Kolejne dwa tygodnie minęły wszystkim spokojnie. Araliel otworzył
swoją firmę. Na początku nie prosperowała zbyt dobrze, zajmowała się tylko
obsługą biznesu jego i Diego. Jednakże wciąż miał nadzieję, że uda mu się
rozwinąć skrzydła. Anne i Bianka nadal spotykały się ze swoimi chłopkami,
jednak były coraz bardziej zdenerwowane.
Ten krótki okres dwóch tygodni był dla trójki rodzeństwa
naprawdę męczący, stresujący i nie do wytrzymania. Wiedzieli, że po tym czasie
będą ze sobą, jak dawniej jako rodzina albo ich rozdzielą. A żadne z nich tego
nie chciało. Cholera! Dzień przed rozprawą sądową był najgorszym zaraz po
śmierci rodziców. Wszyscy nie mogli spać, czuli się zmarnowani, niewyspani,
jednakże ciągle mieli nadzieję. Wiedzieli, że następny dzień będzie drogą przez
mękę, ale dawali sobie radę. Najgorzej było opanować stres.
***
Dzień rozprawy nastał zarówno za szybko, jak i za wolno. Rodzeństwo mimo posiadania dobrego adwokata, czuło się dość niepewnie. W końcu rzadko kiedy nastolatkowie znajdują się w tak dziwnej sytuacji. Zazwyczaj to osoby dorosłe kogoś adoptują, dzieci mniejsze, czy większe, ale dzieje się to wtedy, gdy są na to gotowi. Gdyby ktoś powiedział Faridowi rok temu, że tego dnia będzie stał w sądzie, by zyskać prawo do opieki nad rodzeństwem, wyśmiałby go i wyzywał od wariatów i szubrawców, którzy chcą go naciągnąć na kasę. W rzeczywistości jednak przekonałby się, że ten ktoś miał rację. Jeszcze przed wejściem na salę rozpraw trzymał drżące siostry w ramionach, pocieszając, że wszystko będzie dobrze, obiecując im opiekę do końca życia. Obietnica bardzo ogólnikowa. Gdyby coś poszło nie po ich myśli, nadal by się nimi opiekował. Najbliższe dwie godziny miały być decydujące…
Dzień rozprawy nastał zarówno za szybko, jak i za wolno. Rodzeństwo mimo posiadania dobrego adwokata, czuło się dość niepewnie. W końcu rzadko kiedy nastolatkowie znajdują się w tak dziwnej sytuacji. Zazwyczaj to osoby dorosłe kogoś adoptują, dzieci mniejsze, czy większe, ale dzieje się to wtedy, gdy są na to gotowi. Gdyby ktoś powiedział Faridowi rok temu, że tego dnia będzie stał w sądzie, by zyskać prawo do opieki nad rodzeństwem, wyśmiałby go i wyzywał od wariatów i szubrawców, którzy chcą go naciągnąć na kasę. W rzeczywistości jednak przekonałby się, że ten ktoś miał rację. Jeszcze przed wejściem na salę rozpraw trzymał drżące siostry w ramionach, pocieszając, że wszystko będzie dobrze, obiecując im opiekę do końca życia. Obietnica bardzo ogólnikowa. Gdyby coś poszło nie po ich myśli, nadal by się nimi opiekował. Najbliższe dwie godziny miały być decydujące…
***
Rozprawa w rzeczywistości trwała
tylko pół godziny. Wszystkie złożone dokumenty wpływały na korzyść Farida. Był
zatrudniony na stałe na zmywaku w lokalu Diego i Araliela, zarobki miał takie,
że był w stanie utrzymać siostry. Poza tym tydzień temu dostali odszkodowanie z
polisy ubezpieczeniowej rodziców, przez co spłacili dziewięćdziesiąt pięć
procent kredytu hipotecznego, oprócz tego pospłacał całą resztę kredytów, mniejszych
i większych. Taka niewielka kwota hipoteki, która została do spłacenia,
pozwalała mu na zaopiekowanie się siostrami. Gdyby kredyt był większy, nie
mógłby ich adoptować. Jednak udowodnił niezależność finansową oraz to, że może
zapewnić siostrom bezpieczną przyszłość. Dlatego wszystko potoczyło się szybko,
można to było określić jako sprawę czysto formalną. Przynajmniej z tego powodu
się cieszyli.
Po
tym, jak już usłyszał, że jego poświęcenie jest godne podziwu i że może zająć
się siostrami, odetchnął głęboko. Miał ochotę się rozpłakać. Siostry rzuciły mu
się na szyję ze śmiechem i płaczem jednocześnie. Nie mógł nic powiedzieć, w
gardle miał gulę. Cholera, czuł się szczęśliwy. W końcu mogli legalnie razem
mieszkać. Do tej pory niby też tak robili, ale siostry musiały pojawiać się u
ciotki, czasem tam spać. Nie pasowało mu to. Ale teraz w końcu mieli z tym
spokój. Farid podziękował swojemu prawnikowi. W rzeczywistości jednak wiedział,
że wyrok będzie na jego korzyść. Araliel i Diego rozmawiali z nim o tym.
Problem polegał na tym, że mimo tej wiedzy nadal był niepewny sytuacji. W końcu
każdy ma prawo zmienić zdanie. Był typem człowieka, który musiał coś zobaczyć
lub usłyszeć, by uwierzyć. Była to jego wada i zaleta jednocześnie. Będzie
musiał się jakoś odwdzięczyć przyjaciołom, tylko, na tę chwilę nie miał pojęcia,
jak to zrobić.
Jak nigdy bliźniaczki stały
grzecznie obok niego. Chyba nie zdarzyło się, by zachowywały się tak dobrze,
przez co chciało mu się śmiać. Kto by pomyślał, że są uosobieniem niewinności.
Już to widział. Jasne. Mimo to doceniał ich starania. Po krótkiej rozmowie
umówił się dokładnie z prawnikiem co do terminu zapłaty i dopiero wtedy wyszedł
z sali rozpraw. Gdy zobaczył na zewnątrz swoich przyjaciół ze szkoły, Diego i
Araliela oraz Josha, nie mógł powstrzymać śmiechu. Cieszył się, że ma ich
blisko siebie w tak ważnej chwili. Wiele to dla niego znaczyło. Na Biankę i
Anne czekali Elliot i Michael. Mimo straty rodziców zyskał nową rodzinę, która
kochała go takim jakim był bez ukrywania różnych rzeczy. Fakt, miał zamiar
powiedzieć o wszystkim swojej kochanej familii, ale dopiero wtedy, gdy byłby
pewny, że jest w stanie sam się utrzymać. Byłby to jego środek zaradczy. Został
przyciągnięty w ramiona partnera.
-
Gratuluje kochanie. Wiedziałem, że wszystko ci się uda. - Poczuł czuły
pocałunek na swoim policzku. To było urocze. Nie mógł, tego inaczej określić.
Mógłby
ze śmiechem stwierdzić, że ich dobrymi fluidami można by obdzielić piętnaście
osób, a jeszcze by ich zostało. Kochał tych ludzi. No, może niekoniecznie
chłopaków swoich sióstr, ale jednak zapunktowali u niego. Sam fakt, że czekali
na nie w tak ważnej dla nich chwili. Widać było, że im na nich zależy.
-
Zapraszamy was na obiad, trzeba uczcić tak ważne wydarzenie.
***
Po
kolejnej pół godzinie siedzieli w małej knajpce. Całkiem możliwe było, że ich
dłuższy pobyt w lokalu może się przysłużyć właścicielom. Nie dość, że jedli
dużo, zamawiali także dość sporo, to jeszcze zrobili mały tłum, który przywołał
kolejnych gości. Jedzenie było tam bardzo dobre, odpowiednio doprawione i
pożywne, a to dla większości osób liczy się najbardziej. Będąc głodnym, nie
mamy ochoty jeść minimalnych racji żywieniowych. Tak też było w przypadku
wesołej gromadki, siedzącej przy złączonych stolikach. Jedli tyle, ile
zmieściły ich żołądki, chociaż nie robili tego na umór. Mogliby pić alkohol,
ale z drugiej strony, nie było im to potrzebne. Rozmowy przy stole były dość
głośne, jednak działo się tak tylko dlatego, że jeden mówił przez drugiego, a
to stwarzało duży harmider. W końcu jednak rozmowy powróciły do tematu
rodzeństwa.
-
Oj, Faridzie, musisz być zadowolony mając całkowitą kontrolę nad siostrami? -
Ton wypowiedzi Diego był ironiczny, co z kolei spowodowało dwa krótkie, pełne
oburzenia parsknięcia ze strony Anne i Bianki i gwałtowny, udawany kaszel ich
chłopaków oraz Araliela, który jednak nie chciał aż tak zamaskować śmiechu.
-
No tak. Będę je karał za wszystko, co zrobią źle. Już nawet obmyśliłem kary
doskonałe. - Widząc wzrok sióstr na sobie nie mógł powstrzymać śmiechu. -
Dobrze wiecie, że żartuję, więc nie patrzcie na mnie takie przestraszone.
Będzie jak zwykle. Na takich samych zasadach, jakie były z rodzicami. Nie chcę
niczego zmieniać na siłę, skoro jest dobrze, tak jak jest. Zmiany nie miałyby
sensu o czym wy dwie dobrze wiecie.
Reszta
popołudnia upłynęła im w lekkiej, można by powiedzieć sielskiej atmosferze.
Josh co chwilę ściskał dłoń Farida, a gdy tego nie robił, pomimo początkowych
oporów nastolatka, trzymał ją w swojej, pieszczotliwie masując ją kciukiem. Z
daleka można było zauważyć, że są ze sobą związani. Wystarczyło popatrzeć na
ich wzajemne gesty względem siebie. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to,
że obaj sobie tego do końca nie uświadamiali. Były to dla nich zachowania
instynktowne, bardzo naturalne, tak jakby coś innego niż ludzie, chciało ich
złączyć. Ludzie wierzący w przeznaczenie, zapewne stwierdzą, że to właśnie ono
chciało, by ta dwójka była razem. Równie dobrze inna osoba może zanegować ową
opinię i przypisać ją zupełnie innym czynnikom.
Araliel
otwarcie patrzył na swojego przyjaciela i podopiecznego. Właśnie w tej chwili,
widząc ich szczęście, mógł powiedzieć, że podjęli z Diego dobrą decyzję co do
losu chłopaka. Mimo początkowych oporów i ograniczeń, odnalazł się w tym
związku, a także w roli przypisanej mu przez czynniki zewnętrzne. Widać było na
jego twarzy radość i zadowolenie. Także po całej postawie ciała można było zobaczyć
jego odprężenie. Gdyby ktoś powiedział mu, że taka zmiana postawy i nastawienia
jest możliwa w ciągu dnia, wyśmiałby ową osobę. A jednak miał przed sobą żywy
przykład takiego zachowania.
***
Po
pięciogodzinnym obiedzie, a
dokładniej przystawce, zupie, drugim daniu oraz podwójnym deserze w końcu
zebrali się do wyjścia. Bianka wychodziła z Michael’em do kina, Anne i Elliot do
domu chłopaka, Araliel i Diego wyszli trochę wcześniej ze względu na pracę, a
przyjaciele Młodego musieli iść zająć się swoimi obowiązkami. Farid został sam
z Joshem. Nie miał ochoty wracać do domu. Fakt, miałyby tam ciszę i spokój,
jednak w dniu dzisiejszym nie chciał tego. Po tak intensywnym i głośnym
popołudniu, nie podobała mu się myśl o siedzeniu samemu w pustym i cichym domu.
Było to dla niego dość dziwne odkrycie, ponieważ zawsze preferował ciszę i
spokój. Jednak nie tym razem.
-
Dziękuję za to wszystko. Chyba wszyscy spędziliśmy miło dzień. Jestem ci za to wdzięczny.
Tego mi było trzeba. Razem chyba przekroczyliśmy ilość dopuszczalnych decybeli
w pomieszczeniu. - Uśmiechnął się do mężczyzny przed sobą.
Nie
spodziewał się jednak, że zostanie przyciągnięty do pocałunku na środku
chodnika. Tym razem jednak nie poczuł się tym urażony. Josh przyzwyczaił go do
swojego dotyku i myśli, że nie wszystkim musi się podobać jego życie.
Teoretycznie, zdawał sobie z tego sprawę, jednakże w praktyce jakimś dziwnym
sposobem, nie udawało mu się tego zrozumieć. Zawsze komuś nie będzie się
podobał nasz styl ubierania, zachowywania, manier (nawyków), sposób na życie,
czy też poszczególne wybory, jakimi się kierujemy. Nie jesteśmy w stanie
wszystkim dogodzić. Najważniejsze jest to, by kierować się własnym dobrem.
Czasem warto posłuchać rad najbliższej rodziny, ponieważ to oni, jako jedyni,
nie życzą nam źle. Gdybyśmy mieli słuchać stu pięćdziesięciu doradców,
moglibyśmy skończyć na równi pochyłej naszego życia. Dzieje się tak niestety
zbyt często. Słuchamy osób, które chcą dla nas jak najgorzej, udając zarazem
przyjaciół. Jesteśmy tylko ludzi, dlatego też zdarza nam się popełniać błędy,
które dają bardzo potrzebne doświadczenie życiowe.
Niestety
bardzo rzadko potrafimy przyznać się do tego, że czegoś nie potrafimy, nie
wspominając nawet o błędach, które popełniliśmy. W momencie, gdy Młody zaczął
wprowadzać owe teorie w życie, poczuł się o wiele lepiej w swojej skórze.
Wprowadzenie teorii do praktyki spowodowało u niego też to, że zaczął pozwalać
Joshowi na dotyk w miejscach publicznych. To, co kiedyś było dla niego nie do
pomyślenia, aktualnie stało się normą. Idąc ulicą, nie bał się trzymać
mężczyzny za rękę, czy też oprzeć się na jego ramieniu. Jednakże tak namiętnego
pocałunku, jeszcze nie miał. Nie chodziło mu tu o jakiekolwiek złączenie warg i
języków, ale o to, że prawie bez skrępowania całował się z tym mężczyzną w miejscu
publicznym. Na początku, gdy umawiał się z młodym prezesem co do jego szkolenia z otwartości dotyczącej orientacji
homoseksualnej, śmiał się z
całego zamysłu, teraz jednak czuł, że wyszło mu to na dobre. Josh wiedział,
jaki jest w tym wszystkim niepewny, dlatego zaproponował przyzwyczajenie go do
pewnych zachowań, gdy gdzieś razem wyjdą. On sam nadał temu procesowi nazwę
szkolenia, jednak wyszło to w trakcie ich dogryzania sobie nawzajem. Namiętny
pocałunek był ostatnim z etapów. Przynajmniej on tak przypuszczał. Zaczynało
się od trzymania za ręce.
Kochał
tego pedantycznego, trochę zapatrzonego w siebie bubka, który mimo posiadania
tak negatywnych cech, posiadał wiele innych, pozytywnych, takich jak dbanie o przyjaciół
i szanowanie ich, ludzi bliskich. Był skory do pomocy, ale posiadał też wiele
innych dobrych cech. Najlepsze, a zarazem najgorsze w tej całej sytuacji było
to, że mężczyzna nic nie wiedział o tym, że skradł serce Młodego. Nie chciał mu
tego na razie mówić. Mógł tylko przypuszczać, ale nie być pewnym. Nigdy się tak
nie czuł, więc wolał upewnić, niż rzucić tak ważnymi słowami na wiatr. Przy
Joshu szybciej biło mu serce, czuł radość i podniecenie przed każdym spotkaniem,
a zarazem jego potrzeba bezpieczeństwa była zaspokojona... Dla niego o czymś to
świadczyło. Nie zależało mu na pieniądzach, pomyślałby wtedy o sponsoringu jako
pierwszym. Szukał pracy, jednak niesprzyjające okoliczności, nie pozwoliły mu
jej uzyskać. Nie miał też szans na spokojne życie przez kolejne dwa, czy trzy
miesiące, gdyby nic nie znalazł. Patrząc teraz z danej mu perspektywy, nie miał
szans na znalezienie innej pracy. Najwyraźniej taka ścieżka była mu pisania.
Starał się, walczył, szukał, a jednak to nie poskutkowało.
Pół roku później
-
Anne, Bianka do mnie. W tym momencie. – Głośny ryk rozniósł się po domu.
Osiemnastoletni już Farid znalazł pewną rzecz, o której musiał porozmawiać z
siostrami. Josh siedział przy stole, starając się ukryć uśmiech, sięgając po
filiżankę. – A ty się nie śmiej debilu. To poważna sprawa – zrzędził dalej
chłopak. Na jego czole pojawiła się żyła, twarz poczerwieniała nie z nerwów, a
z powodu ich powstrzymywania.
-
Kochanie, ja się wcale nie śmieję. Podziwiam tylko twoją furię, która w końcu nie
jest skierowana na mnie. – Chłopak pokazał mu swój charakterek, ale dzięki temu
się nie nudził. Początkowo przestraszony i niepewny siedemnastolatek, wrócił do
formy po całkowitym zaakceptowaniu go przez ludzi mu bliskich. Wzrok, jaki
otrzymał powiedział mu, żeby nie igrał.
-
Za chwilę. Kończę rozmowę z Elliotem – odkrzyknęła Anne z góry. Bianka nawet
się nie pojawiła, czyli wspierała siostrę.
- W
dupie mam to, że kończysz rozmowę ze swoim facetem. – Ponowny krzyk rozniósł
się po domu. – W tym momencie chcę was tu widzieć. Jasne? – Jako, że zbliżył
się do schodów, jego dwie nastoletnie siostry postanowiły nie ryzykować i
pojawić się przy jego boku. Bianka spojrzała do niego z ukosa. Nadal była
obrażona o to, że dał jej szlaban za półtora godzinne spóźnienie. – Do kuchni.
Dziewczyny
weszły i usiadły przy stole. Patrzyły na brata, zajmującego miejsce naprzeciwko
nich, jednak centralnie pośrodku. Nie wiedziały, o co mu chodziło. Przecież nic
złego nie zrobiły.
-
Pamiętacie, co powiedziałem waszym chłopakom, gdy zaczęli się z wami spotykać?
Że utnę im jaja, gdy dowiem się, że z wami sypiają. – Wyciągnął z kieszeni
dżinsów prezerwatywę. – Która z was to ukryła za drugimi płatkami, do kurwy
nędzy? – Bianka zakrztusiła się swoją wodą, a Anne opuściła lekko głowę.
-
Nie bójcie się dziewczyny. Przecież nic wam nie zrobi. – Josh musiał się
wtrącić. Zauważył, że wtedy uspokaja nastolatka, a jego siostry też inaczej
odbierają całą sytuację.
-
Anne? Czy chcesz mi coś powiedzieć? – Chłopak spojrzał na najmłodszą z sióstr.
-
To nie jest nasze. Już dawno ukryłam to koleżance, bo mnie o to poprosiła i
zapomniałam o tym. Ona pewnie też. Chciała się przespać z chłopakiem, ale
ukradła prezerwatywę ojcu. – Głos nastolatki drżał. Widać było, że ma poczucie
winy. – Miała szlaban, bo rodzice się zorientowali, a oprócz tego jej facet z
nią zerwał. I po prostu, o tym zapomniałam. A było to zrobione szybko i jakoś
tak… Przepraszam. Nie chciałam. – Starsza z sióstr patrzyła na nią, jakby miała
przed sobą kosmitę. Trzęsące się ramiona siostry spowodowały u Farida falę
współczucia. Podszedł do Ann i przytulił ją mocno.
-
Spoko młoda. Wierzę ci. Po prostu strasznie się wkurzyłem, bo myślałem, że to
wy sypiacie z chłopakami. A wtedy… byłoby z nimi ciężko. – Bianka przewróciła
oczami.
-
Co byś im mógł zrobić? – Ostatnio stała się ironiczna i złośliwa. Niepokoiło to
jej brata. Rozumiał hormony i wiek nastoletni, ale zmiana ta następowała zbyt
szybko.
-
Nie macie ukończonych piętnastu lat. Gdybym zgłosił to na policję, byliby
oskarżeni o pedofilię. A w rzeczywistości obita morda, to najmniej, co mógłbym
im zrobić. Czemu ostatnio jesteś taka nie miła? Jesteś ironiczna, wredna.
Zachowujesz się inaczej.
Nie
spodziewając się tego, dwóch mężczyzn w pomieszczeniu zobaczyło nagły atak
płaczu. Bianka nie odpowiadając ani słowem zaczęła płakać.
-
On wyjeżdża. Michael przeprowadza się z rodzicami o sześćset kilometrów stąd.
Nie chcę być z nim na odległość. To za dużo. Gdyby to było chociaż sto
kilometrów. – Szloch nastolatki ponownie rozniósł się po pomieszczeniu.
Farid
mimo początkowego paraliżu usiadł na stole przed siostrą i wziął ją w ramiona.
Pozwolił się jej wypłakać tyle, ile potrzebowała. Wzrokiem pytał Anne, czy
wiedziała, ta jednak przecząco pokręciła głową. W trójkę nie wiedzieli. jak się
zachować.
-
Dlatego się spóźniłaś wtedy? – Kiwnięcie głową tylko potwierdziło jego obawy. –
Młoda, trzeba było mi o tym powiedzieć. A nie trzymać to w sobie, warczeć na
wszystkich i wszystko. My się martwiliśmy, na dodatek dostałaś szlaban, co cię
jeszcze bardziej podminowało. – Bianka jakoś się uspokoiła i odsunęła od brata.
– Wiem, że to głupio zabrzmi w tym momencie, ale odpuszczam ci szlaban. –
Prychnięcie ze strony Ann tylko potwierdziło jego teorię.
-
Nie ma jak zostać? – zapytała najmłodsza latorośl.
- Nie.
Jego babcia i dziadek, nie mają warunków. A pieniądze za to mieszkanie, pójdą
na nowe. – Ponowny wybuch płaczu Bianka skierowała na ramię siostry.
-
Zawsze może wrócić na studia. Nie płacz. – Josh otarł jedną łzę z policzka
siostry swojego chłopaka. Farid nawet nie zdawał sobie sprawy, ile razy jego
siostry zwierzały mu się. Na początku żałował, że dał im swój numer telefonu,
jednak teraz doceniał to, że także do niego zwracały się o pomoc. Oznaczało to,
że go zaakceptowały, a to było dla niego bardzo ważne. – Nie będę ci mówił, że
wszystko będzie dobrze, bo to tylko denerwuje. Ale jak będziesz tego
potrzebowała to daj znać, a ja się wszystkim zajmę. – Jego chłopak (nadal owe
określenie go rozśmieszało) popatrzył na niego zdziwiony. Przecież mógł zainwestować
w jakąś nieruchomość. A jeżeli to uszczęśliwi tę dziewczynę, jest w stanie to
zrobić. – Porozmawiaj z nim o tym. A jak nie będzie chciał, to dopiero wtedy
możesz płakać, więc głowa do góry.
Po
kolejnych dwudziestu minutach Anne poszła do Elliota, a Bianka miała się
spotkać ze swoim byłym-obecnym chłopakiem.
-
Rozpieszczasz mi siostry. – Mimo swoich słów, Farid pocałował Josha. Oplótł
jego szyję swoimi dłońmi, delikatnie uciskając jedno miejsce na karku. Był
wysoki, ale i tak jego facet – cieszyło go to słowo – musiał pochylić się lekko
do pocałunku. Gdy poczuł, że Josh zamierza się odsunąć, chwycił w pięści jego
koszulę. Potrzebował jego bliskości. Mimo tego, że jeszcze mu się nie oddał,
nie całkowicie, potrzebował tego.
-
Kocham cię. – Głos mężczyzny był poważny. Jak zwykle zresztą, gdy wyznawał mu
swoje uczucia. Chciał go do tego przyzwyczaić. Nie wiedzieć czemu. Ufał mu,
kochał go, więc nie widział, czemu zawsze jest taki… surowy, gdy wypowiadał te
dwa słowa.
-
Wiem. Ja ciebie też. – Cichy szept wydobył się z jego ust.
-
Pójdziesz ze mną na randkę? Za tydzień w piątek? – Po krótkim potwierdzeniu
mężczyzna kontynuował. - Może… Może będziesz chciał zostać na noc? – Faridowi
nie umknęło zawahanie jego partnera. Wcale mu się nie dziwił. Nigdy nie został
u niego, na tak długo, nie pozwolił mu się ze sobą przespać. Pieszczoty, seks
oralny, tak, nie ma sprawy, ale nic więcej. Do wszystkiego doszli z czasem.
Wiedział, że to głupie podejście, ale mimo zaufania do mężczyzny, bał się
samego seksu. Mimo rozmowy z Aralielem i Diego oraz ich zapewnień, że jest to
przyjemne, o ile robi się to z odpowiednim partnerem, nadal odczuwał niepokój
na samą myśl o tak głębokiej ingerencji w jego ciało. Jednak sam coraz częściej
nad tym myślał. Można wręcz stwierdzić, że mężczyzna spadł mu z nieba, dając
taką propozycję.
Josh
nigdy go nie odrzucał, gdy zabraniał mu się tam
dotykać. Był to dla niego jasny jak
słońce znak, że mężczyźnie zależy na nim, a nie na jego ciele. A dokładniej
jest to drugi priorytet odnoszący się do niego.
-
Nie wiem. Zobaczymy.
Hej! Pierwsze co zrobiłam po obudzeniu się, to odpalenie kompa i wejście tutaj - no może drugie, najpierw była łazienka :P No i jak zwykle musiałam przeczytać rozdział, nawet za cenę nieumalowania się do kościoła :) Taki spokojny jakiś, no ale przecież nie może być "trzęsienia ziemi" w każdym, prawda? Tak czy tak podobał mi się, zwłaszcza jak Farid pokrzykiwał na siostry :) Nie sam fakt, ale jego teksty :) Jako że opowiadanie zbliża się ku końcowi, to teraz będę czekać na ostatnie notki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cieszę się, że to tak dobrze skończyło się dla rodzeństwa i tak już dużo wycierpieli. Teraz tylko czekam na moment, w którym Farid w końcu się zdecyduje oddać Joshowi xd Kto wie, może już w następnym rozdziale ^^
OdpowiedzUsuńDużo weny ;)
Heh, ja chce seksu :P Ech kochany, wkurwiony na siostry Farid, takiego go lubię. Ale jak wiesz, zabrakło mi kochanego Diego i Ariego... Bez nich by nie było tej pikanterii :D
OdpowiedzUsuńCóż mam ci napisać, rozdział jak zwykle przyjemnie mi się czyta, fabuła też ciekawa no i bohaterowie których nie da się nie polubić. Tylko Farid mnie zaskoczył takim zachowaniem, niby kiedy Josh powiedział młodemu w burdelu że nie może tego zrobić to pokazał pazurki. Ale żeby aż taki dziki się zrobił? Cóż cicha woda brzegi rwie. I dobrze się stało że stał się prawnym opiekunem dla sióstr, gdyby to mu się ni udało to byłby dla niego potężny cios.
OdpowiedzUsuńA końcówka? Teraz będę się zastanawiała czy dojdzie do czegoś między Faridem a Joshem w następnym rozdziale. A jeśli dojdzie to jak? Będzie cukierkowo czy bardziej pikantnie?
Pozdrawiam i życzę dużo weny. ;)
Podoba mi się ;) Wiele rzeczy się wyjaśniło, ułożyło... Dobrze, że jest coraz lepiej. Ale zgadzam się z przedmówcami, chcę seksu :P
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że Faid z czasem przestał... Obawiać się tego, że niektórym nie spodoba się jego styl życia. Wiem, że mnóstwo osób nie akceptuje homoseksualizmu i to jeden z powodów, dla którego poza moją najlepszą przyjaciółką (która nawiasem mówiąc uważa, że mi "przejdzie" i udaje, że nic nie wie), nikomu nie powiedziałam, że nie jestem hetero. Może dlatego, że sama do końca nie wiem, co czuję, to znaczy wiem, że ją kocham... Ją, dziewczynę, jest śliczna, kochana.
W każdym razie to, co napisałaś dało mi nadzieję, że w końcu przestanę się bać i powiem o swojej miłości chociaż najbliższym.
Kocham twoje opowiadanie, twój styl pisania, postaci, które stworzyłaś i przykro mi, że do końca zostało już tak niewiele rozdziałów :(
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział fantastyczny, taki spokojny.... bardzo mi się podobała scena jak Farid krzyczał na siostry.... naprawdę bardzo dobrze się nimi zajmuje....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witam,
OdpowiedzUsuńfantastycznie, taki spokojny rozdział... och bardzo to mi się podobała scena kiedy Farid krzyczał na swoje siostry ;] naprawdę jest osobą, która bardzo dobrze się nimi zajmuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Farid naprawdę wspaniale zajmuje się siostrami... rozdział ogólnie spokojny...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza