł z tym pudełkiem. Bardzo dobrze zrobił z tymi ludźmi, sądzili, że on nic nie wie i mogę robić co chcą, w końcu dostali za swoje. Bardzo podobała mi się końcówka. Młody jedynie chciał wrzucić kopertę, a tu znienacka łapie go Josh, jak ja uwielbiam tą parę i te ich pocałunki. Po prostu cudny rozdział. Dzięki za rozdział. Powodzenia i dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :) Josh posiadał wiedzę ojca, więc był na wygranej pozycji. Co do pocałunku i rozdziału cieszę się, że tak ci się podobało i że to czytasz oraz, że komentujesz :) Wiem, że nie każdy ma na to czas, tym bardziej to doceniam :)

      Usuń
  5. Witam,
    Josh bardzo dobrze postąpił wywalając na zbity pysk ten cały zarząd, zamiast pomagać to niszczyli firmę, myśleli, ze jak młody to głupi i da się łatwo manipulować... Pomoc Sandy okazała się niezastąpiona... Wspaniały pomysł z tym pudełkiem, w którym było zaproszenie na randkę. Tak Josh podoba się Faridowi, no i użył słowa, ze ten go „w końcu” pocałował... Ale także Farid postanowił odpowiednio odpowiedzieć na to zaproszenie od Josh'a, choć przez chwilę w moim umyśle przewinęła się myśl, że on zauważył wcześniej Farida i zatrzymał samochód, czekając co on zrobi.... Spotkanie przez Josh'a Farida pod swoim domem było wspaniałym akcentem tego dnia i męczeniem się z bubkami....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, cieszę się, że ci się podobało :) Sandy jest niezastąpiona, to fakt wie najwięcej o tej firmie, zna ją od podszewki, dlatego też pracuje z Joshem :) Co do listu wpadło mi do głowy, dlatego też postanowiam to opisać. Wydawało m się to odopowiednie...
      Dziękuję, wena się przyda :)

      Usuń
  6. Spóźnię się do szkoły, ale było warto. Zwłaszcza końcówka :3
    Podzielam zdanie Josha - ja też nie mogę się doczekać aż nadejdzie ta "magiczna data" :D
    Pięknie, pięknie, warto było czekać

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwsza moja myśl - czemu taki krótki ten rozdział? ale przecież i tak jest długi :D.
    Josh jest zajebisty :D. coraz bardziej lubię tego faceta. fajnie wykiwał tych wszystkich debili. no i był do końca uczciwy, bo tych dwóch potraktował po przyjacielsku. a potem wysłał klucz do swojego domu Faridowi. fajny gest, chociaż ja sama odniosłabym wrażenie (gdybym była na miejscu Farida), że facet lekko zbzikował XD. ale to dobrze, że Faridowi się spodobało. no i sam postanowił dostarczyć mu odpowiedź, chciał tak po kryjomu, a tu niespodzianka! Kobieto, ten pocałunek.. niby to tylko pocałunek, a chciałoby się więcej, dużo więcej. uwierz, że nie tylko Josh będzie chodził sfrustrowany i nie będzie mógł doczekać się seksu - ja też nie będę mogła się tego doczekać! :D no i mają randkę w sobotę! teraz będę wyczekiwała niedzieli :D.
    odpowiadając teraz na Twoją odpowiedź co do mojego komentarza: spoko, poczekam :). cieszy mnie, że planujesz przeczytać moje opowiadanie :).
    dziękuję, wiem, że szablon jest piękny, chociaż to nie ja go wykonałam ;). ale mi też się on bardzo podoba :D.
    mi się właśnie bardzo podoba, że rozwijasz akcję tak wolno :).

    OdpowiedzUsuń
  8. 1.Jak długo trwa trochę? ;)
    2.Czy Farid ma jakieś niemieckie korzenie? Bo tak jakoś... Farid->Farin->Farin Urlaub czyli wokalista mojego ulubionego niemieckiego zespołu :D
    3.Jak motywujesz się do pisania i czy możesz zmotywować i mnie? ;P Chociaż dzisiaj jestem z siebie dumna, bo napisałam jedenasty rozdział :3

    Pozdrawiam
    Kirarin

    OdpowiedzUsuń
  9. Weszłam od razu na twojego bloga, gdy tylko dostałam w ręce swój laptopik. Dawno mnie tu nie było. Rozdział fantastyczny. Pomysł z randką idealny i te ich pocałunki.Cuuudo

    OdpowiedzUsuń
  10. Baardzo współczuję Joshowi. I... nie wiem, jak to napisać... Aaa! No czuję się chyba tak dobrze jak Farid. xD A czemu?
    - Joshowi udało się sprawnie pozbyć ignorantów z pracy,
    - nie poszedł jak zawsze do burdelu (choć wiem, że jest zauroczony Faridem, to jednak nie musiał być względem niego taki uczciwy... A jest, co czyni go w moich oczach niesamowitym),
    - romantyzm Josha dodaje mi skrzydeł i wiary w ludzi (jestem zdania, że w każdym bohaterze musi tkwić baza realnego człowieka),
    - Farid nie pozostaje mu dłużny,
    - widać między nimi chemię,
    - i jak yaoi kocham, najważniejsze - Farid staje się taki, czy też jest taki, jak opisywałaś na początku rozdziału. Nie przesadnie wrażliwy i cichy, a prawdziwy z niego ogier i kocur z pazurem. No jak mi się to podoba!!! Uściskałabym Cię, gdybyś była obok! XD Aaah, noo! XD U-W-I-E-L-B-I-A-M!
    ---
    Hehe. xD Ja uważam, że w żartowaniu w opowiadaniach jestem dosyć kiepska. xD Nie, jestem zadowolona z tekstu (powstał praktycznie w 2 godziny xD), ale do fajnej parodii wiele brakuje... Choć skoro śmiałaś się, to może nie było tak źle...

    Zapraszam na rozdział Właściwej drogi. ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Nasz uke chcę więcej i dobrze <3
    A z tym listem awww pomysł *^*

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    fantastyczny rozdział, tak Josh bardzo dobrze postąpił wywalając na zbity pysk ten cały zarząd, zamiast pomagać to niszczyli firmę, myśleli, że jak jest młody to i głupi, i da sobą łatwo manipulować... pomoc Sandy okazała się tutaj niezastąpiona... bardzo mi się spodobał pomysł z tym pudełkiem, w którym było zaproszenie na randkę. O tak, o tak Josh podoba się Faridowi, no i użył słowa, że ten go „w końcu” pocałował... ale takżei sam Farid postanowił odpowiednio odpowiedzieć na to zaproszenie od Josh'a, choć przez chwilę myślałam, że Joshzauważył wcześniej Farida i zatrzymał samochód, czekając co też ten zrobi.... spotkanie przez Josh'a Farida pod swoim domem było wspaniałym akcentem tego dnia i męczeniem się z tymi bubkami....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam,
    o tak, o tak, rozdział fantastyczny, Josh bardzo dobrze postąpił wywalając cały zarząd na zbity pysk, zamiast mu pomagać to niszczyli firmę, myśleli, że jak jest młody to i głupi, i da sobą łatwo manipulować... niedoczekanie... no tak pomoc Sandy okazała się tutaj niezastąpiona... spodobał mi się pomysł z tym pudełkiem, w którym było zaproszenie na randkę... o tak, o tak, o tak Josh bardzo podoba się Faridowi, no i ach... użył słowa, że ten go „w końcu” go pocałował... no i sam Farid postanowił odpowiednio odpowiedzieć na to zaproszenie... choć przez chwilę myślałam, że Josh zauważył Farida i zatrzymał samochód, czekając co Farid zrobi.... spotkanie przez Josh'a Farida pod swoim domem było miłym akcentem tego dnia i męczeniem się z tymi wszystkimi bubkami....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń